piątek, 3 lipca 2015

Księżniczka Luna 22

Rozdział 22

Rose

Nagle coś się zmieniło. Widziałam lekarzy, którzy stoją nad stołem.
Gdzie ja jestem?
Spojrzałam przez ramię pielęgniarki. Na stole operacyjnym leżałam...ja. Wiem, że wydaję się to irracjonalne, ale na tym stole byłam ja. Lekarze reanimowali mnie. Jednak serce nadal nie było.
U-umarłam...? Kastiel...ja chcę do Kastiela!
Lekarz ściągnął rękawiczki i wyszedł z sali, a ja za nim. Ujrzałam Lysandra, Daniela i Kastiela. ten ostatni słysząc o mojej śmierci zaczął biec, a ja za nim. Chłopak dobiegł do swojego domu, a tam wsiadł na motor i gdzieś pojechał. Jednak nie było mi dane zobaczyć gdzie zmierzył, ponieważ przeniosłam się w tą samą pustkę i czerń.
Kastiel! Kastiel! Ja chcę do Kastiela! Ja muszę wstać! Muszę! Muszę!!!
Z całej siły chciałam poruszyć ciałem.
Nie rób nic głupiego idioto! Ja zaraz wstanę!

Kastiel

Moją rozpacz przerwał dźwięk telefonu. Leniwie spojrzałem na wyświetlacz : Lysander.
-Stary...Ona...ona...Przyjeżdżaj! Ona żyje! -Powiedział załamanym głosem.
-Jak to? -Zapytałem zdziwiony.
-Normalnie. Serce nagle zaczęło bić. Jest nieprzytomna. Ale gdy serce zaczęło bić to wyszeptała " Kastiel nie zostawiaj mnie". Chodź tu!
Szybko rozłączyłem się, a następnie z nadzieją podszedłem do motoru i wsiadłem na niego.
Już jadę...Nie zostawię cię kochana.

Lysander

To wszystko stało się za szybko. Lekarz odszedł, a my z Danielem zaczęliśmy płakać. Po około pół godzinie z sali wybiegła pielęgniarka krzycząc, że serce zaczęło bić. Z Danielem wbiegliśmy na salę. Rzeczywiście automaty piszczały, a dziewczyna pociła się i oddychała szybko.
-Kastiel...nie...zostawiaj...mnie -wydyszała.
Po chwili na salę wbiegł lekarz i kazał nam natychmiast wyjść.

Rose

Każdy najmniejszy mięsień bolał mnie. Otworzenie ust były wielkim wysiłkiem, a co dopiero poruszenie się. Czułam, że moja walka trwa wieki. Jednak moja determinacja przerastała ból i strach. Adrenalina zapanowała nad ciałem i w końcu usiadłam na łóżku szpitalnym ciężko oddychając. Byłam spocona, oddychała niemiarowo i szybko. Ktoś coś mówił, ktoś inny coś wołał. Ale nie za bardzo docierał do mnie sens słów. Otrzeźwiałam dopiero gdy lekarz stanął obok mnie i zaczął mnie wołać.
-Jak się panienka czuję? -Zapytał.
-Trochę słabo. Bolą mnie mięśnie -powiedziałam.
-To zrozumiałe.
-Czy mogę dostać wyjaśnienia? -Zapytałam kładąc się na miękką białą poduszkę.
-Już mówię. Otóż koleżanka wstrzyknęła pani lek, który nie za dobrze współgra z pani normalnymi lekami. W wyniku zmieszania tych dwóch substancji zapadła panienka w śpiączkę. A później... Pani umarła. Serce przestało bić. Po długiej reanimacji nic nie dało się zrobić. Ale czterdzieści minut po stwierdzeniu zgonu panienki, serce zaczęło bić. Stało się to wczoraj. Spała pani około dwudziestu godzin.
Złapałam się za głowę.
Udało mi się...
-Czy...czy pan wie gdzie jest Kastiel? -Zapytałam.
-Ten pan siedzi przed salą kazałem mu wyjść. Siedział przy tobie cały czas. Nie mogliśmy go stad wygonić. Nawet brat panienki próbował, ale ten tylko protestował.
Uśmiechnęłam się na myśl o chłopaku.
-Czy mógłby pan tu poprosić? -Zapytałam.
-Naturalnie. Jednak chyba nie będzie to potrzebne. I tak by wszedł.
Zaśmiałam się lekko. Lekarz wyszedł, a zaraz po nim wszedł Kastiel.
-Rose...-wyszeptał.
Chłopka podszedł do mnie i przytulił mnie.
-Nie płacz -powiedziałam słysząc jego szloch.
-Ale...To przestało pikać. Rose... -wyszeptał załamanym głosem.
-No nie wierze. Wielki Kastiel pan buntownik płacze -powiedziałam.
Chłopak zaśmiał się i na chwilę mnie puścił, by po chwili pocałować.
-Nareszcie czuję twoje ciepło -wyszeptał.
-Nie gadaj -odparłam.
Pocałowaliśmy się jeszcze raz i nagle ktoś wszedł do sali.
-Daniel... -wyszeptałam widząc brata.
-Siora! -Powiedział uradowany.
Ten również się popłakał. Zaśmiałam się. Chłopcy siedzieli długo. W końcu obu wygoniłam do domu. Kastiel nareszcie musiał zjeść coś porządnego, a nie bułki słodkie.
-Kastiel pojedź z Danielem do domy. Zamówcie pizzę czy coś. A najlepiej to coś zdrowego. Jak wyjdę to nie popuszczę wam tak łatwo. Kto to widział cały czas jeść bułki ze sklepiku i kawę żłopać -powiedziałam na pożegnanie.
Następnego dnia przyszła policja abym złożyła wyjaśnienia. Po pięciu dniach mogłam wyjść do domu, ale miałam zwolnienie ze szkoły na dwa tygodnie.

...

Po cichu żeby nie obudzić Kastiela wstałam z łóżka i zeszłam do kuchni. Szybko zrobiłam śniadanie i wróciłam na górę z tacką, na której było jedzenie.Tackę odłożyłam na biurko i usiadłam na łóżku. Pomyślałam, że nie będę budziła Kastiela. Ostatnio dużo spał. Nadrabiał czas gdy leżałam w szpitalu, a on siedział cały czas przymnie.   
Jest taki spokojny gdy śpi...
Chłopak po chwili zaczął się poruszać i otworzył oczy. Zaczerwieniłam się.
-O kto to na mnie patrzy? -Zapytał czerwonowłosy uśmiechając się.
-No bo...-Zaczęłam się jąkać.
-Oj przestań -jęknął Kastiel i przyciągnął mnie do siebie.
Chłopak tak mnie pociągnął, że leżałam na nim, a on po chwili wpił mi się w usta. Oddałam pocałunek. Czerwonowłosy wpiął rękę w moje włosy. Kochałam gdy tak robił. zawsze gdy się z nim całowałam czułam przyjemne ciepło w podbrzuszu. Chłopak zjechał jedną ręką na pośladek, a ja lekko zadrżałam. Nie przeszkadzało mi to. W końcu był moim chłopakiem, więc nie miałam nic przeciwko. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie i stuknęliśmy się czołami.
-Świetnie całujesz -wyszeptał Kastiel.
-Śmieszny jesteś. To ty dobrze całujesz -powiedziałam.
-To może się przekonamy? -Zapytał ze swoim uśmieszkiem.
Ten uśmiech był zarezerwowany tylko dla mnie. Zresztą chłopak i tak rzadko kiedy się uśmiechał.
-Z wielką chęcią -odparłam.
Chłopak ponownie mnie pocałował i zamruczał. Kochałam czuć jego wargi na swoich. To było uczucie nie do opisania. Czułam się jak w niebie albo nawet lepiej. Gdybym w tamtym momencie stała Kastiel musiałby mnie złapać, ponieważ od jego pocałunków kręciło mi się w głowie. Czerwonowłosy obrócił mnie i teraz to on był nade mną.
-Przy tobie trudno mi się powstrzymywać kocie -wyszeptał mi do ucha po czym je przygryzł.
Dreszcze przeszedł mi ciało, a na usta momentalnie zawitał lekki uśmieszek.
-Nikt ci nie każe -odparłam.
-Lepiej nie bo może się to źle skończyć -odparł chłopak.
Znowu się uśmiechnęłam. Chłopak ponownie mnie pocałował, a po chwili zszedł z pocałunkami na szyję. Wtedy kompletnie czułam się jak w niebie i umiałam tylko gładzić jego włosy.
-Na dziś wystarczy. Bo zaraz naprawdę się nie powstrzymam -powiedział chłopak schodząc z łóżka.
Popatrzyłam na niego zdziwiona. On tylko wziął tackę z jedzeniem i postawił ją na łóżku. Nic nie mówiłam bo nie chciałam by się złościł.
-W niedalekiej przyszłości zostaniesz moją żoną -powiedział chłopak jedząc śniadanie. -Nie widziałem żeby ktoś tak świetnie gotował.
-Co chcesz, że jesteś taki miły? -Zapytałam.
-Muszę coś chcieć skoro jestem miły?
-Raczej tak -odparłam.
-Osz ty...
Chłopak rzucił się na mnie, ale zdążyłam mu uciec. Przez co ten wylądował na podłodze, a ja zaczęłam się śmiać.
-To się doigrałaś -odparł buntownik wstając.
Zaśmiałam się i wybiegłam z pokoju.
-Daniel ratunku! -Krzyknęłam.
Czerwonowłosy z psychopatycznym uśmiechem biegał za mną.
-Kastiel nie!
-Idźcie się gwałcić gdzie indziej! -Dobiegł mnie głos Daniela.
Wbiegłam do pokoju.
-Teraz cię mam!
Krzyknęłam głośno, ponieważ Kastiel rzucił się na mnie i ostatecznie upadliśmy na podłogę.
-No masz mnie -powiedziałam szeptem.
-Jesteś bardzo niegrzeczna.
-Bywa...
Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i pocałował mnie. Jedną rękę wplątałam w jego ogniste włosy, a drugą położyłam na torsie. Chłopak mruknął przeciągle. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
-Idź wyprowadź psy -powiedziałam uśmiechając się .
-Czemu ja? -Zapytał oburzony chłopak.
-Bo ja robiłam śniadanie -odparłam wystawiając język.
Chłopak po chwili poszedł się ubrać, a ja pościeliłam łóżko.
-I jak gwałty? -Zapytał starszy brat stając w progu drzwi.
-Jesteś niemiły -odpowiedziałam udając urażoną.
-Zrób mi śniadanie.
-Nie.
-Czemu?
-Bo sugerujesz iż łączą mnie stosunki seksualne z Kastielem -odparłam.
Chłopak zaśmiał się i zszedł na dół. Gdy Kastiel wyszedł z psem poszłam się umyć i ubrać. Gdy tylko wyszłam z pod prysznica zadzwonił mój telefon. Szybko go odebrałam.
-Tak słucham? -Zapytałam.
-Hej Rose tu Lysander. Jak się czujesz? -Zapytał białowłosy.
-Em...Dziękuję jest o wiele lepiej -odparłam z uśmiechem.
-Niezmiernie się cieszę. Wszyscy martwiliśmy się o ciebie -powiedział chłopak.
-Naprawdę dziękuję.
-To ja nie będę ci już przeszkadzał. Trzymaj się -zakończył chłopak.
-Dzięki i nawzajem, pa.
Rozłączyłam się i zaczęłam ubierać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Niedługo dam wam kolejny rozdział ;) Przepraszam, ze tak krótko :(

4 komentarze:

  1. Wspaniałe :* Ale proszę cię , nie rób tak nigdy więcej. Mało brakowało , a i mi by stanęło serce. Dobrze , że wszystko skończyło się dobrze. Nieliczne opowiadania potrafią mnie doprowadzić do łez , a czytając poprzedni i ten rozdział płakałam. Dziękuję Ci za to :* Z niecierpliwością czekam na next. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam,że doprowadziła do łez, ale moja diaboliczna strona się włączyła i uznałam, że: a.niech popłaczą, będą mieli fajny zwrot akcji XD dlatego bardzo przepraszam :* mam nadzieję,że wybaczcie mi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście , że wybaczymy :)
      Jeśli potrafisz napisać taki rozdział, który doprowadza kogoś do łez to znaczy, że masz wrażliwość artystyczną. To nie wada! :*

      Usuń
    2. Serdecznie dziękuję :*

      Usuń