piątek, 5 lutego 2016

Special III


Kastiel i Alice za pięć lat
Alice

            Walentynki, święto zakochanych. Ale kogo to obchodzi? Masz zapitalać do pracy i gówno! Był po prostu dzień jak co dzień. Wstałam rano i ubrałam się w jeansy, czarną bokserkę i długi sweterek. Włosy, które przefarbowałam na rodowity blond, związałam w kucyk. Lekko się pomalowałam i zeszłam do kuchni. Postanowiłam zrobić sobie śniadanie.
            Od ślubu mieszkałam z Kastielem u niego w domu. Razem z Sarą i Lysandrem. Niestety chłopcy musieli wyjechać w pilnych sprawach związanych z zespołem, a ja z czarnowłosą (tak, też się przefarbowała) zostałyśmy same. Moja przyjaciółka spała, ponieważ wzięła sobie wolne, a ja i tak szłam do pracy.
            Po zjedzeniu szybkiego śniadania założyłam kozaki na lekkim obcasie, zimowy płaszcz, czapkę, szalik i wyszłam z domu. Od razu poczułam chłód i aż drgnęłam. Szybko jednak zamknęłam drzwi domu i poszłam do garażu. Po niecałych pięciu minutach jechałam zaśnieżonymi ulicami.
-Do dupy taka zima. Wszędzie błoto, zimno i ślisko –powiedziałam pod nosem.
Ah…Czemu nie mogę leżeć w domku i spać w ramionach Kasa? No japierdolę!

W tym samym czasie
Sara

            Obudziłam się około jedenastej i przewróciłam się na plecy.
-Super…Chłopcy wyjechali… Lepiej być nie może –mruknęłam do siebie.
W samej piżamie zeszłam do kuchni. Na blacie leżała karteczka od Alice.

Zostawiłam ci śniadanie w lodówce J

Uśmiechnęłam się pod nosem i zajrzałam do wskazanego miejsca. Rzeczywiście znajdowało się tam jedzenie. Wyciągnęłam je i zaczęłam jeść.
Hm…Dziwne…Lys jeszcze nie napisał. Zawsze rano pisze dzień dobry albo coś w tym stylu… Dziś walentynki…
Westchnęłam ciężko i połknęłam kawałek kanapki.
Alice wróci o piętnastej… Roza będzie z Leo…Kurczę…Popracuję w domu, a później jak Alice przyjdzie to obejrzymy jakiś film…
            Po śniadaniu wstawiłam naczynia do zmywarki i pobiegłam do swojego pokoju. Szybko wzięłam prysznic, a następnie usiadłam przed laptopem.

W tym samym czasie
Zeke

            Siedziałem w pokoju na szerokim parapecie. Prawa noga była lekko zgięta, a lewa zwisała. W dłoniach trzymałem ciepły kubek, parującej kawy. Patrzyłem jak płatki śniegu, leniwie spadały na ziemię. Za dwie godziny miałem mieć próbę zespołu. Mieliśmy grać koncert niedaleko Katowic.
Jest tak samo jak kilka lat temu…

Gdy Alice i Zeke mieli 16 lat
Zeke

            Siedziałem na parapecie, przyciskając kolana do brody i obejmując nogi ramionami. Zimowy dzień, a ja siedziałem przy otwartym oknie. Czysto białe płatki śniegu spadały na ziemię. Były ich miliony. Małe, każdy w innym kształcie. Nie było dwóch takich samych. Wyciągnąłem rękę przed siebie i złapałem na ręki kilka płatków. Niemal od razu się roztopiły.
Czemu byłem takim debilem? Czemu musiałem na nią nakrzyczeć? Przecież nie chciałem… Jakim idiotą trzeba być? Kurwa jakim jebanym idiotą trzeba być?! Ranię ją tak samo jak on… Ale…Jestem dla niej zawsze miły, ja ją kocham, a on? Zostawił ją… Czemu woli jego? No kurwa czemu?! Dlaczego raz jest szczęśliwa, tryska energią, a następnego dnia…Wygląda jak żywy trup. Uśmiecha się, ale… jej oczy się nie śmieją, nie są błyszczące. Są szare i mgliste. Smutne i pełne żalu. Czemu gdy do niej idę to jego zdjęcie stoi na komodzie? Często zapomina je schować. To przez nie płacze. Przez tego matoła! Chcę żeby była szczęśliwa… A ostatnio? Naprawdę ranię ją tak samo jak on. Za bardzo mnie poniosło… Nie musiałem na nią krzyczeć, ale… Ostatnio myśli o nim więcej… Czemu…Dlaczego? No, dlaczego?! Czemu gdy ją pocałowałem wyszeptała to imię? Ja się pytam dlaczego?! Jedno durne imię! Czemu nie wyszeptała mojego? Czy zawsze myślała o nim, gdy się całowaliśmy?
Zdenerwowany uderzyłem ręką w parapet, z którego zleciała lekka warstwa śniegu.
-Ja tak kurwa nie mogę –wyszeptałem.- Nie chcę się z nią kłócić. Nie chcę jej stracić…
Nim się zorientowałem zeskoczyłem z okna. Wylądowałem na śnieg i szybko wstałem. Moje kroki zmierzyłem w stronę domu czerwonowłosej dziewczyny. Byłem w samych rurkach i szarej bluzie. Jednak nie odczuwałem zimna. Chciałem jak najszybciej znaleźć się przy Alice.
            Gdy już stanąłem przed drzwiami wielkiego domu zadzwoniłem dzwonkiem. Wpuściła mnie służba, a ja ignorując ich puste słowa, pobiegłem do pokoju Alice. Otworzyłem drzwi rozejrzałem się. Dziewczyna siedziała na parapecie i patrzyła na ulicę. W dłoni trzymała kubek, z którego ulatywała para.
-Widzę, że nie tylko ja lubię siedzieć na parapecie –powiedziałem zamykając drzwi.
Przyjaciółka odwróciła głowę, a jej ogniste kosmyki zleciały jej na twarz.
-Co tu robisz? –zapytała zdziwiona.
-Chciałem cię przeprosić –powiedziałem zbliżając się do niej. –Jestem kompletnym idiotą. Znowu nawaliłem. Nie powinienem się na ciebie drzeć…
-Zeke stój. Niemów mi, że tak tu szedłeś.
-Chrzanić to! Alice…
-Zeke! Do łazienki! Ale już! Zaraz dam ci jakieś ubrania Alex`a. Ty się przecież rozchorujesz…
            Patrzyłem na dziewczynę zdziwiony. Nie była ani trochę zła. Jedynie zatroskana. Jej twarz wyrażała zmartwienie.
-Alice…
-Daj spokój. Później o tym porozmawiamy. Teraz do łazienki!
Czerwonowłosa zniknęła z pokoju, a ja posłusznie poszedłem do jej łazienki. Wróciła po kilku minutach i wręczyła mi ubrania oraz ręcznik.
            Gdy już wyszedłem spod prysznica w ubraniach brata Alice i wycierając włosy, dziewczyna siedziała na łóżku.
-Wskakuj pod kołdrę. Jesteś głupi, że w taką pogodę szedłeś bez kurtki i porządnych butów –powiedziała.
Moje spojrzenie trafiło na parę trampek, które leżały na kaloryferze.
-Tu masz ciepłą herbatę- wskazała na szafkę nocną.
Podszedłem do łóżka, a ręcznik położyłem na krześle. Stanąłem naprzeciw Alice. Głowę miała spuszczoną.
-Dlaczego mi pomagasz? Jesteś zimnym sukinsynem, a ty mi pomagasz? –powiedziałem.
-Nie jesteś sukinsynem.
-Wydarłem się na ciebie bez powodu. Nie powinienem się drzeć, tylko normalnie porozmawiać.
-Miałeś prawo się zdenerwować.
            Westchnąłem ciężko i przykucnąłem naprzeciw dziewczyny. Złapałem ją za chude dłonie.
-Alice. Nie powinienem był na ciebie krzyczeć, ale…Kocham cię. Naprawdę cię kocham…
-Wiem to…
-Czekaj, daj mi dokończyć. Kocham cię całą. Twoje ciało, twoje usta, twoje włosy, twój zapach, twój dotyk. Po prostu… Ostatnio często jesteś smutna i nie chcesz powiedzieć dlaczego. Dobija mnie to. Chciałem ci pomóc. Ale…Teraz wiem o co chodzi… To przez niego. Nadal go kochasz. Nie umiesz o nim zapomnieć…
Czerwonowłosa podniosła głowę. W jej oczach dostrzegłem strach i zdziwienie.
-Skąd ty…
-Nie jestem głupi…Zresztą… Ostatnio, gdy się pocałowaliśmy i wtedy się odsunęłaś i wtuliłaś we mnie… Wyszeptałaś „kocham cię Kastiel”. Nie trudno się zorientować.
            Z oczu dziewczyn zaczęły kapać łzy.
-Alice. Nie płacz. Nie mam ci tego za złe –usiadłem na łóżku i przytuliłem dziewczynę.- Nie zastąpię ci Kastiela. Nie jestem nim nigdy nie będę. Powiedz jedno słowo, a nie będę cię trzymał przy sobie na siłę. Chcę żebyś była szczęśliwa. Kocham cię i twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze.
-Zeke ja…Przepraszam.
-Alice, za uczucia się nie przeprasza. Nikt nie wybiera w kim się zakocha. Dlatego nie miej mi też za złe moich uczuć.
-Zeke kocham cię, ale jak brata.
-Wiem maleńka, wiem.
Przytuliłem mocniej dziewczynę i poczekałem aż przestanie płakać.

Teraz
(w sensie te 15 lat od normalnej akcji)
Zeke

            Uśmiechnąłem się kwaśno pod nosem i zszedłem z parapetu. Spojrzałem na zegarek. Miałem pół godziny do przyjazdu chłopaków. Dopiłem kawę i poszedłem do kuchni.
Koniec. Nie mogę ingerować w jej życie i ciągle o niej myśleć. To jej życie. Kastiel jest dla niej idealny. Zawsze ją obroni. Kochają się, a to jest najważniejsze. Nie mogę stać na drodze miłości. Mi najwidoczniej nigdy nie będzie ona dana…

Godzina piętnasta
Alice

            Weszłam do domu i zamknęłam drzwi na zamek. Od razu wyszła mi na spotkanie Sara.
-Hejka –powiedziałam, zdejmując okrycie wierzchnie.
-Cześć –odparła. –Masz ochotę na pierw, coś słodkiego i film?
-Tak, z wielką chęcią. Skoro nie ma chłopaków, to trzeba sobie radzić. Uszykuj wszystko, a ja się tylko przebiorę.
Czarnowłosa zniknęła w salonie, a ja wbiegłam po schodach. Szybko ubrałam krótkie, czerwone spodenki i czarny, dłuższy i miękki sweterek. Zeszłam na dół do salonu. Siedziała już w nim moja przyjaciółka. Była ubrana podobnie do mnie. No cóż…Po co się stroić skoro siedzimy tylko we dwie?
            Usiadłam na kanapie i otworzyłam dwa piwa.
-Moje ulubione –powiedziałam patrząc na złoty płyn w butelce.
Urocze drzewko na nalepce dodawało uroku butelce. Bzowe, słodkie i dobre. Dziewczyna z kruczymi włosami zaśmiała się cicho i włączyła film. Była to jakaś komedia.
-Ej, Alice. Kas coś do ciebie pisał? –zapytała po chwili dziewczyna.
-Nie. Właśnie dziwne, nawet słowa. Napisałam mu życzenia na walentynki, no i dodałam, że go kocham i tęsknię. Ale nic nie odpisał. A Lys?
-Właśnie tak samo…
-Ah…Może mają coś ważnego…?
-Wątpię. No, ale cóż. Czegoż więcej trzeba? Piwo jest, film też, więc damy radę.
Zaśmiałyśmy się i stuknęłyśmy szyjkami butelek, po czym pociągnęłyśmy z nich spore łyki.

W tym samym czasie
Zeke

            Z chłopakami dojechaliśmy na miejsce naszego koncertu. Był nim rynek małego miasteczka, niedaleko Katowic. Zanim rozstawiliśmy sprzęty była siedemnasta. O dziewiętnastej miał się rozpocząć koncert. Pomyśleliśmy, że warto by zrobić zapasy wody i czegoś do jedzenia. Dlatego ja zostałem na scenie, a Rafael i Ash poszli po prowiant.
            Usiadłem na jednym z głośników i wziąłem gitarę do ręki. Zacząłem na niej grać i śpiewać. Oczywiście nie była to jedna z naszych piosenek. Śpiewałem (yo soy Asi) piosenkę z bajki, jaką grałem na urodzinach kuzynki. Słowa gładko wychodziły z moich ust, a ja zatraciłem się w muzyce. Gdy zakończyłem usłyszałem brawa i podniosłem wzrok. Przed sceną stała jakaś brunetka i z uśmiechem na ustach klaskała.
-Świetnie śpiewasz –powiedziała, podchodząc bliżej.
-Dziękuję –odparłem, odstawiając gitarę.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
-Jestem Bianka –przedstawiła się.
Zeskoczyłem ze sceny i podałem jej rękę.
-Zeke, wokalista. Przyszłaś na nasz koncert? –zapytałem.
-W sumie to nie. Przyszłam odebrać kuzynkę z zajęć plastycznych. Zobaczyłam, że siedzisz na scenie i grasz, więc posłuchałam. Gracie taką muzykę?
-Em…Nie. Rozgrzewałem tylko głos.
-Ale i tak podobało mi się.
-Strasznie miło to usłyszeć.
            Bianka uśmiechnęła się delikatnie i potarła ręce w rękawiczkach.
-Wiesz co…Ja w sumie muszę iść już po kuzynkę.
-Czekaj. Dasz mi swój numer? –zapytałem.
-Em…Okej.
Wyciągnąłem komórkę i wymieniłem się z nią numerami, a później ona odeszła.
Co mnie wzięło? Jest całkiem ładna i w ogóle…

W tym samym czasie
Alice

            Po dwóch wypitych piwach i skończonym jednym filmie usłyszałyśmy szczęk zamka.
-Alex miał przyjść w odwiedziny? –zapytała zdziwiona Sara.
-Em…Nie, nic nie mówił.
Wyszłyśmy z salonu i stanęłyśmy na przedpokoju. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, a w nich stanęła dwójka chłopaków. Z przyjaciółką otworzyłyśmy szerzej, zdziwione oczy.
-Kastiel! –pisnęłam.
-Lys! –dodała dziewczyna obok.
Natychmiast rzuciłyśmy się na chłopaków i przytuliłyśmy mocno.
-Tak tęskniłem –wyszeptał mi Kastiel do ucha.
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo –odparłam.
Chłopak odsunął mnie od siebie i złączył nasze usta w długim i namiętnym pocałunku. W jego trakcie zdjęłam chłopakowi kurtkę.
-Szczęśliwych walentynek –wyszeptał.
Buntownik wziął mnie na ręce i zaniósł na górę. Oderwał usta, gdy wchodziliśmy po schodach. Widziałam, że Lys robi to samo z Sarą. Gdy Kastiel rzucił mnie na łóżko i zamknął drzwi, szybko pozbyliśmy się zbędnych ubrań. Chłopak zaczął całować całe moje ciało, a mnie przechodziły dreszcze podniecenia….A dalej…Sami wiecie…

Dwie godziny później
Alice

            Leżałam na klatce piersiowej chłopaka, przykryci byliśmy kołdrą, a Kas tulił mnie do siebie.
-Podoba ci się niespodzianka? –zapytał.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Po dłuższej rozłące jesteś bardziej namiętna –wyszeptał mi do ucha.
Poczułam lekkie ciepło na policzkach, które zignorowałam. Pocałowałam chłopaka, a nasza zabawa zaczęła się na nowo.

Po koncercie
Zeke

            Ash i Rafael spakowali sprzęt i pojechali do domu. Proponowali odwiezienie mnie, ale ja chciałem się przejść. Tak, więc zszedłem ze sceny i ruszyłem przed siebie. Nie przeszedłem dziesięciu metrów, gdy usłyszałem melodyjny głos.
-Lubisz wracać sam do domu, nocą?
-A ty lubisz śledzić ludzi? –odparłem z uśmiechem odwracając się.
Za mną stałą Bianka. Jednak nie była ubrana tak, jak w południe. W tamtej chwili miała na sobie czarne, rurki, ciepłe buty na koturnie i zimową kurtkę. Na uszach widniały czarne nauszniki, a rumieńce na policzkach częściowo osłaniał szalik.
-Nie śledzę. Chciałam z tobą pójść na spacer po koncercie. Świetnie graliście –wytłumaczyła.
-Byłaś na naszym koncercie?
-Nie kurwa. Mówię, że świetnie graliście i nie byłam.
-Ach tak…Sorki, zadaje głupie pytania… Jeśli masz ochotę to z chęcią z tobą pójdę.
            Spacerowaliśmy dość długo. Później odprowadziłem dziewczynę pod dom i pocałowałem. Zdobyłem się na to. Ku mojemu zdziwieniu brunetka nie odepchnęła mnie. Wręcz przeciwnie. Przyciągnęła mnie bliżej.
Nie wiem co w niej jest…Ale przy niej… To nie to co z Alice… przy niej czuję taki ogień wewnątrz. Czyżbym znalazł miłość do końca?

Następnego dnia rano
Alice

            Obudził mnie ból brzucha. Usiadłam na łóżku. Długo jednak nie było mi to dane. Gdyż zaraz poczułam mdłości i pobiegłam do łazienki. Pochyliłam się nad muszlą klozetową i zwymiotowałam. Na całe szczęście moje włosy były spięte, więc nie musiałam ich odgarniać.
            Po wyrzyganiu całej zawartości żołądka usiadłam na podłodze i podkuliłam nogi, oddychając głęboko.
-Alice…?
Spojrzałam w górę i ujrzałam Kastiela.
Pewnie stał tu cały czas…
-Nic mi nie jest –powiedziałam.
Wstałam i podeszłam do umywalki. Zaczęłam dokładnie szorować zęby.
Czemu wymiotowałam? Przecież wypiłam tylko dwa piwa…
-Alice…Alice! –dobiegł mnie głos Kastiela.
-Tak? Sorki zamyśliłam się.
-Na pewno nic ci nie jest?
-Tak, na pewno.
            Odłożyłam pastę do szafki i wtedy ujrzałam mój kalendarzyk miesiączkowy.
Nie…To bzdura…
Mimo swoich myśli chwyciłam go i drżącymi rękami otworzyłam.
Dwa tygodnie…Dwa…tygodnie…
Usiadłam na podłodze i oparłam się plecami o ścianę. Przyłożyłam rękę do rozwartych ze zdziwienia ust. Ciągle patrzyłam na kartkę.
-Alice…Alice co ci jest?!
Przerażony Kastiel przykucnął obok i spojrzał na mnie.
-Miesiączka…Spóźnia mi się…
-Ile?
-Dwa…tygodnie…
-Ubieraj się! Jedziemy do lekarza! –zarządził chłopak.
-Kastiel…
-Alice. Trzeba to zbadać.
-Nikt nie przyjmie cię od ręki! –powiedziałam wstając.
-Mam znajomości. Uczesz się i w ogóle. Zaraz wrócę.
            Chłopak wybiegł z pokoju, a ja szybko umyłam twarz i się pomalowałam.
Czy to możliwe…? Jestem w ciąży…Z kastielem? O matko…
Nadal zszokowana wyszłam z łazienki. Włosy spięłam w kitkę. Usiadłam na łóżku i oparłam łokcie o kolana. Po chwili do pokoju wszedł Kastiel z Sarą.
-Przyszykuj jej jakieś ubrania proszę –powiedział.
Czarnowłosa pokiwała głową.
-Alice, kochanie.
Buntownik przykucnął naprzeciw mnie i pocałował w czoło.
-Zadzwonię tylko do znajomego, a ty się ubierz. Będę w kuchni.
Pokiwałam twierdząco głową.
            Czarnowłosy wyszedł z pokoju, a moja przyjaciółka wybrała mi ubrania i usiadła obok.
-Alice. Nie cieszysz się? –zapytała.
-Cieszę…Ale…Co ja zrobię sama? Chłopaki jeżdżą w trasy…Ja będę musiała iść na urlop macierzyński…A Alex mi nie pomoże. Ty chodzisz do pracy. Sama nie dam sobie rady…Sama z dzieckiem… -wyszeptałam.
Po moich policzkach zaczęły skapywać łzy.
-Nie martw się. Będę ci pomagać po pracy. Roza na pewno też. A Kastiel na pewno znajdzie z Lysem pracę na miejscu.
-Ale zniszczę mu karierę!
-Nie pierdol głupot. On cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko. A teraz ubieraj się i zejdź do niego na dół.
            Czarnowłosa wyszła, a ja szybko się ubrałam. Zgodnie z poleceniami zeszłam do kuchni. Kas zrobił mi śniadanie. Usiadł obok mnie przy stole uśmiechając się szeroko.
-Mój przyjaciel zgodził się ciebie przyjąć. Zjesz i jedziemy. Nie cieszysz się?
-Cieszę, ale…Sama nie dam sobie z tym wszystkim rady…
-Czemu sama? Jestem ja, Sara, Rozalia, Lys, Alex i reszta.
-Ale ty nie będziesz na miejscu. Tylko w trasach, a Sara…
-Alice. Nie będę jeździł w trasy. Zostanę z tobą na miejscu. Nie pozwolę żeby moje dziecko widziało ojca raz na jakiś czas. Nie chcę żeby miało takiego życia jak my. Chcę żeby miało wszystko co będzie chciało, ale i rodziców.
-Kas…Ale twoja kariera!
-Rodzina jest ważniejsza. Tu na miejscu też będą dobre prace.
-Ale twoim marzeniem…
-Było od zawsze założyć z tobą rodzinę. Kariera była na drugim miejscu.
            Ponownie się rozpłakałam. Chłopak przytulił mnie mocno.
-Kocham cię maleńka –wyszeptał.
-Ja ciebie też.
Po śniadaniu, tak jak mówił Kastiel pojechaliśmy do jego znajomego. Mój mąż był obecny przy badaniu, które… No cóż…Za dziewięć miesięcy będzie nas o jedno więcej. Wszyscy byli zadowoleni z tego faktu. Najbardziej chyba Kastiel. Od razu po badaniu przytulił mnie mocno i podniósł na ręce. Postanowił zakończyć karierę, co ogłosił niedługo po walentynkach.
            Sara u Rozalia były zadowolone z tego faktu. Już planowały pokój dziecka oraz ubranka, imię i inne rzeczy. Alex narzekał, że jego młodsza siostrzyczka dorasta szybciej niż on. No, ale cóż poradzę? A no właśnie! Zeke znalazł sobie dziewczynę. Podobno pokochał ją od pierwszego wejrzenia. Jestem szczęśliwa, że przestał się zadręczać mną. Chciałam jego szczęścia i nareszcie je znalazł. Najbardziej zwariowane walentynki, ale i pełne szczęścia.




1 komentarz: