piątek, 6 stycznia 2017

Zagubiona VI

Rozdział VI


„Codzienna melancholia”


Cassandra

            Gałęzi drzew kołysały się w rytm wiejącego wiatru. Liście leżały pod gołymi drzewami. Szare chmury szybko sunęły po niebie. Wszystko było smutne. W taką pogodę nie miałam najmniejszej ochoty na nic. Po prostu siedziałam i zastanawiałam się nad sensem życia. W dłoniach trzymałam kubek z ciepłą herbatą, którą od czasu do czasu powoli sączyłam.
            Ktoś zapukał do drzwi, a ja mruknęłam zaproszenie. W progu ujrzałam Kastiela
-Zbieraj się –powiedział.
-Niby gdzie? –Zapytałam zdziwiona.
Najpierw Ethan mnie wywiózł gdzieś w weekend, a teraz ten w środku tygodnia?
-Idziemy się przejść. Chłopaki mówią, że odkąd przyszłaś ze szkoły siedzisz tutaj.
-Wcale, że nie. Zeszłam na dół zrobić sobie herbatę –odparłam, pokazując kubek.
-Bardzo śmieszne. Daje ci dziesięć minut na zebranie się, inaczej sam cię ubiorę.
Chłopak wyszedł, a ja zeszłam z parapetu.
Nie znam go długo, ale raczej jest do tego zdolny… Tylko po chuja on się mną przejmuje? Ach…
            Stanęłam przed szafą i wyciągnęłam z niej szare rurki, czarną bokserkę i bordową bluzę na zamek. Szybko się przebrałam, poprawiłam makijaż i rozczesałam włosy. Zanim wyszłam z pokoju zabrałam telefon i zeszłam na dół. Buntownik siedział z moimi kuzynami na kanapie. Za to ciocię było słychać w kuchni.
-Jestem –powiedziałam.
-No i git. Melisa odstawię ją przed dwunastą!
On jest z ciocią na ty?!
-Okej, ale zero picia.
-Tak jest! Pa.
Ubrałam trampki, kurtkę i wyszliśmy. Czerwonowłosy od razu zapalił.
-Chcesz? –Zapytał.
-W sumie… -Mruknęłam.
-Nie dla psa kiełbasa –powiedział i schował paczkę do kieszeni.
-Jeb się na ten krzywy ryj.
-Czyżby okres?
-Nie, spierdalaj.
Kopnęłam tego debila w nogę, jednak on niewzruszony szedł dalej.
-Jednak okres.
-No kurwa mówię, że nie mam okresu!
-A mam zrobić badanie?
-W twoich snach zboku.
Uderzyłam chłopaka w głowę, a ten zakrztusił się dymem. Zaczęłam się śmiać, a Kas był wyraźnie zły.
-Ja ci dam smarkulo!
            Buntownik zaczął mnie gonić, a ja uciekać. Był coraz bliżej, a ja dalej się śmiejąc zapieprzałam ile sił na swoich krótkich nóżkach. W pewnym momencie chciałam przebiec ulicę, jednak nagle znikąd wyjechało auto. Oczywiście nie mogło wyjechać tak nagle, po prostu go nie zauważyłam. Zorientowałam się dopiero słysząc klakson i czując mocny uścisk na brzuchu. Szybko i mocno zostałam odciągnięta do tyłu. Poleciałam na kogoś, a następnie usłyszałam przekleństwo. Odwróciłam się do tyłu i usiadłam na betonie.
            To Kastiel mnie uratował. Chłopak leżał na chodniku ciężko oddychając.
-Pojebało ciebie! Japierdolę Cas! Zdurniałaś! Przecież on mógł cię przejechać! –Zaczął, krzyczeć czerwonowłosy.
-Przepraszam, ja…
-Cicho siedź. Po prostu kurwa siedź…
Gdyby nie on to naprawdę mogło się to źle skończyć…
Buntownik wstał i popatrzył na mnie groźnie.
-Wstawaj mała, dosyć odpoczynku.
-Kastiel, dziękuję.
-Nie ważne.
Spojrzałam na niego. Ruszył dalej, trzymając ręce w kieszeniach.
No tak, to przecież Kas, wielki buntownik… Duże dziecko…

Kastiel

            To auto wiedziało, kiedy wyjechać. Teraz, gdy ją uratowałem, na bank będzie moja. Najbliższa impreza skończy się na seksie z nią. Żadna mi się jeszcze nie oparła i tak zostanie. A ją po prostu muszę zaliczyć. To jej małe ciałko jest takie seksi. Normalnie mam ją ochotę pieprzyć nawet tu, na środku ulicy.
            Popatrzyłem na Cassie, która szła trochę z tyłu.
-Oj już przestań. Nie chciałem tak na ciebie krzyczeć, chodź –powiedziałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, jednak podeszła. Objąłem ją w tali i przytuliłem.
-Ej luz, od przytulania nie zaciążysz –zaśmiałem się.
-Debil –mruknęła.
-Ale za to przystojny.
-Chciałbyś. Gdzie mnie ciągniesz?
-Do mnie.
Te jej ciemne oczka wytrzeszczyły się.
Boi się mnie? Bardzo dobrze…
-Ej luz, nie zgwałcę cię i nie zabiję. Idziemy po demona, w końcu musi wyjść na spacer.
-Pies? –Zapytała, przybierając normalny wyraz twarzy.
-Tak, owczarek francuski.
Kąciki jej ust lekko uniosły się do góry.
Jest taka słodka i niewinna. Ciekawe czy w łóżku też, bo takie mogą zaskoczyć.

Cassandra

            Czułam się głupio, że naraziłam, Kastiela, w końcu jemu też mogło się coś stać. To, że mnie uratował bardzo mnie cieszyło, ale i jednocześnie męczyło. Czułam się w pewien sposób zobowiązana.
            Czerwonowłosy otworzył drzwi swojego mieszkania, a ja weszłam zaraz za nim.
-Demon! –Krzyknął chłopak i zabrał z wieszaka smycz i kaganiec.
Chwila moment, kaganiec?! Aż tak źle?!
Zza ściany wybiegł wielki owczarek. Pies stanął naprzeciw mnie. Powoli przysunęłam swoją rękę do jego nosa, on po dokładnym jej obwąchaniu, skoczył na mnie. Jednak nie chciał mnie pożreć. Zwierzak zaczął mnie lizać i się ocierać o moje ubrania. Zaśmiałam się i przyklękłam przed wilczurem. Zaczęłam go głaskać i klepać. Spojrzałam na Kastiela, a on patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Mam coś na twarzy? –Zapytałam, nie przestając głaskać pupila.
-Nie, ale…Demon nikogo nie lubi. Wszystkich atakuje, a ty przychodzisz i cię głaszcze. Co z tobą nie tak?
Zaczęłam się śmiać z niego.
-Mnie wszystkie zwierzęta lubią –odpowiedziałam, wstając z ziemi.
-Diablica, a nie kobieta.
Kopnęłam chłopaka, a on sprzedał mi sójkę w bok. Następnie zapiął psa i wyszliśmy.
            Na dworze było chłodno. Wiatr szalał, gałęzie wyginały się na wszystkie strony. Do tego zaczęło się ściemniać. Uliczne latarnie świeciły swoim żółtym światłem, oświetlając przydzielone im odcinki. Ludzie jak zwykle gnali w pośpiechu. Chociaż tutaj nie było widać tego, aż tak bardzo jak w większych miastach. Tam wszystko było takie samo. Tutaj było trochę spokojniej, jednak dalej tłoczno. Wszyscy pędzili, każdy w swoją stronę. Jedni do domu, inni dopiero do pracy. Starsze panie dźwigały ciężkie siatki z zakupami, a mamy z dziećmi wracały z placów zabaw. Małe pociechy nie były z tego zadowolone. Młodzi ludzie szli i się śmiali. Auta jechały machinalnie. Wszystko było machinalne i takie samo codziennie. I właśnie to mnie dobijało, że nasze życie jest wiecznie monotonne. Wstawałam rano, szykowałam się, szłam do szkoły, wracałam, uczyłam się, szłam spać i tak w kółko i kółko. Miałam dość tej monotonni, jednak nie umiałam jej zapobiec. Najzwyczajniej w świecie nie wiedziałam, co robić.
            Kastiel pomachał mi ręką przed oczami, a ja jakby ożyłam.
-Stało się coś? –Zapytałam.
-Jeśli będziesz taka zamyślona to znowu wpadniesz pod auto –mruknął.
-Sorki.
Weszliśmy na teren parku. Ludzi było mało. No i jak zwykle każdy gdzieś pędził. Razem z chłopakiem usiadłam na jednej ławce, a wtedy Kas spuścił Demona ze smyczy.
-Czemu jesteś taka markotna? –Zapytał buntownik, odpalając papierosa.
-A, czemu ty jesteś taki ciekawski? Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
-Ja już dawno w nim jestem skarbie. I nigdy z niego się nie wydostanę.
Zaśmiałam się lekko. Dostrzegłam, że na ustach mojego towarzysza zagościł lekki uśmiech.
-To powiesz mi, co jest przyczyną twojego smutku? –Dociekał dalej.
-Sama nie wiem. Po prostu czasami mam tak, że siadam i zastanawiam się, co jest nie tak z tym światem. Popadam w taką melancholię. To wszystko.
Kastiel chwilę analizował moje słowa, a następnie pokiwał głową.
-Znam na to radę. Nazywa się przyjaciele, a druga to wyjście z domu.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
-Nie wszystko jest takie łatwe –odparłam, wracając wzrokiem na drzewa.
-Jeśli się utrudnia, no to tak. Od dziś nie będziesz siedzieć sama. Będę przychodził codziennie i będziesz siedzieć ze mną i chłopakami.
-Niedoczekanie twoje, nie wytrzymam z wami.
-Twój problem. Nie pozwolę ci siedzieć i marnować życia. Jesteśmy młodzi i trzeba z tego korzystać. Poczuć smak życia, nie możesz być wiecznie sama.
Posłałam mu życzliwy uśmiech.
-A teraz cię odprowadzę, bo Melissa mnie zabije.
-Właśnie! Od kiedy ty jesteś z moją ciocią, an ty? Czyżbyś gustował też w starszych?
Wstaliśmy z ławki, a buntownik zawołał Demona.
-Niekoniecznie. Gustuje w młodych, czarnowłosych kuzynkach moich przyjaciół.
-Szkoda tylko, że one nie gustują w tobie.
-Osz ty!
Czerwonowłosy zaczął mnie łaskotać, a ja śmiałam się jak opętana. Nie mogłam złapać oddechu. W pewnym momencie potknęłam się o coś i ciągnąć za sobą chłopaka upadłam. Kas przestał mnie łaskotać, a ja jęknęłam z bólu.
-Coś ci się stało? –Zapytał dureń.
-Tak, dupa mnie boli.
-No to było w nocy ostro.
-Jak cię kiedyś pierdolnę za te głupoty!
-Pierdol mnie ile chcesz, tobie mogę się dać.
Lekko się zarumieniłam, jednak zaraz uderzyłam chłopaka w ramię. Ruda małpa zwisała nade mną, a ja nie miałam możliwości ucieczki.
-Idźmy do domu, bo mi zimno –skłamałam.
Kastiel pomógł mi wstać i razem ruszyliśmy do domu cioci.
Kolejna krępująca sytuacja… On działa na mnie jak magnes… Ciekawe tylko, co jeszcze przyciąga oprócz mnie…

~~~~
I oto kolejny rozdział ^^ 
Trzymajcie kciuki, żeby było tak dalej <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz