sobota, 21 stycznia 2017

Zagubiona VII

 Rozdział VII

" Ptaszek w klatce..."

Cassandra

            Gdy tylko usłyszałam ten wkurwiający budzik, miałam ochotę wyjebać mój telefon przez okno. Jednak z racji tego, że szkoda mi było pieniędzy na nowy nie zrobiłam tego. Wyłączyłam go i przekręciłam się na drugi bok, wtapiając w pościel.
Odpuszczę sobie dzisiaj. Jeden dzień nic mi nie zrobi…
Leżałam sobie spokojnie, prawie zasypiając, aż nagle jeb! Wielki huk w całym domu, tak głośny, że aż poskoczyłam na łóżku. Rozbudzona do granic możliwości odkryłam się z kołdry. Jednak chwilę potem miałam ochotę się pod nią z powrotem schować. Do moich uszu dobiegł dźwięk ciężkich i szybkich kroków na schodach. Wystraszona spojrzałam na drzwi.
Jestem za młoda, żeby umierać! Błagam! Na kolanach błagam! Co z tego, że siedzę?
            Drzwi do mojego pokoju otworzyły się z dużym jebnięciem. Odbiły się od ściany, a ja wkurwiona patrzyłam na zjeba stojącego w nich. Tak, to był Kastiel. Bardzo dobrze myślicie. Ta pierdolona ruda małpa panoszyła się jak u siebie. I rozjebała mi ścianę!
-Jak cię kurwa zajebie sukinsynie jebany! –Wykrzyknęłam i rzuciłam się na chłopaka z łapami.
Czerwonowłosy w pierwszej chwili był zdziwiony, jednak w kolejnej skutecznie zatrzymał moje ręce.
-Ktoś tu ma okresik chyba –powiedział, śmiejąc się.
-No chyba ty downie –warknęłam.
-Po śladach krwi wnioskuję, że jednak to ty piękna –wyszeptał.
Co kurwa?!
Wystraszona spojrzałam na moje nogi i łóżko. Krwi tak jak myślałam, nie było.
-Ty… -zaczęłam.
-Tak, wiem kochasz mnie. Ale teraz księżniczko zbieramy się do szkoły. Mówiłem, że będę cię pilnował –powiedział.
-Niedoczekanie twoje.
-Nie przyjmuję odwrotu. Idziesz się ogarnąć, a ja zrobić śniadanie. Wrócę za dziesięć minut, jeśli nie będziesz się szykować to wrzucę cię do wanny i wykapię, a potem zrobię makijaż i ubiorę.
Na jego twarzy gościła grobowa powaga.
-Nie zrobisz tego –powiedziałam.
-Oj kochanie, jeszcze mnie nie znasz.
Jego łobuzerski uśmiech zwiastował kłopoty. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chłopak przerzucił mnie przez swoje prawe ramię i niósł do łazienki.
-Kastiel! Puść! Błagam puść! –Krzyczałam.
-Uszykujesz się sama?
Ruda małpa podeszła do wanny. Wystraszona spojrzałam pod siebie.
-TAK!!!
Buntownik zaśmiał się i posadził mnie na pralce.
-To bardzo dobrze. W takim razie szykuj się, a ja idę ci zrobić śniadanie.
Kas chwilę jeszcze stał przede mną patrząc mi w oczy, a później wyszedł. Ja natomiast dłuższy czas siedziałam na urządzeniu.
Co to było? To, gdy patrzył mi w oczy? Czy ja…? Nie… Zdawało mi się… Po prostu brakuje mi miłości, jakiej można uzyskać od chłopaka. Ja nie mogę go kochać.
Zeskoczyłam z pralki i podeszłam do umywalki. Od śmiechu miałam czerwone policzki. Szybko wykonałam poranną toaletę, a następnie weszłam do pokoju. Na moim łóżku siedział Kastiel. O dziwo pościelił on je, a na szafce nocnej stała tacka ze śniadaniem.
-Ty umiesz gotować? Nie otrujesz mnie? –Zapytałam, otwierając szafę.
-Potrafię więcej niż możesz myśleć.
-Jest zimno? –Zapytałam, ignorując jego poprzednie zdanie.
-Niezbyt –odparł. – Chłodno.
Pokiwałam głową i wyciągnęłam z szafy czarne rurki, jasną koszule i pasującą seksi bieliznę. Szybko poszłam do łazienki się przebrać. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Gdy wróciłam do pokoju spakowałam plecak, a następnie usiadłam obok chłopaka.
-Nareszcie –zaśmiał się.
-Na obecność królowej trzeba sobie zasłużyć –powiedziałam, biorąc tosta.
-No tak, królowa dramatu ma wiele gości.
Uderzyłam czerwonowłosego w ramię, a potem zaczęłam się śmiać razem z nim.
-Jedz, bo mamy dwadzieścia minut –pogonił mnie.
-Nie zdążymy! –Odparłam wystraszona.
Gdy chciałam wstać, buntownik chwycił mnie za rękę i zatrzymał. Spojrzałam na jego dłoń, jednak upomniałam się i odwróciłam wzrok na jego twarz.
-Nie dojdziemy na czas –panikowałam.
-My dojdziemy zawsze –odparł.
Oczywiście nie obeszło się bez kolejnego ciosu.
Te jego zboczone teksty…
-Jestem motorem, więc damy sobie radę, a teraz spokojnie zjedz.
On mnie niańczy… Pozwolę mu jeszcze dziś, bo ostatnio rzeczywiście mało jem…
            Gdy skończyłam jeść zeszliśmy na dół. Z szafy wyciągnęłam bordowy komin i brązowe botki na grubym obcasie. Zarzuciłam na siebie jeszcze czarną ramonsekę i wyszłam z Kasem, zamykając ówcześnie dom.
-Nie rozbijesz nas? –Zapytałam, idąc w stronę czarnego cuda.
-Postaram się –odparł.
Uderzyłam go w ramię, a on tylko się zaśmiał. Wsiadłam na motor, a buntownik podał mi kask, który bez problemu założyłam. Nie no nie będę was okłamywać. Miałam z nim trudności i ruda małpa musiała mi pomóc. Czerwonowłosy zgrabnie odgarnął moje włosy i lekko założyłam kask, na moją małą główkę. Czułam jak lekko się rumienię.
Żeby ten cholerny kask, to zakrył…
-Trzymaj się mnie mocno, bo inaczej możesz spadną –powiedział, Kastiel, gdy już wsiadł.
Przytaknęłam i objęłam go w pasie, a chłopak od razu ruszył.
Co to za uczucie? Matko nie!
            Było mi dobrze tuląc się do niego. Czułam ciepło jego ciała, mięsnie pod moimi palcami. Kas musiał trenować albo po prostu dużo ćwiczyć, bo zdawał się mieć niezły kaloryferem. Czułam się przy nim bezpiecznie. Zwłaszcza, że przez ostatnie dni dużo z nim gadałam i poznałam go. Wydawał się być naprawdę fajny i z czystym sumieniem mogłam go nazwać moim przyjacielem. Gdy tylko przychodził zabierał mnie na dół i razem z nim i kuzynami spędzałam czas. Gdy uczyłam się, leżał bez słowa na łóżku i przyglądał mi się. Czasami też po prostu siedzieliśmy razem i oglądaliśmy filmy, lub wychodziliśmy na spacer i dużo rozmawialiśmy. W ciągu dwóch tygodni, naprawdę polubiłam go. Jednak nie chciałam się zakochać. Głównie ze względu na to, co wszyscy o nim mówili. Nie bawiło mnie bycie lalką do seksu, dlatego uważałam na niego.
            Z moich rozmyśleń wyrwał mnie właśnie wyżej wymieniony osobnik. Dojechaliśmy do szkołę, a Kas próbował mi to uświadomić.
-Wiem, że chcesz się do mnie jeszcze tulić, ale to później. Jak na razie chodź na lekcje –powiedział, śmiejąc się.
-Pierdol się –warknęłam, schodząc z maszyny.
-Komuś naprawdę zbliża się okres –mruknął.
Prychnęłam i ruszyłam w stronę szkoły. Chłopak dołączył do mnie śmiejąc się.
-Luz księżniczko –powiedział.
-Jestem wyluzowana –odparłam, wchodząc do tego różowego gówna.
-Właśnie widać –mruknął.
Moją zbliżającą się wypowiedz przerwał krzyk. Oczywiście była to Rozalia, która musiała wskoczyć mi na szyję, tak jakby w ogóle nie widziała mnie dzień wcześniej. Białowłosa, była kolejną osobą, z którą bardzo się zaprzyjaźniłam. Stała się dla mnie prawie jak siostra, której nigdy nie miałam.
-Roza, widziałyśmy się wczoraj. Nie duś mnie –mruknęłam.
-Sorki –zachichotała.
-Witaj Cassie –powiedział Lys, całując moją rękę.
-Cześć Lysiu.
-A do mnie nie mówisz Kasiu –obraził się Kas.
-Oj przepraszam Kasieńko –powiedziałam.
            Ruda małpa poczerwieniała, a ja zaśmiałam się.
-Zginiesz marnie Price. Daje ci piec sekund. Raz….Dwa…
O kurwa!
Rzuciłam plecak na ziemię i zaczęłam biec ile sił w nogach.
-Roza weź mi torbę! –Krzyknęłam na odchodne.
-PIĘĆ!
Wielkie kurwa!
Pomimo swoich obcasów biegłam dość szybko. Potrącałam po drodze ludzi, którzy coś tam za mną krzyczeli, jednak ja skupiała się na ucieczce.
Szybko wbiegłam po schodach i otworzyłam jakieś duże drzwi. Zamknęłam je za sobą i oparłam się o nie łapiąc oddech.
Gdzie ja właściwie jestem?
Wstałam i podeszłam kawałek. Byłam na dachu szkoły. Podeszłam do krawędzi i rozejrzałam się. Z tej perspektywy było widać dużą część miasta. Wyglądało to pięknie. W moim rodzinnym mieście chodziłam na dachy wieżowców. Z nich było widać calutkie miasto. Zawsze, gdy się wahałam było to moją odskocznią. Mogłam się zrelaksować i w spokoju pomyśleć. Usiadłam na zimnym betonie i podkuliłam nogi do klatki piersiowej. Po raz kolejni przypomnieli mi się rodzice. Po długim wstrzymywaniu emocji rozpłakałam się. Od ich śmierci udawałam, że wszystko jest okej, że nic się nie dzieje. Nie płakałam, żeby ciocia, Ethan i Ian się nie martwili o mnie.
            Nagle poczułam ciepły dotyk na ramionach.
-Cassie, co ci? –Usłyszałam ten kojący głos.
Bez namysłu odwróciłam się i wtuliłam w tors chłopaka.
-Cassie uspokój się. Proszę nie płacz. Co ci się stało?
Spojrzałam w szare oczy mojego pocieszyciela. Ruda małpa miała je szeroko otwarte. Był zdziwiony. No tak, niecodziennie widzi się mnie płaczącą i z rozmazanym makijażem. Kastiel szybko wytarł mi łzy i przytulił do siebie. Cały czas gładził moje włosy i szeptał, próbując mnie uspokoić. Gdy w końcu jakoś mi się to udało, usiadłam na jego kolanach i przytuliłam się jak małe dziecko, które strasznie się czegoś boi. I w sumie tak było w tamtej chwili. Bałam się, zwyczajnie się bałam.
-Ja…To… -zaczęłam.
-Spokojnie. Od początku. Dlaczego płaczesz? –Zapytał spokojnie.
-Moi rodzice… Zmarli zanim się tu przeprowadziłam. To przez to tu jestem. Ciocia wzięła mnie do siebie. Zmarli jadąc tu po mnie. Byłam u chłopaków, a oni zginęli w wypadku. Od tego czasu… Starałam się być silna… Nie chciałam ich martwić. Ale ostatnio… Oni ciągle mi się śnią. Cały czas o nich myślę i… Ja już tak nie potrafię. Ja… tak strasznie chcę do nich wrócić! Chcę żeby oni wrócili! Żeby znowu byli ze mną! Żeby mnie pilnowali, nie pozwalali wychodzić późno z domu… Żeby poganiali mnie do nauki. Chcę znowu chodzić z mamą na zakupy. Chce znowu móc z nimi porozmawiać, przytulić. Ja chcę żeby tu byli! Tak strasznie mi ich brakuje…
Rozryczałam się kompletnie. Nie mogłam już wytrzymać, miałam dosyć. Kastiel przytulił mnie mocniej. Po chwili odsunął od siebie i uniósł mój podbródek.
-Czasami trzeba się wypłakać. Nie można dusić w sobie emocji Cas. Jesteś naprawdę silną dziewczyną. Na pewno są z ciebie dumni i pilnują cię, gdziekolwiek teraz są.
Spojrzałam zaskoczona na chłopaka. Jednak po chwili uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego.
-Dziękuję Kastiel, za to, że jesteś –wyszeptałam.
-Dobra dość tych uczuć, na dziś koniec szkoły. Jedziemy do domu, ale najpierw idź do łazienki.
-No tak, na pewno wyglądam jak potwór z bagien –zaśmiałam się, przecierając oczy.
-Nawet gorzej.
Po raz kolejny tego dnia uderzyłam chłopaka w ramię.
Dobrze, że cię poznałam. Nie żałuję…

Kastiel

            Pojechałem z Cass do mojego domu. Nie chciałem, żeby dziewczyna w takim stanie siedziała w szkole. Ethan i Ian powiedzieli, żebyśmy uważali na czarnowłosą, mówili, że przez dużo przeszła. Jednak nie zdradzali szczegółów. Myślałem, że to coś innego. Widać było, że po stracie rodziców chciała udawać silną, że nic jej nie jest. Ale każdy nie da tak rady na dłuższą metę, no i w końcu emocje w niej wezbrały.
            Otworzyłem drzwi, a Demon jak zwykle przybiegł. Jednak nie na mnie skoczył, jako pierwszego, tylko na moją towarzyszkę. Pokręciłem głową i zacząłem się rozbierać.
-Nie wiem, co ty w niej widzisz –mruknąłem do owczarka.
Oj doskonale wiem…
Czarnowłosa prychnęła i zaczęła głaskać psisko.
-On ma dobry gust –odpyskowała.
-Tsa… Podobają mu się te z rozmazanym makijażem –zaśmiałem się.
Dziewczyna wystawiła mi język i po tym jak się rozebrała poszła do łazienki.
-Chcesz pizzę?! –Krzyknąłem.
-TAK!
-Wiecznie głodna…
Zamówiłem pizzę i zrobiłem nam herbaty. Z parującymi kubkami poszedłem do salonu, gdzie siedziała Cassie, razem z Demonem. Czarnulka siedziała na dywanie, opierając się plecami o kanapę, natomiast owczarek leżał obok niej, mając głowę na jej kolanach. Podałem przyjaciółce kubek i usiadłem na kanapie, włączając telewizor.
            Cass cały czas zdawała się być nieobecna. Nie odzywała się, a jej ręka machinalnie głaskała sierść Demona. Doskonale wiedziałem, że nie oglądała telewizji, tylko patrzyła się tępym wzrokiem w ekran. W końcu odstawiłem swój kubek i zacząłem głaskać jej włosy. Cassie po chwili zaczęła mruczeć i odchyliła głowę. Uśmiechnąłem się pod nosem i nie zaprzestałem pieszczot. Dziewczyna odstawiła naczynie na ławę i zaraz wcisnęła się pomiędzy moje nogi.
-Podoba się? –Zapytałem.
-Yhym –mruknęła w odpowiedzi.
Powoli i delikatnie ze swoimi palcami przeszedłem na jej szyję, delikatnie ją muskając. W międzyczasie lekko dmuchałem w jej ucho i podgryzałem je. Cassandra odchyliła szyję, a ja złożyłem na niej delikatny pocałunek, później kolejny i kolejny.
-Jeśli dalej będziesz mi tak pozwalać na różne rzeczy, to nie skończy się to dobrze –szepnąłem do jej ucha.
-Niech się kończy jak chce –odpowiedziała odwracając się do mnie przodem.
Spojrzałem na nią szeroko otwierając oczy.
Czy ona wie, co mówi?
W jej wyrazie twarzy starałem się dostrzec jakieś wahanie, jednak nie znalazłem nic takiego.
-Nie wiesz, co mówisz, nie chcesz żeby to się tak kończyło –odparłem.
Jestem świnią, ale nie będę wykorzystywać dziewczyny, która tyle przechodzi.
-Chcę –odpowiedziała, pełna powagi.
Ująłem podbródek dziewczyny w dłoń, jej oczy nie wyrażały strachu, nic ani kropli.
-Słuchaj mnie teraz Cass. Nie jestem chłopakiem dla ciebie. Nie bawię się w związki, nie chcę ich rozumiesz? Byłabyś dla mnie tylko zabawką, a ja nie chcę żeby nasza przyjaźń się zniszczyła –powiedziałem twardo.
-Kto powiedział, że chcę związku? Zróbmy układ. Będziemy wyłącznie przyjaciółmi do seksu, zero zobowiązań.
Teraz to dojebałaś maleńka…
            Patrzyłem zszokowany na dziewczynę. Nie mogłem uwierzyć w jej słowa, tak jakby nie ona je wypowiadała.
Nareszcie masz to, co chciałeś… Będziesz miał ja tylko dla siebie… Nie zmarnuj tego!
Gryząc się z własnymi myślami nie wiedziałem, co powiedzieć.
-Pieprzyć to –mruknąłem.
Przyciągnąłem czarnowłosą do siebie i pocałowałem. Nasze usta od razu znalazły wspólny rytm. Pocałunek był namiętny i zażarty. Jedną rękę wplątałem we włosy dziewczyny, a drugą położyłem na jej talii i przyciągnąłem ją mocno do siebie. Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, nasze oddechy były przyspieszone, a oczy Cassie patrzyły na mnie z pożądaniem.
-Wchodzę w układ –powiedziałem. –Jednak jest jeden warunek. Żadne z nas nie pieprzy się z nikim innym. Jesteś tylko moja.
-To się tyczy też ciebie ruda małpo.
-Doskonale wiem, spokojnie. Nikt nie może o nas wiedzieć.
-A, co im do tego? Przestań gadać, tylko pieprz.
Cass pocałowała mnie, a ja kompletnie odpłynąłem. Wiedziałem, że robię źle, jednak ta dziewczyna przyciągała mnie jak nikt inny. Mają jej ciało na wyłączność, mogłem odstawić inne panienki na bok.



 ~~~~~~
No to się rozpisałam xD Mam nadzieję, że rozdział się podoba :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz