Rozdział VII
„Przyjaźń rośnie wokół nas.”
Obudził mnie
dzwonek telefonu. Niechętnie wzięłam urządzenie do ręki i odebrałam. Jedną nogą
nadal byłam w krainie snów i marzeń.
-Tak? -Zapytałam senna.
-Cześć Alice tu Nataniel- usłyszałam głos po drugiej stronie.
-H-Heeeej~ -powiedziałam, ziewając. -Obudziłem cię?
-Em... Tak trochę...
-No, ale przecież jest siódma pięćdziesiąt -powiedział chłopak lekko zmieszany.
-Co?! -Wydarłam się.
-No... Em... Przyjdź jak najszybciej, a ja napiszę ci zwolnienie, że mi pomagałaś.
-Będę za dwadzieścia minut- powiedziałam i się rozłączyłam.
-Tak? -Zapytałam senna.
-Cześć Alice tu Nataniel- usłyszałam głos po drugiej stronie.
-H-Heeeej~ -powiedziałam, ziewając. -Obudziłem cię?
-Em... Tak trochę...
-No, ale przecież jest siódma pięćdziesiąt -powiedział chłopak lekko zmieszany.
-Co?! -Wydarłam się.
-No... Em... Przyjdź jak najszybciej, a ja napiszę ci zwolnienie, że mi pomagałaś.
-Będę za dwadzieścia minut- powiedziałam i się rozłączyłam.
Błyskawicznie
wyskoczyłam z łóżka i ubrałam czarne rurki, bokserkę i bluzę Alex'a. Szybko włożyłam
książki do plecaka i rozczesałam włosy, zakładając gumkę na rękę. Założyłam
trampki i wybiegłam z domu.
Zabije się!
Cała zdyszana dotarłam do szkoły. Weszłam do pokoju gospodarzy, nawet nie pukając.
-Przepraszam Nataniel- powiedziałam zasapana.
-Nie wiedziałem, że będziesz tak szybko. Usiądź i napij się wody- powiedział zatroskany blondyn.
Uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie. Chwilę odpoczęłam i spojrzałam na gospodarza.
-A właściwie, po co do mnie dzwoniłeś? -Zapytałam, podchodząc do jego biurka.
-Em...chciałem zobaczyć czy wszystko z tobą okej, po wczorajszym. Przepraszam, że się tak uniosłem. Nie wiedziałem, że jesteś z Kastielem...
-Ja wcale z nim nie jestem! -Odparłam.
-Ale Kastiel wczoraj mówił, że jesteście ze sobą.
Chłopak zrobił się cały czerwony i podrapał się nerwowo po karku.
-Zabije gnoja! -Warknęłam.
-Alice uspokój się, szkoda nerwów -powiedział blondyn.
-No, ale Nataniel. Jak byś się zachował, gdyby na przykład Melania mówiła, że jesteście ze sobą?
-No dobra. Rozumiem twoje zdenerwowanie.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Gdy zadzwonił dzwonek, błyskawicznie wybiegłam z pokoju gospodarzy i ruszyłam szkolnym korytarzem. Zdenerwowana brnęłam przez korytarz.
Zabije tego gnoja! Durna ruda małpa!
Nagle ba kogoś wpadłam i prawie upadłam, gdyby nie silne ramiona, które mnie złapały. Usłyszałam melodyjny śmiech.
-Jesteś naprawdę niezłą niezdarą Alice- powiedział chłopak.
Spojrzałam lekko w górę . Znajdowałam się w objęciach Kentina.
-Najpierw but, teraz wpadasz na mnie- dokończył szatyn z uśmiechem.
-A ty jesteś moim bohaterem- odparłam.
Brunet postawił mnie na równe nogi.
-Gdzie masz teraz lekcje? -Zapytał.
-Hm... Z tego, co pamiętam to, mam chemię- odparłam.
-No to chodź, odprowadzę cię.
Dzięki Kentinowi zapomniałam o tym, że miałam zabić rudą małpę.
No cóż... Szatyn ratuje mnie z poprawczaka...hehe...
Zabije się!
Cała zdyszana dotarłam do szkoły. Weszłam do pokoju gospodarzy, nawet nie pukając.
-Przepraszam Nataniel- powiedziałam zasapana.
-Nie wiedziałem, że będziesz tak szybko. Usiądź i napij się wody- powiedział zatroskany blondyn.
Uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie. Chwilę odpoczęłam i spojrzałam na gospodarza.
-A właściwie, po co do mnie dzwoniłeś? -Zapytałam, podchodząc do jego biurka.
-Em...chciałem zobaczyć czy wszystko z tobą okej, po wczorajszym. Przepraszam, że się tak uniosłem. Nie wiedziałem, że jesteś z Kastielem...
-Ja wcale z nim nie jestem! -Odparłam.
-Ale Kastiel wczoraj mówił, że jesteście ze sobą.
Chłopak zrobił się cały czerwony i podrapał się nerwowo po karku.
-Zabije gnoja! -Warknęłam.
-Alice uspokój się, szkoda nerwów -powiedział blondyn.
-No, ale Nataniel. Jak byś się zachował, gdyby na przykład Melania mówiła, że jesteście ze sobą?
-No dobra. Rozumiem twoje zdenerwowanie.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Gdy zadzwonił dzwonek, błyskawicznie wybiegłam z pokoju gospodarzy i ruszyłam szkolnym korytarzem. Zdenerwowana brnęłam przez korytarz.
Zabije tego gnoja! Durna ruda małpa!
Nagle ba kogoś wpadłam i prawie upadłam, gdyby nie silne ramiona, które mnie złapały. Usłyszałam melodyjny śmiech.
-Jesteś naprawdę niezłą niezdarą Alice- powiedział chłopak.
Spojrzałam lekko w górę . Znajdowałam się w objęciach Kentina.
-Najpierw but, teraz wpadasz na mnie- dokończył szatyn z uśmiechem.
-A ty jesteś moim bohaterem- odparłam.
Brunet postawił mnie na równe nogi.
-Gdzie masz teraz lekcje? -Zapytał.
-Hm... Z tego, co pamiętam to, mam chemię- odparłam.
-No to chodź, odprowadzę cię.
Dzięki Kentinowi zapomniałam o tym, że miałam zabić rudą małpę.
No cóż... Szatyn ratuje mnie z poprawczaka...hehe...
Gdy zadzwonił dzwonek, chłopak pobiegł do swojej sali, a ja
weszłam do chemicznej i usiadłam obok Rozalii.
-Jak tam po wczorajszym? -Zapytała białowłosa.
-Raczej dobrze. Co u Sary?
-Jak na razie będzie siedzieć u Kasa w domu, dopóki nie uda jej się przepisać. Mówiła, że ma dla Ciebie niespodziankę.
Mruknęłam potakująco, a do klasy wszedł nauczyciel. Na lekcji cały czas czułam na sobie uporczywy wzrok Kastiela. Starałam się go ignorować. Nie miałam zamiaru zaszczycić go choć jednym spojrzeniem. Strasznie mnie zdenerwował wieczór wcześniej. Nie rozumiałam, jaki był powód jego złości i po co kłamał.
Po skończonych lekcjach szybko wyszłam ze szkoły.
-Alice zaczekaj! -Usłyszałam melodyjny głos.
Odwróciłam się i ujrzałam Kentina. Na sam jego widok uśmiechnęłam się szczerze. Był strasznie pogodny.
-Mogę cię odprowadzić? -Zapytał.
-Jeśli chcesz -odparłam z uśmiechem.
-Pięknie wyglądasz, gdy się uśmiechasz.
-A ty nie lamusie -usłyszałam ostry głos.
Do mnie i Kentina podbiegł Kastiel i uderzył szatyna.
-Co ty kurwa robisz?! -Krzyknęłam.
Chciałam podejść do chłopaka, ale ruda małpa jednym, zwinnym ruchem przerzuciła mnie przez swoje ramię.
-Puść mnie! -Krzyknęłam.
-Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości -powiedział.
-Ciebie do reszty pojebało?!
Patrzyłam jak Kentin leży na ziemi, a wkoło niego zbiera się tłum gapiów.
Mam nadzieje, że nic mu nie jest...
W końcu przestałam się szarpać, a Kastiel zaniósł mnie na dach szkoły i dopiero tam puścił, zamykając drzwi na klucz.
-Co ci znowu odpierdoliło?! -Krzyknęłam na cały głos.
-Unikałaś mnie dzisiaj, a ja chciałem z tobą porozmawiać -powiedział.
-Ciekawe o czym?! Może o tym, jak to wpierdoliłeś Natanielowi?! Albo o tym, jak wmówiłeś mu, że jesteśmy razem?!- Warknęłam.
-Uspokój się -powiedział wyjątkowo spokojnie jak na niego.
-Niby kurwa dlaczego?! Po co wszystko komplikujesz?!
-Dasz mi dojść do słowa i wszystko wyjaśnić?!
-Niby co tu wyjaśniać?!
-Alice przestań! Gdy wczoraj widziałem jak wspaniale bawisz się z Natanielem, a ode mnie uciekłaś, wkurwiłem się na niego. Nie wytrzymałem i mu wpierdoliłem. Powiedziałem tak, żeby raz na zawsze cię zostawił w spokoju. Jak widać, nie podziałało... Do tego dzisiaj dużo gadałaś z Kentinem. Później cię podrywał i nie wytrzymałem.
-Widać, że masz jakieś zaburzenia psychiczne.
Chłopak zacisnął mocno pięści i puścił mój komentarz płazem.
-Po co robisz to wszystko? Po co odsuwasz ode mnie ludzi? -Zapytałam, obejmując się ramionami. -Czy nie mam prawa do odrobiny szczęścia?
-Masz... Tylko że nie chcę, żebyś była szczęśliwa z nimi. Chcę, żebyś była szczęśliwa z mojego powodu. Kocham cię Alice. Zawsze cię kochałem... I to nie jak siostrę, ale jak chłopak dziewczynę. Jesteś dla mnie wszystkim.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Moje oczy rozwarły się szeroko.
Jak to...? Myślałam, że jestem dla niego tylko przyjaciółką... Drugą siostrą... Myślałam, że martwi się o mnie tak samo, jak o Sarę... Zawsze czułam do niego coś więcej... Tylko że nigdy nie byłam tego pewna... A teraz? Teraz to już kompletnie mam miszmasz w głowie...
-Kastiel... -Wyszeptałam, patrząc na niego.
-Naprawdę cię kocham.
-To nie jest powód, żeby bić wszystkich, którzy są dla mnie mili -odparłam twardo.
-Ale...
-Tu nie ma żadnego, ale! Zaczynam się ciebie bać.
-Nie masz czego...
-Właśnie mam czego Kastiel! Daj mi na razie spokój.
Poszłam w kierunku drzwi, ale przypomniałam sobie, że są zamknięte.
-Otwórz -wyszeptałam chłodno.
-Nie wypuszczę cię.
-Otwórz!
Popatrzyłam na chłopaka. On tylko zesztywniał i zacisnął mocniej pięść.
Skoro nie chce mnie wypuścić, sama stąd wyjdę... Są tu rynny... Wystarczy...
Podeszłam do krawędzi dachu i lekko spojrzałam w dół.
Jest!
Kastiel spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zwinnym ruchem wskoczyłam na rynnę i zjechałam po niej. Wylądowałam na ziemi. Szybko wstałam i otrzepałam tyłek. Zerwałam się biegiem w kierunku domu.
O matko jak dawno tego nie robiłam...
Przypomniałam sobie czasy, gdy byłam mała i wymykałam się z domu. Zawsze zjeżdżałam po rynnie, która była obok mojego okna. Najgorzej było, gdy miałam spódniczkę albo sukienkę, ale dawałam sobie jakoś radę.
Wbiegłam do domu cała zdyszana. Zakluczyłam drzwi i błyskawicznie znalazłam się w moim pokoju. Alex'a nie było w domu, dlatego nie musiałam zamykać swojego małego królestwa. Rzuciłam się na łóżko i nie wiedzieć dlaczego zaczęłam płakać.
Kastiel
Spojrzałem zaskoczony w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała czerwonowłosa dziewczyna. Podbiegłem do krawędzi dachu i zdezorientowany spojrzałem. Alice zjechała po rynnie i właśnie wstawała. Najszybciej jak potrafiłem, dobiegłem do drzwi i roztrzęsiony mocowałem się z otworzeniem ich kluczem. Później wszystko było jak przez mgłę. Biegłem ile sił w nogach, jednak i tak nie dogoniłem dziewczyny. Uderzyłem zły w mur szkolny.
-Kurwa! -Przekląłem głośno.
-Co się stało? -Usłyszałem głos Lysandra.
-Znowu wszystko spierdoliłem!
Zacząłem opowiadać poecie o mojej rozmowie z Alice. On jak zwykle słuchał uważnie, a później powiedział:
-Jak na mój gust powinieneś ją przeprosić jeszcze raz i pokazać jej, że ci zależy. Odrobina chęci i będzie okej.
-Sam już nie wiem co mam robić. Dzięki stary.
Razem poszliśmy do domu.
Gdy byłem w swoim pokoju, spojrzałem w okno. Czerwonowłosa, miała odsłonięte zasłony i widziałem jak leży na łóżku. Postanowiłem do niej pójść. Szybko włożyłem buty i wybiegłem z domu. Drzwi były zamknięte na klucz, ale zapamiętałem gdzie Alex, ma zapasowe klucze. Wyciągnąłem je spod wycieraczki i wszedłem do środka. Po cichu, aby nie speszyć dziewczyny, poszedłem na górę. Lekko otworzyłem drzwi jej pokoju i wyjrzałem za nie.
Alice leżała na łóżku i spała. Podszedłem bliżej. Ba jej twarzy były mokre ślady. Tak jak się spodziewałem, płakała. A później usnęła. Przykryłem ją kocem i usiadłem obok. Schyliłem się i pocałowałem czoło dziewczyny.
-Co ja z tobą mam? -Wyszeptałem.
Uśmiechnąłem się na wspomnienia z dzieciństwa. Pogłaskałem czerwone włosy Alice i zszedłem do kuchni.
-Jak tam po wczorajszym? -Zapytała białowłosa.
-Raczej dobrze. Co u Sary?
-Jak na razie będzie siedzieć u Kasa w domu, dopóki nie uda jej się przepisać. Mówiła, że ma dla Ciebie niespodziankę.
Mruknęłam potakująco, a do klasy wszedł nauczyciel. Na lekcji cały czas czułam na sobie uporczywy wzrok Kastiela. Starałam się go ignorować. Nie miałam zamiaru zaszczycić go choć jednym spojrzeniem. Strasznie mnie zdenerwował wieczór wcześniej. Nie rozumiałam, jaki był powód jego złości i po co kłamał.
Po skończonych lekcjach szybko wyszłam ze szkoły.
-Alice zaczekaj! -Usłyszałam melodyjny głos.
Odwróciłam się i ujrzałam Kentina. Na sam jego widok uśmiechnęłam się szczerze. Był strasznie pogodny.
-Mogę cię odprowadzić? -Zapytał.
-Jeśli chcesz -odparłam z uśmiechem.
-Pięknie wyglądasz, gdy się uśmiechasz.
-A ty nie lamusie -usłyszałam ostry głos.
Do mnie i Kentina podbiegł Kastiel i uderzył szatyna.
-Co ty kurwa robisz?! -Krzyknęłam.
Chciałam podejść do chłopaka, ale ruda małpa jednym, zwinnym ruchem przerzuciła mnie przez swoje ramię.
-Puść mnie! -Krzyknęłam.
-Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości -powiedział.
-Ciebie do reszty pojebało?!
Patrzyłam jak Kentin leży na ziemi, a wkoło niego zbiera się tłum gapiów.
Mam nadzieje, że nic mu nie jest...
W końcu przestałam się szarpać, a Kastiel zaniósł mnie na dach szkoły i dopiero tam puścił, zamykając drzwi na klucz.
-Co ci znowu odpierdoliło?! -Krzyknęłam na cały głos.
-Unikałaś mnie dzisiaj, a ja chciałem z tobą porozmawiać -powiedział.
-Ciekawe o czym?! Może o tym, jak to wpierdoliłeś Natanielowi?! Albo o tym, jak wmówiłeś mu, że jesteśmy razem?!- Warknęłam.
-Uspokój się -powiedział wyjątkowo spokojnie jak na niego.
-Niby kurwa dlaczego?! Po co wszystko komplikujesz?!
-Dasz mi dojść do słowa i wszystko wyjaśnić?!
-Niby co tu wyjaśniać?!
-Alice przestań! Gdy wczoraj widziałem jak wspaniale bawisz się z Natanielem, a ode mnie uciekłaś, wkurwiłem się na niego. Nie wytrzymałem i mu wpierdoliłem. Powiedziałem tak, żeby raz na zawsze cię zostawił w spokoju. Jak widać, nie podziałało... Do tego dzisiaj dużo gadałaś z Kentinem. Później cię podrywał i nie wytrzymałem.
-Widać, że masz jakieś zaburzenia psychiczne.
Chłopak zacisnął mocno pięści i puścił mój komentarz płazem.
-Po co robisz to wszystko? Po co odsuwasz ode mnie ludzi? -Zapytałam, obejmując się ramionami. -Czy nie mam prawa do odrobiny szczęścia?
-Masz... Tylko że nie chcę, żebyś była szczęśliwa z nimi. Chcę, żebyś była szczęśliwa z mojego powodu. Kocham cię Alice. Zawsze cię kochałem... I to nie jak siostrę, ale jak chłopak dziewczynę. Jesteś dla mnie wszystkim.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Moje oczy rozwarły się szeroko.
Jak to...? Myślałam, że jestem dla niego tylko przyjaciółką... Drugą siostrą... Myślałam, że martwi się o mnie tak samo, jak o Sarę... Zawsze czułam do niego coś więcej... Tylko że nigdy nie byłam tego pewna... A teraz? Teraz to już kompletnie mam miszmasz w głowie...
-Kastiel... -Wyszeptałam, patrząc na niego.
-Naprawdę cię kocham.
-To nie jest powód, żeby bić wszystkich, którzy są dla mnie mili -odparłam twardo.
-Ale...
-Tu nie ma żadnego, ale! Zaczynam się ciebie bać.
-Nie masz czego...
-Właśnie mam czego Kastiel! Daj mi na razie spokój.
Poszłam w kierunku drzwi, ale przypomniałam sobie, że są zamknięte.
-Otwórz -wyszeptałam chłodno.
-Nie wypuszczę cię.
-Otwórz!
Popatrzyłam na chłopaka. On tylko zesztywniał i zacisnął mocniej pięść.
Skoro nie chce mnie wypuścić, sama stąd wyjdę... Są tu rynny... Wystarczy...
Podeszłam do krawędzi dachu i lekko spojrzałam w dół.
Jest!
Kastiel spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zwinnym ruchem wskoczyłam na rynnę i zjechałam po niej. Wylądowałam na ziemi. Szybko wstałam i otrzepałam tyłek. Zerwałam się biegiem w kierunku domu.
O matko jak dawno tego nie robiłam...
Przypomniałam sobie czasy, gdy byłam mała i wymykałam się z domu. Zawsze zjeżdżałam po rynnie, która była obok mojego okna. Najgorzej było, gdy miałam spódniczkę albo sukienkę, ale dawałam sobie jakoś radę.
Wbiegłam do domu cała zdyszana. Zakluczyłam drzwi i błyskawicznie znalazłam się w moim pokoju. Alex'a nie było w domu, dlatego nie musiałam zamykać swojego małego królestwa. Rzuciłam się na łóżko i nie wiedzieć dlaczego zaczęłam płakać.
Kastiel
Spojrzałem zaskoczony w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała czerwonowłosa dziewczyna. Podbiegłem do krawędzi dachu i zdezorientowany spojrzałem. Alice zjechała po rynnie i właśnie wstawała. Najszybciej jak potrafiłem, dobiegłem do drzwi i roztrzęsiony mocowałem się z otworzeniem ich kluczem. Później wszystko było jak przez mgłę. Biegłem ile sił w nogach, jednak i tak nie dogoniłem dziewczyny. Uderzyłem zły w mur szkolny.
-Kurwa! -Przekląłem głośno.
-Co się stało? -Usłyszałem głos Lysandra.
-Znowu wszystko spierdoliłem!
Zacząłem opowiadać poecie o mojej rozmowie z Alice. On jak zwykle słuchał uważnie, a później powiedział:
-Jak na mój gust powinieneś ją przeprosić jeszcze raz i pokazać jej, że ci zależy. Odrobina chęci i będzie okej.
-Sam już nie wiem co mam robić. Dzięki stary.
Razem poszliśmy do domu.
Gdy byłem w swoim pokoju, spojrzałem w okno. Czerwonowłosa, miała odsłonięte zasłony i widziałem jak leży na łóżku. Postanowiłem do niej pójść. Szybko włożyłem buty i wybiegłem z domu. Drzwi były zamknięte na klucz, ale zapamiętałem gdzie Alex, ma zapasowe klucze. Wyciągnąłem je spod wycieraczki i wszedłem do środka. Po cichu, aby nie speszyć dziewczyny, poszedłem na górę. Lekko otworzyłem drzwi jej pokoju i wyjrzałem za nie.
Alice leżała na łóżku i spała. Podszedłem bliżej. Ba jej twarzy były mokre ślady. Tak jak się spodziewałem, płakała. A później usnęła. Przykryłem ją kocem i usiadłem obok. Schyliłem się i pocałowałem czoło dziewczyny.
-Co ja z tobą mam? -Wyszeptałem.
~~*~~
Leżeliśmy z Alice na łące i
patrzyliśmy na chmury.
-Ta wygląda jak koń- powiedziała dziewczyna, a ja przyznałem jej rację. -A ta
jak smok!
-Nie! Ta wygląda jak pies!
-Smok!
-Pies!
Zaczęliśmy się kłócić o kształt domniemanej chmury. W końcu Alice się
popłakała.
-Nie...wierzysz...mi! -Krzyknęła i pobiegła w kierunku swojego domu.
Popatrzyłem na nią zszokowany i
dopiero po kilkunastu minutach wstałem. Z reguły wiedziałem, że lepiej będzie
jak dziewczyna, zostanie sama.
Jak zwykle wdrapałem się po rynnie do jej pokoju. Okna zawsze miała otwarte.
Nawet w tamtej chwili, zapomniała to zamknąć, na pewno z roztargnienia. Cicho
wszedłem do jej pokoju i popatrzyłem na małe, leżące na łóżku ciałko. Położyłem
się obok i przytuliłem ją do siebie, a następnie okryłem nas kocem.
-Co ja z tobą mam? -Wyszeptałem.
~~*~~
Uśmiechnąłem się na wspomnienia z dzieciństwa. Pogłaskałem czerwone włosy Alice i zszedłem do kuchni.
Super rozdział! Czekam na nexta ;*
OdpowiedzUsuńEKSTRA *-*
OdpowiedzUsuńKSUSVEJDHSBABSVEV! CZEKAM NA KOLEJNE 💓
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 👌
kiedy bedzie kolejny ? :D
OdpowiedzUsuńZa tydzień, jeśli uda mi się napisać. Jeśli jednak nie uda mi się zapisać to za dwa tygodnie, a w piątek pojawi się zastępcze opowiadanie :)
UsuńHej, :-) :-) :-) :-) super fajne opowiadanie :-) :-) :-) kiedy next ??? Pozdrawiam i życzę weny:-) :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny! Jejuu ja to tk kochaaam! Kastiel i Alice <3
OdpowiedzUsuń