czwartek, 30 kwietnia 2015

Nadzieja

Mam nadzieję, że wszyscy są zadowoleni. Błędy mogą być, ponieważ pisałam to na komórce,więc...:/ w każdym razie mam nadzieję, że się podoba ;) niedługo dodam następny post no i jak ktoś chce to Eragona

niedziela, 26 kwietnia 2015

Prośba?

Plose ludzie komentujcie bo to pomaga i naprawdę bardzo mobilizuje do pracy, bo mam poczucie, że ktoś to czyta ;)
To do zobaczenia za trzy dni ;) jak będę miała Internet to z chęcią odpowiem na jakieś pytania na e-maila:  wiola11144@gmail.com :*

Księżniczka Luna 14

Rozdział 14

Rose

Pomimo, że cały czas dzwonił do mnie Kastiel i Lysander nie odbierałam. Naprawdę nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Powiedziałam jedynie Emily, że wracam do domu.
-Ej mała. Kupiłem ci lody i zamówiłem pizzę, zjemy? -Zapytał Daniel wchodząc do pokoju.
-Z chęcią -odparłam.
Położyłam poduszkę i poszłam z bratem do salonu.
-Seba ma koncert. Oglądniemy? -Zapytał.
-No pewnie, że tak -powiedziałam biorąc kawałek pizzy.
Daniel włączył telewizor i po chwili usłyszeliśmy wstęp Seby.
-A tą piosenkę dedykuję mojej kochanej przyjaciółce Rose. Kochana, żebyś zawsze się uśmiechała i nie przejmowała głupkami -powiedział i zaczął śpiewać.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Właściwie to co się stało? -Zapytał Daniel.
Wiedziałam, że w końcu dojdziemy do tej rozmowy, jednak nie chciałam aż tak szybko jej zaczynać.
-Ktoś dał mi dyktafon do pokoju. Było tam nagranie Kasa, że przyjaźni się ze mną tylko dla sławy -odpowiedziałam.
-Rose, możesz się obrazić za to co powiem. Ale po pierwsze wątpię żeby kas taki był, po drugie nie wydaje ci się to dziwne, że ktoś daje ci takie nagranie?
-No może nagranie dziwne, ale jednak słychać tam wyraźnie głos Kasa -przystawałam przy swoim.
Daniel westchnął ciężko i mnie przytulił. Resztę dnia spędziliśmy siedząc na kanapie, pijąc piwo i jedząc nocy z pizzą. Po tak wspaniałym dniu postanowiłam się położyć do łóżka. Męczona myślami w końcu zasnęłam.

...

Rano obudził mnie dźwięk Sms'a.
-Zapomniałam wyciszyć -jęknęłam.
Hej mała! Wiem, że śpisz, ale już nie wytrzymuje. Nie mogłem spać całą noc, myślę o tobie. O tym, że chciałbym cię przytulić, mieć w ramionach, pocałować. Powiedzieć, że cię kocham. Nie wiem dlaczego wyjechałaś i to mnie dobija. Rose proszę odpisz, martwię się o ciebie i tęsknię. Daj mi chodź jeden znak życia.
                                       Kastiel...
Z wrażenia zakryłam usta dłonią.
On coś takiego napisał? Nie myślałam, że jest taki kochany (dopisek autorki: ja też :P). Oh...Kas...Nie! czekaj Rose! Przecież on to robi po to żeby zdobyć twoje zaufanie, a później sławę!
Sama nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Szybko wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam pobiegać. Miałam dość myśli. Ciągle mi przeszkadzały i ciążyły na mnie. Nawet gdy biegałam nie mogłam się na niczym skupić. 
Dziwne...Nagle Lys nic nie pisze, a Kas zaczyna być miły. A może Kas coś zrobił Lysowi? Może teraz Lys gdzieś leży ledwo żywy?! Nie mój Lys! (dopisek autorki: Tak musiałam :P). Kas na pewno upozorował wypadek, Lys umrze, a Kas spróbuje ze mną być żeby... Kuchnia jego mać Rose! Dostajesz już bzika! Gadasz do siebie w myślach! Myślisz, że Kas zabił Lysa! Ogarnij się dziewucho! Lepiej wracaj do domu, spróbuj wymyślić jakąś piosenkę, zajmij się czymś, a nie wymyślaniem najgorszych scenariuszy! Znowu gadam sama do siebie! Ah!

Lysander

Cały czas próbowałem dodzwonić się do Rose, jednak ona nie odbierała. W końcu dałem sobie spokój bo pomyślałem, że nie będę jej męczył. Jak będzie z nią wszystko okej i będzie chciała porozmawiać to zadzwoni. Jednak nadal bardzo martwiłem się o nią. Była moim szczęściem, dlatego nie chciałem aby stała jej się żadna krzywda.
O by nic ci nie było kochana. Jeszcze tylko jeden dzień...

Kastiel

Odchodziłem od zmysłów. Rose nie odbierała, ani nie odpisywała na sms-y. Ze złości kopnąłem w najbliższy kamień.
Kas nie przejmuj się tak...
Łatwo ci mówić Kieł. Ja tu już nie wytrzymuję. Pier**** wyjeżdżam. Powiem żeby któryś przywiózł mi motor. Ja muszę do niej wrócić.
Kas, wracacie jutro po południu...
Ja chce teraz wiedzieć co jej jest!
Szybko zadzwoniłem do starego kolegi żeby przywiózł mi motor na bagażniku swojej fury. Ten oznajmił, że będzie jak najszybciej.
Jeden pozytyw. Rose niedługo będę. Przysięgam, obiecuję.

Rose

W środku nocy obudził mnie ryk silnika, a potem dzwonienie i walenie do drzwi. Szybko zbiegłam na dół, a za mną Daniel. Otworzyłam drzwi, stał w nich Kas. Wyraźnie zdenerwowany. Chłopak objął mnie mocno wtulając w siebie.
-Nic ci nie jest. Na całe szczęście -powiedział w moje włosy.
Co on tu robi?!
Odsunęłam się od chłopaka i uderzyłam go otwartą dłonią w lewy policzek.
-Jak śmiesz się tu pokazywać? -Zapytałam zła.
Kas był wyraźnie zdezorientowany, złapał się za policzek i popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Słucham? O co ci chodzi? Nie odbierasz telefonów! Nie odpisujesz! Wiesz jak się martwiłem?! -Powiedział.
-Nie wierze ci. Daj spokój. Po tym nagraniu nie wierze w żadne twoje słowo. Wyjdź stąd -powiedziałam zamykając drzwi.
jednak chłopak był szybszy i błyskawicznie zatrzymał drzwi ręką.
-Nie wyjdę dopóki nie wytłumaczysz mi o co chodzi -odpowiedział.
-Nie udawaj głupiego. Wynoś się -powiedziałam już wyraźnie zła.
-Sory Kas, ale lepiej żebyś już poszedł -powiedział dotąd milczący Daniel.
Brat szybko zatrzasnął drzwi.
-Wszystko okej? -Zapytał przytulając mnie.
-Tak, znaczy...Chyba tak -powiedziałam nadal zdezorientowana.
Ta wizyta była dla mnie strasznie dziwna.
Po co on tu w ogóle przychodzi? Wycieczka kończy się jutro...Znowu uciekł? No ale po co?! Może rzeczywiście zabił Lysa i chce żebym dała mu alibi? Kuchnia jego mać! I znowu myślę o tym samym! Kas nie zabiłby Lysandra. Przecież to niedorzeczne. Po prostu martwię się, że Lys nie dzwoni i moja podświadomość ubzdurała sobie coś. Ale dla pewności zadzwonię!
Wyrywając się Bratu z uścisku pobiegłam na górę.
-Rose co ci?! -Krzyknął Daniel wbiegając za mną po schodach.
-Muszę zadzwonić do Lysandra -powiedziałam zamykając mu drzwi przed nosem.
Szybko porwałam komórkę i wybrałam numer chłopaka.

Lysander

Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Lekko zdyszany, ponieważ wyrwałem się z koszmaru odebrałem siadając. Uderzyłem się w belkę, która była na wysokości mojej głowy.
-Ała! -Krzyknąłem.
Na nowo zacząłem dyszeć. W słuchawce usłyszałem załamany głos Rose.
-Lys co ci jest?! Nie umieraj! Już do ciebie jadę! -Powiedziała z płaczem.
-Rose czekaj -powiedziałem spokojnie uspokajając oddech.
-Nie mogę czekać gdy ty umierasz! -Powiedziała.
-Rose uspokój się. Nic mi nie jest.
-Lysander jak w takiej sytuacji możesz kłamać?!
O co jej chodzi?
-Kochanie uspokój się. Coś ci się przyśniło -odparłem spokojnie.
-Nic mi się nie przyśniło. Kas ci coś zrobił prawda? -Zapytała szlochając.
-Rose, kas nic mi nie zrobił.
-Ale krzyknąłeś z bólu -odpowiedziała.
-Bo uderzyłem się w belkę siadając. Nie pamiętasz? Przy łóżku mam belkę? Zapomniałem o niej i się uderzyłem -wytłumaczyłem.
Dziewczyna westchnęła z ulgą.
-Rose uspokój już się -powiedziałem.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj nic się nie stało -odpowiedziałem.
-Lys Kur** przestań gadać! Chce spać! -Powiedział Armin rzucając we mnie poduszką.
-Ał! To bolało!
-Co bolało?! -Wykrzyknęła Rose.
-A to jeszcze bardziej. Rose nie krzycz. Armin rzucił we mnie poduszką -wytłumaczyłem.
-I zaraz rzucę i ja jak nie przestaniesz gadać! -Dodał Kentin.
-Rose idź spać. Ja też to uczynię. Dobranoc -powiedziałem spokojnie.
Rozłączyłem się i opadłem na poduszkę.
-Lys kur** oddaj moją poduszkę! -Krzyknął Armin.
-Masz!
Rzuciłem w chłopaka poduszką, a ten krzyknął z bólu.
-Jak się oboje nie zamkniecie to was zaj****! -Wykrzyknął Kentin.
Roześmialiśmy się, a Ken jęknął przeciągle.

Rose

Rozłączyłam się i byłam spokojniejsza. Po chwili usłyszałam pukanie. Odwróciłam się w stronę okna bo stamtąd dobiegał dźwięk. Na parapecie stał Kas.
Po moim trupie.
-Spadaj! -Krzyknęłam.
-Otwórz! Rose proszę!
-Wal się!
-Bo zaraz spadnę!
-Miłego umierania!
Zasłoniłam zasłony i położyłam się do łóżka. Po chwili usłyszałam huk i szybko pobiegłam do okna. Otworzyłam je i to był mój błąd. Kas to wykorzystał i dosłownie wskoczył na mnie. Upadliśmy razem na podłogę.
-Nic ci nie jest? Przepraszam, ale nie zostawiłaś mi wyboru -powiedział chłopak.
-Złaź ze mnie do cholery! -Wykrzyknęłam.
Kastiel wykonał moje polecenie.
-A teraz spadaj stąd! Już! Nie chcę cię widzieć na oczy! Jesteś dla mnie nikim! Zerem! Daj mi spokój raz na zawsze! -Wykrzyczałam z łzami w oczach.
Chłopak stał chwilę zdziwiony, a potem spuścił głowę i wyraźnie posmutniał.
-Nie wiem co ci jest Rose, ale proszę wytłumacz mi o co chodzi -powiedział.
-Nie chcę cię widzieć na oczy. Nie udawaj, że nic nie wiesz. Wynoś się! Nie chcę cię nigdy więcej widzieć!
Do pokoju wszedł Daniel.
-Kas...
-Zaraz -odpowiedział chłopak i zaraz zwrócił się do mnie. -Nie wiem co ci jest mała. Martwiłem się o ciebie, tęskniłem. I choćbyś nie wiem co powiedziała to i tak nie zmienię zdania. Kocham cię i nie przestanę. Będziesz dla mnie zawsze najważniejsza mała. Nie myśl, że tak łatwo odpuszczę. Nie pozwolę się tobą dzielić. Nigdy cię nie zostawię. Teraz idź spać. Kocham cię kotku -wyszeptał mi do ucha i pocałował w czoło, a potem jakby nigdy nic wyskoczył przez okno.
Podbiegłam i wyjrzałem przez nie.
Wylądował tak zwinnie...
Kas odwrócił się puścił mi oczko i pobiegł do motoru, a następnie odjechał z piskiem opon.
-Rose o co mu chodziło? -Zapytał Daniel.
-Powiem ci jutro. Dzisiaj nie dam już rady. Dobranoc.
Brat wyszedł z pokoju, a ja położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Kastiel

O co jej chodziło? Dowiem się tego choćby nie wiem co. Nie pozwolę żeby zabrał mi ją Lys. Kocham ją nad życie.  Nigdy na nikim mi tak nie zależało jak na niej. Nie pozwolę aby się ode mnie oddaliła, nie ma mowy! Dowiem się o co jej  chodziło i to naprawię. 
Mimowolnie przyśpieszyłem na motorze i po chwili byłem w domu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej kochani rzadko kiedy tu piszę więc coś się stało :/
Jutro jadę na trzydniową wycieczkę, nie za bardzo zdążyłam coś napisać, ale na wyciecze postaram się coś napisać w moim magicznym zeszyciku xD Więc dziś dodaję rozdział troszkę krótszy ;)

piątek, 24 kwietnia 2015

Eragon



Tak...Nie mogłam dotrzymać obietnicy... :/ Przepraszam. Daje wam jeden rozdział mojego jednego z WIELU opowiadań bo uważam, że macie prawo wiedzieć co piszę zamiast Słodkiego Flirtu. Przepraszam....

Rozdział 1

Rok 3025, południowa część Hope.

Eragon

            Zwyczajny wiosenny wieczór. Księżyc świeci na niebie, tysiące gwiazd wokół niego. Czuć zapach trawy. Wieczór jak wieczór. Kogo ja okłamuje. Następnego dnia mamy iść do wojska, jak każdy piętnastoletni chłopak w Hope. Wraz z kolegami Jackem (czyt. Dekiem), Mikem (czyt.Majkiem) i Alexem wyszliśmy na spacer w ostatni wieczór naszej wolności.
-Nie boicie się? – Zapytał Mike.
Mike to wysoki blondyn. Zawsze próbował rozładować ciężką atmosferę.
Jutro kończy się nasza wolność, a zaczyna piekło…
-Ja się boje – odpowiedziałem bez namysłu.- W końcu dziesięć procent nie kończy szkolenia i ma pracować na polach, które są poza murami. Tam nikt ich nie chroni i są łatwymi celami. Jednak chęć wybicia tych gnoi i bestii oraz pomszczenia taty jest tak wielka, że wiem iż muszę ruszyć na wojnę. Dlatego będę walczył do upadłego. Chcę aby taty był ze mnie dumny.
Chłopcy popatrzyli na mnie zdziwieni.
-Weźcie, dziś ostatni wieczór naszej wolności! Bawmy się! – Powiedział Jack.
Uśmiechnęliśmy się i ruszyliśmy na przód.
            Nagle usłyszałem krzyk, a zaraz potem płacz. Zerwałem się biegiem w tamtą stronę. Słyszałem za sobą bieg. Obróciłem się i zobaczyłem tylko Alexa.
Ci idioci jak zawsze troszczą się tylko o swój tyłek!
Gdy dobiegłem na miejsce zobaczyłem dziewczynę. Siedziała na ziemi, z policzka i rąk leciała jej krew. Nad nią stał wysoki mężczyzna z paskiem w ręce. Krzyczał na dziewczynę, a ta kuliła się. Osłaniała twarz rękoma. Leciała z nich krew, która rozlała się na chodniku.
            Bez chwili wahania podbiegłem i zasłoniłem dziewczynę przed kolejnym ciosem.
-Jakim prawem pan ją bije?! – Krzyknąłem.
-Zejdź mi z drogi zasrany gnojku!
Mężczyzna uderzył mnie w twarz. Oddałem mu podcięciem nóg. Za mną pojawił się Alex i wziął dziewczynę. Skinąłem do niego głową. Mężczyzna wstał i uderzył mnie w brzuch. Oddałem tym samym, po czym pchnąłem go na beczki i pobiegłem do Alexa.
Przynajmniej na niego zawsze mogę liczyć… Biedula zemdlała.
Przyjrzałem się dziewczynie. Jej twarz oblewały długie blond włosy. Była dość niska i szczupła. Wyciągnąłem z kieszeni chusteczkę i przyłożyłem do policzka dziewczyny. Miała na sobie bokserkę, krótkie spodenki moro i czarne trampki.
-O mój Boże! – Wykrzyknęła mama gdy nas zobaczyła.
Alex położył dziewczynę na łóżku. Mama szybko wzięła apteczkę i zaczęła opatrywać dziewczynę.
-Eragon, ty zawsze musisz bronić słabszych i dziewczyny – powiedziała mama. –Będziesz dobrym żołnierzem.
-Za tą swoją dobroć kiedyś nieźle oberwie – odpowiedział Alex oparty o ścianę.
-A ty jak zawsze pełny optymizmu – odpowiedziałem uśmiechając się.
-Idę do domu. Trzymaj się stary. Jutro po ciebie podejdę. Skołuje jakieś ciuchy dla dziewczyny. Mama powinna jakieś mieć – powiedział Alex i wyszedł.
Dziewczyna otworzyła oczy.
-Gdzie jestem? – Zapytała.
Przykucnąłem przy łóżku.
-Jestem Eragon Wolf. Przyniosłem cię z moim kolegą. Pamiętasz coś? – Zapytałem.
-Tato znowu mnie bił, potem się zjawiliście i zemdlałam. Przepraszam za kłopoty.
-To żadne kłopoty, skarbeczku. Eragon jutro jedzie do wojska, więc jego nie będzie. Jeśli chcesz możesz zostać ze mną –wtrąciła się mama.
-Nie ma takiej potrzeby. Jutro wyruszam do wojska. To właśnie o to kłóciłam się z ojcem. Przepraszam za kłopoty.
Uśmiechnąłem się do dziewczyny i wyjaśniłem sytuację. Potem wszyscy poszliśmy spać.


Ubrałem się w swoje czarne spodnie, koszulkę i trampki. Mama  uśmiechnęła się, jednak w jej oczach widziałem łzy.
-Będzie dobrze. Wrócę jako żołnierz –powiedziałem.
-Eragonie, wierzę, że dasz sobie radę. Wykapany z ciebie ojciec.
Przytuliłem się do mamy i popatrzyłem na dziewczynę. Swoje długie włosy splotła w warkocz. W tej chwili zapukał Alex.
-Masz jakieś ciuchy. Nie pójdziesz na ceremonię tak ubrana. Od razu dadzą cię na pola –powiedział Alex gdy wszedł i rzucił torbę przed dziewczynę. Dziewczyna szybko przebrała się w podobne do swoich spodenki moro i czarną bokserkę. Zostawiła swoje trampki. Do tego zarzuciła czarną ramoneska.
-Chodźcie bo się spóźnimy –powiedziała i chwyciła torbę. – Tak w ogóle jestem Rose Angel (czyt. Rous Endżel). Dzięki za pomoc. Te ciuchy są jak mojej mamy. Mama była Jeźdźcem.
-To tak jak nasi ojcowie!- Krzyknąłem.
Dziewczyna oblała się rumieńcem i uśmiechnęła się.


            Przed nami stał wysoki, umięśniony kapitan. Wszyscy staliśmy na baczność i salutowaliśmy (przykładaliśmy lewą rękę złożoną w pięść do prawej piersi, a prawą rękę mięliśmy na plecach, również złożoną w pięść).
-Dziś zaczyna się wasze szkolenie. Każdy kto będzie słaby trafi na pola. Tu nie ma miejsca dla mięczaków! Jasne?!
-Tak jest sir! –Wykrzyknęli wszyscy.
            Po odprawie przydzielono nam domki w których mięliśmy zamieszkać na czas szkolenia. Później obiad i trening oraz kolacja.
            W wojsku nie dawali nam właściwie mundurów. Mieliśmy jedynie peleryny. Gdy później mieliśmy wstąpić do oddziałów peleryny oczywiście nam zmienią. Każdy oddział ma inny kolor peleryny i inny herb. My na razie mieliśmy zielone peleryny z tarczą, a w niej mieliśmy różdżkę skrzyżowaną z mieczem, u góry była korona, a na dole smok. Dość skomplikowany herb.
            Rose mało się odzywała, nawet do nas nie podchodziła. Siedziała w koncie Sali sama.
-Może chodźmy do niej, żeby tak sama nie siedziała? –Zapytałem Alexa.
On tylko pokiwał głową i ruszyliśmy w kierunku dziewczyny.
-Hej Rose –przywitałem się.
-Siema mała –powiedział Alex.
-Hej chłopcy –odpowiedziała cicho.
-Jak ci się tu podoba Rose? –Zapytałem.
-Hm…Jak na razie jest tak jak mama opisywała w pamiętniku –odpowiedziała.
Rzeczywiście mówiła wczoraj, że jej mama była Jeźdźcem.
            Rozmawialiśmy cały czas, gdy nagle podszedł Mike z Jackem.
-Nową dupę wyrwaliście? –Zapytał.
-To nie jest... –Zacząłem.
-Że jak mnie nazwałeś? –Zapytała Rose wstając.
-Dupą –odpowiedział Mike.
-Pożałujesz tego –odpowiedziała dziewczyna.
-Bo się wystraszę dziewczyny –odpowiedział Jack.
-Oj uwierz wystraszysz –odpowiedziała Rose.
            Dziewczyna złapała nóż i rzuciła go tak, że wylądował na drugim końcu Sali wbijając się w drewnianą ścianę, jednak najpierw przeciął kawałek ucha Jacka. Ten zaczął piszczeć jak dziewczyna, a Mike rzucił się na Rose.
-Dam się nie bije –powiedziałem i złapałem jego rękę.
Wykręciłem mu ją, a następnie oberwał w brzuch. Z pomocą ruszył mu Jack, ale nim zajął się Alex. Rose wybiegła ze stołówki.
-Idę za nią –powiedziałem do Alexa i wybiegłem za dziewczyną.
            Znalazłem ją skuloną  pod drzewem.
-Rose co ci? –Zapytałem klękając przed nią.
-Odejdź… -Wyszeptała roztrzęsiona.
-Chce ci pomóc, Rose…
-Odejdź! –Wykrzyknęła.
            Podniosła głowę, jej włosy unosiły się do góry. Zostałem odepchnięty przez jej moc.
Kurwa!
Złapałem się za głowę która mnie bolała. Dziewczyna ponownie się skuliła i zaczęła płakać.
-Rose –wyszeptałem podchodząc do niej. –Uspokój się.
-Jak mam się uspokoić? –Zapytała podnoszą głowę. –Skoro jestem wybrykiem…
-Jesteś magiem i tyle –odpowiedziałem.
-Ale chciałam być Jeźdźcem.
-Nie martw się. Będzie dobrze…
Przytuliłem dziewczynę na pocieszenie. Zaczynała się nasza wielka przygoda.

Trzy lata później…

            Szkolenie dobiegło końca. Razem z Rose i Alexem byliśmy w najlepszej dziesiątce. Pierwszy był Alex, potem Rose i ja.
             Jednak podczas treningów działy się dziwne rzeczy. Pomimo iż Rose była magiem, to umiała doskonale walczyć i jeździć na smokach. Ja i Alex również odkryliśmy, że umiemy to wszystko, razem z magią! Wszyscy to ukrywaliśmy, ale zastanawialiśmy się czy legenda o dzieciach jeźdźców smoków jest prawdziwa.
            Nareszcie przyszedł czas na przydzielenie nas do Korpusów. Na środek wyszedł Kapitan Luca, kapitan Jeźdźców. Za nim natomiast stanął kapral Natan Price (czyt. Nejtan Prais).
-Sam nie wiem jak mam was zachęcić. Nawet nie mam ochoty tego robić. Nasz Oddział jest najbardziej niebezpieczny. Wyruszamy na misje i zabijamy magiczne istoty. Jeśli są tu osoby, które mają na tyle siły, odwagi i waleczności aby do nas dołączyć to proszę o zostanie, a resztę o odejście.
            Razem z Rose i Alexem staliśmy posłusznie. Oprócz nas zostało może dwadzieścia osób, na sto pięćdziesiąt. Jednak nigdzie nie zauważyłem ani Mike, ani Jacka.
-Witamy w szeregach Korpusu Jeźdźców! –Powiedział kapitan. - Za dwadzieścia minut zbiórka przed ośrodkiem. Oczywiście wraz z końmi.
            Przytuliliśmy się w trójkę i ruszyliśmy w stronę stajni.
-Udało się –powiedziała uradowana Rose.
-Tak udało się –odpowiedziałem.
            Rose przez czas szkolenia zmieniła się. Stała się bardziej śmiała, otwarta i odważna. Częściej się śmiała. Oczywiście też stała się bardziej kobieca. Nabrała kształtów tu i ówdzie. Włosy jej urosły, usta stały się bardziej czerwone, oczy bardziej błyszczały, a skóra stała się gładka. Pomimo iż urosła, nadal była niższa ode mnie, ale za to umiała nieźle nakopać. Przekonałem się kilka razy podczas treningu. Nadal była szczupła, jednak teraz nabrała mięśni brzucha.
            Alex wyciągnął swojego czarnego rumaka Damona (czyt. Dejmon), Rose miała białą klacz Lunę , a ja czarną klacz Lily.
-Eragon! –Wykrzyknęła Rose.
-Co? –Zapytałem.
-Zobacz, Luna to czarne znamię się jakby powiększyło –powiedziała. –Lily i Damonowi też!
-Czy to… -Zaczął Alex.
-Ale tak mają tylko konie Jeźdźców smoków –odparłem cicho.
-Udawajmy, że mają takie samo jak wtedy gdy je dostaliśmy –odparł Alex.
            Kiwnęliśmy głowami i poszliśmy przed obóz.
Kolejny dziwny znak
-Podzielimy was na dwie grupy. Jednak pojedzie ze mną i porucznik Sarą, a reszt z kapitanem –odpowiedział chłodno kapral Nathan, następnie wyjął jakiś papier i zaczął wyczytywać imiona i nazwiska. –Ze mną jadą: Emily Smith, Rosalia Angel, Alex Fenix, Eragon Wolf, Isabella…
Super, w jednej drużynie.
-W takich również składach będą odbywać się wasze treningi. A później przydzielimy was do poszczególnych oddziałów –dodał kapral.
            Następnie wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy w nieznanym nam kierunku.

czwartek, 23 kwietnia 2015

One-shot

     Czekoladowy książę 

cz.I

      Właśnie tańczyłam z chłopakiem o pięknych zielonych oczach i czekoladowych włosach. Był zniewalająco przystojny.
Już wiem kogo wybrać...
Trzymał mnie tak delikatnie, a prowadził profesjonalnie. 
-Jak się nazywasz? -Zapytałam patrząc w jego oczy.
-Nie jestem nikim godnym waszej wysokości -odparł.
-Jednak nalegam abyś zdradził mi swoje imię -odpowiedziałam.
Chłopak uśmiechnął się i nachylił nad moim uchem.
-Nazywam się...
-Księżniczko, nalegam wstać! -Usłyszałam. 
Odsunęłam się od chłopaka otwierając oczy.
To był tylko sen. A było tak miło...
      Usiadłam na łóżku i oczywiście ujrzałam moją służbę.
-Dzień dobry, księżniczko -powitała mnie pokojówka.
-Dzień dobry Aurelio -odpowiedziałam wstając. -Jakie plany na dzisiaj?
-Przyszykuję się panienka, następnie śniadanie, jazda konna, trochę nauki, obiad, a reszta wedle księżniczki pragnień -odpowiedziała młoda dziewczyna.
-Rozumiem, dziękuję Aurelio. Chciałabym się ubrać.
Dziewczyna potulnie się ukłoniła i wyszła z pokoju.
Dobrze, że ojciec pozwolił mi mieć tylko jedną pokojówkę. Boże, rzygam tą słodkością. Przynajmniej za to mogę nosić spodnie.
     Szybko wybrałam z szafy szare rurki, trampki za kostkę i białą bluzkę bez ramienia. Brązowe włosy zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż i zeszłam do jadalni na śniadanie. 
     Mama i tata zajmowali się jakimiś sprawami państwowymi. Dlatego śniadanie zjadłam ze starszym bratem i siostrą. 
    Oczywiście jak prawie każdy w tym zamku nie popierali mojego stylu ubierania i ogółem mojego zachowania. Mama, brat i siostra uważają, że powinnam się zachowywać jak na księżniczkę przystało. Czyli cały czas ubierać sukienki, buty na szpilce i zachowywać się jak plastikowa dziewczynka. Oczywiście nie mam nic za ubieraniem sukienek i szpilek, czasami je noszę. Jednak nie lubię ich zakładać cały czas. Po zatem wygodniej się jeździ konno w spodniach niż w sukience. Oczywiście nie popierają też mojego stylu jazdy. Jeżdżę szybko i nie siedzę na koniu jak księżniczka, tylko jak chłopak. Nie moja wina, że tak jest wygodniej.
     Przywitałam się z rodzeństwem i zaczęliśmy jeść. Oczywiście Alex musiał ucałować nam dłonie, jednak kryłam moje zażenowanie.
-Nadziejo jak idzie ci nauka? -Zapytał brat.
-Dziękuję za troskę Alexie. Codziennie uczę się bardzo potrzebnych rzeczy -odpowiedziałam.
Zaraz się porzygam.
-A twoja edukacja Karolino? -Zapytał siostrę.
-Dziękuję, uczę się wyśmienicie. Jeżeli mogę zapytać kiedy idziesz do wojska? 
Z poruszenia tego tematu aż zatrzymałam widelec na potrawie.
To jest chore... Czemu muszę patrzeć jak katują mojego brata?
-Kapitan powiedział iż wyruszamy za trzy dni -odpowiedział.
-Boisz się? -Zapytałam bez grzeczności.
-Nadziejo -zganiła mnie Karolina.
-Co? Mam dość tego słodzenia. Prawda jest taka, że wolałabym być normalną dziewczyną. Nawet jeśli nie za bardzo mnie popieracie, to i tak się o was martwię. Nie chcę patrzeć jak katują mojego brata! Myślicie, że nigdy nic nie widzę?! -Wykrzyknęłam ze łzami w oczach.
-Nadziejo...-wyszeptał Alex.
-Zawsze czekałam aż wrócisz. siedziałam cicho w łóżku, a gdy ktoś wchodził to udawałam, że śpię. Potem patrzyłam przez okno albo szparę w drzwiach. Widziałam jak wracasz cały w siniakach. Widziałam... Ale ty byłeś silny. Nigdy nie płakałeś przy tacie bo nie chciałeś żeby się zawiódł. Chowaliście te siniaki pod pudrem, ale ja nie byłam taka głupia wszystko widziałam. Gdy przechodziłam obok twojego pokoju słyszałam jak płaczesz. Chciałam wejść, przytulić cię, pocieszyć...Ale wiedziałam, że wtedy byś na mnie nakrzyczał i wyrzucił z pokoju. Na dodatek dostałbyś karę. A ja nie chciałam żebyś bardziej cierpiał... -powiedziałam cicho i wstałam od stołu. -Dziękuję za posiłek.
     Z łzami w oczach ruszyłam w stronę wyjścia, jednak zatrzymały mnie czyjeś ramiona. Były to silne ramiona mojego brata.
-Nadziejo -wyszeptał. -Przepraszam za to wszystko. Masz rację...
-Alex -wybuchłam płaczem.
Brat obrócił mnie przodem, a ja płakałam w jego tors. Czułam jak on też płacze. Po chwili dołączyła się też Karolina.
Po raz pierwszy przytulam moje rodzeństwo.
-Kocham was -wyszeptałam.
-My ciebie też -odpowiedzieli.
      Dokończyliśmy śniadanie, a następnie ja i Karolina udałyśmy się do pokoi poprawić makijaż. 
Może będzie inaczej...
Zeszłam na dół, a tam powitała mnie Aurelia.
-Księżniczka będzie miała nowego instruktora -powiedziała. 
Kiwnęłam potakująco głową i poszłam w stronę stajni. 
     Tato pozwalał również aby sama czyściła swojego konia. Wabiła się Luna, po łacinie księżyc. Nazwałam ją tak, ponieważ była biała jak księżyc, proste. 
    Dlatego poszłam do stajni i oporządziłam konia.
-Hej mała -powiedziałam głaszcząc Lunę po grzbiecie.
Założyłam odpowiedni strój do jazdy konnej i wzięłam szczotkę żeby uczesać Lunę.
-Ale konia księżniczki nie można czyścić -usłyszałam za sobą.
-Doskonale o tym wiem -odpowiedziałam.
-Niech w takim razie panienka przestanie.
-Czemu? To przecież mój koń. Na pewno jesteś nowym instruktorem -powiedziałam i odwróciłam się.
    Pierwsze co ujrzałam to te zniewalające zielone oczy i czekoladowe włosy.
Chłopak ze snu... O boże... Na żywo jest jeszcze bardziej przystojny.
-Em...Najmocniej księżniczkę przepraszam. Proszę wystosować stosowną karę -powiedział skłaniając się.
Podeszłam do chłopaka i uniosłam jego głowę.
-Najwidoczniej mnie nie znasz -powiedziałam cicho. - Jestem inna niż mój brat czy siostra. 
-Przepraszam, ale niestety nie rozumiem  wasza wysokość -powiedział.
-Proszę nie mówić mi " wasza wysokość", "panienko", "księżniczko"... Jestem Nadzieja i proszę się tak do mnie zwracać.
-Tak jest.
Zaśmiałam się lekko.
-Zwracaj się do mnie jak do koleżanki ....
-Kentin! Nazywam się Kentin.
-W takim razie jedziemy Kentinie?
    Chłopak kiwnął głową. Wyprowadziliśmy konie i postanowiliśmy pojechać na pobliską łąkę.
Usiedliśmy spokojnie na trawie, a ja patrzyłam się w chmury. Nie lubiłam arystokracji i mojej pozycji. Męczyło mnie to. Jednak musiałam wytrzymywać.
     Spojrzałam na chłopaka, był taki spięty.
-Boisz się? -Zapytałam.
-Czego panienko? -Zapytał. - A tak, przepraszam...
Uśmiechnęłam się lekko.
-Boisz się "nas". Wiesz... mnie, mamy, taty, brata... Proszę, przy mnie możesz być nie oficjalny -powiedziałam.
-Przepraszam...Od dzieciństwa byłem tak wychowywany. Gdy zrobiłem coś źle... Dostawałem "karę"...
     Doskonale wiedziałam jakie kary dostawał chłopak. Było to bicie, tak jak bili Alexa. W tym kraju było to "normalne", jednak nie mówiło się o tym głośno. Mój tata niezbyt to popierał, sam wiedział jaki to ból. Ale jednak zwyczajów i tradycji nie da się "zamknąć".
    Popatrzyłam na konie.
-Trzeba chyba wracać -oznajmił Kentin.
-Tak masz rację -odpowiedziałam i ruszyłam do koni.
-Czy mogę o coś zapytać?
Nadal oficialny, jednak już lepiej...
  -Tak -odpowiedziałam.
-Czemu jeździsz "jak chłopak"? Król pozwala na to?
-Tata daje mi dużo swobody. Jak to powiedział "Sam czasami mam tego dość. Chcę abyś była szczęśliwa". Dlatego się tak ubieram -powiedziałam i okręciłam się.-Mama tego nie popiera, ale mi tak lepiej. A wracając do mojego sposobu jeżdżenia tak jest wygodniej, niż z dwoma nogami po bokach. Po zatem lubię szybką jazdę. Zaraz zobaczysz -powiedziałam i nim skończyłam zdanie wskoczyłam na konia i ruszyłam galopem.
     Obróciłam głowę aby zobaczyć na chłopaka. Nie stał zdziwiony, ani nie krzyczał. Równie szybko wsiadł i starał się mnie dogonić.
-Zaraz ci pokażę! -Wykrzyknął.
-Czekam! -Odrzekłam i popędziłam konia.
     Luna doskonale wiedziała co miała robić. Przez tyle lat wystarczająco ją "wytresowałam". Była inna, niż reszta koni. Wszystkie były poważne i "ociekały" tą elegancją i w ogóle. Gdy tata kazał mi wybierać konia, Luna była nowa. Wychudzona, biała i wystraszona, oraz oczywiście pobita. Leżała skulona w boksie. Miałam czternaście lat, kochałam konie. Podbiegłam do niej i nie zważając na sukienkę i odór uklękłam przy niej.
-Kto jej to zrobił? -Zapytałam taty. -Jak można tak skatować konia?!
Tata natychmiast wezwał odpowiedzialnego za to człowieka.
-Jak śmiałeś jej to zrobić?! -Wykrzyknęłam i chwyciłam bat.
Tata nawet mnie nie odpędzał. Wiedział co mam zamiar zrobić. Kochał konie tak samo jak ja i nienawidził takiego traktowania zwierząt. Mężczyzna dostał ode mnie batem piętnaście razy, a później został wyrzucony na ulicę.
      Razem z Kentinem oporządziliśmy nasze konie.
-Do zobaczenia jutro - powiedziałam wychodząc.
-Do zobaczenia.
      Poszłam do mojej sypialni gdzie miałam mieć lekcję. Następnego dnia śniadanie zjadłam z całą rodziną. Tego dnia miała się odbyć przymiarka sukni na mój bal. Niechętnie na nią poszłam. Nienawidziałam takich rzeczy, ale jak mus to mus.
     Weszłam do sali krawcowej i ujrzałam piękną błękitną suknię z trenem. Do tego pięknie ozdobioną jakby kryształkami. Przymierzyłam ją z wielka chęcią. Pasowała idealnie, w końcu była szyta na mnie ( xD).





wtorek, 21 kwietnia 2015

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Przeprosinki

Tak jak myślałam nie wyrobię się z rozdziałem na jutro. Chyba, że chcecie moje drugie opowiadanie o smokach xD :P Em... W takim razie na środę albo czwartek mogę wam zaproponować pierwszą część one-shot'a i ewentualnie jutro to opowiadanie :P W każdym razie przepraszam za zamieszanie.

sobota, 18 kwietnia 2015

Ekscytacja

Hej kochani :* Jak widzicie dwa rozdziały dodałam dzisiaj przed chwilą, a nie we wtorek. Po prostu poczułam się lepiej i wstałam z łóżka, dlatego napisałam szybciej i dodałam :) Miłego czytania ;)
                                                                                                        Wasza Sara :*

Księżniczka Luna 13

Rozdział 13

Po chwili usłyszałam swoje imię i wylądowałam na czymś. Spojrzałam w górę. ujrzałam czekoladowe oczy i czerwone włosy.
-Kastiel! -Krzyknęłam uradowana i objęłam go za szyję.
-Podoba mi się rola bohatera -powiedział.
Uderzyłam go w ramię, a on się zachwiał i upadł.
-Nic ci nie jest? Sorki -powiedział.
-Jak się cieszę, że mnie znalazłeś -powiedziałam uradowana.
-Dobra chodź -odparł.
Zeszłam z niego i popatrzyłam w stronę wilka, stał i patrzył na nas.
-Kas -wyszeptałam wystraszona.
-To mój drugi "pies". Nie bój się. A teraz chodź, na pewno jesteś zmęczona. Chcesz to cię poniosę. Ale bez bicia.
Kiwnęłam głową, a chłopak wziął mnie na ręce.
-Skąd wiedziałaś gdzie jestem? -Zapytałam.
-Kieł cię wytropił.
-Czemu nie jesteś na zajęciach?
- Nigdy nie chodzę na zajęcia. Po zatem Emily poprosiła mnie żebym Cię znalazł. A nauczycielom powiedziała, że jesteś chora.
Kiwnęłam głową zasypiając.
-Śpij mała -usłyszałam i odpłynęłam.

Kastiel

Spała tak słodko. Usta miała lekko otwarte. Jej włosy lekko przysłoniły twarz, a klatka unosiła się miarowo. Odetchnąłem na ten widok i położyłem ją na łóżku, przykrywając i odgarniając włosy. Kieł cały czas siedział ze mną przy Rose,
-Kochany wilk -szepnąłem i go pogłaskałem.
Rose przewróciła się na bok i zaczęła coś mamrotać:
-Nie zostawiaj mnie...Kastiel, zostań. Lys nie rób tego! Nie...Nie...Denis ratuj go! Kas nie umieraj...Nie!...Nie zostawiaj mnie!... Zapomniałam...ci powiedzieć...Nie!
Dziewczyna nagle usiadła z krzykiem i łzami. Natychmiast ją przytuliłem i zacząłem pocieszać.
-To tylko sen. Jestem tu z tobą i cię nie zostawię -wyszeptałem.
Rose lekko się odsunęła i popatrzyła mi w oczy cała czerwona.
-Wyglądasz tak słodko -wyszeptałem.
-Przestałbyś gadać -odrzekła i mnie pocałowała.
Byłem zaskoczony, jednak się nie spierałem. Objąłem dziewczynę i przyciągnąłem bliżej. jej usta były takie słodkie. Nigdy nie myślałem, że Rose mnie pocałuje. Dlatego było to dla mnie zaskoczenie. Po dłuższej chwili odsunęliśmy się od siebie. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a jej oczy błyszczały.
-Kocham cię mała -wyszeptałem.
Dziewczyna jakby spoważniała, a jej usta ułożyły się w wąską linię, oczy jakby przygasły i opuściły się na dół. I kiedy już Rose otwierała swoje malinowe usta aby coś powiedzieć, wszedł nauczyciel z Emily.
-Dziękuję Kastielu, że się nią zająłeś -powiedział wuefista.
-Nie ma za co -odpowiedziałem wychodząc.
Na co ty się łudzisz? Ona kocha Lysa, a ty się tylko ośmieszasz....

Rose

Zszokowana siedziałam na łóżku. nauczyciel natomiast porozmawiał z Emily i poszedł.
-Wszystko dobrze? Jesteś taka blada...- Powiedziała Emily dotykając mojego czoła.- Czerwona jesteś, ale gorączki nie masz...
-A to tak...Właśnie! -Zmieniłam szybko temat. -Dzięki za ratunek.
-Nie ma za co -odpowiedziała z uśmiechem. -Tak w ogóle to co się z tobą działo?
-Długa historia -westchnęłam.
-Mamy dużo czasu.
Zaśmiałyśmy się, a następnie opowiedziałam przyjaciółce moją przygodę.
-To się porobiło -skomentowała.
-Taa... -Odpowiedziałam iście mądrze.
-Kochasz tego Denisa albo Kasa?
Zastanowiłam się krótką chwilę i przeanalizowałam ostatnie dni.
-No...Denisa nie to był taki poryw, a Kasa...Sama nie wiem... Dziś czułam coś wspaniałego gdy mnie całował. I to nie były motylki w brzuchu tak jak na filmach. To było lepsze...Najpierw przeszedł mnie taki miły dreszcz, a później takie ciepło. Zabrzmi to głupio...Ale czułam jego uczucie i to nie była obojętność, a prawdziwe uczucie. Poczułam prawdziwe pożądanie - powiedziałam i zaraz dodałam zarumieniona: -Przepraszam, rozpędziłam się.
-Nic się nie stało...
Emily przeszkodziło pukanie. Najpierw zerknęłyśmy na siebie, a następnie na lekko uchylające się drzwi.
-Mogę? -Zapytał Lys.
-No wejdź -powiedziała Emily wstając z łóżka. -Zostawię was samych.
-Jak się czujesz? -Zapytał chłopak siadając obok.
-No lepiej, wzięłam leki...
-Doskonale wiem, że nic ci nie było -przerwał mi, co było do niego niepodobne. -Widziałem jak szłaś z Denisem do niego. Przyznaję nie powinienem cię śledzić. Widziałem co robicie, a potem wybiegasz.
Serce biło mi jak szalone. Doskonale wiedziałam do czego zmierza rozmowa.
-Czy ty go kochasz? -Zapytał.
-Nie. To było ze złości na ciebie -odpowiedziałam cicho.
Mimo iż czułam coś do kasa, to nadal kochałam Lysa. Czułam jak w oczach wzbierają mi łzy.
-Rose...- Wyszeptał chłopak i mnie przytulił.
Wybuchnęłam wielkim płaczem.
-Nie zostawiaj mnie! -Wychlipałam.
-Nie umiałbym -odpowiedział Lys.
Przytulił mnie mocniej i po chwili zaczął uspokajać.
-Kocham cię Rose -wyszeptał i mnie pocałował.
-ja ciebie też Lys.
Wtuliłam się w chłopaka i byłam prze szczęśliwa. Nareszcie wszystko wychodziło na dobrą drogę. Po południu nauczyciele postanowili nam zrobić wycieczkę. Oczywiście większość nie była zadowolona, ale nikogo to nie obchodziło. jak zawsze z resztą. Szliśmy właśnie przez las.
Super dwa razy w lesie, w ciągu jednego dnia. Ja się zabiję...
Lys najwidoczniej widział, że się boję, ponieważ podszedł i podał mi rękę.
-Przy mnie nigdy się nie zgubisz -wyszeptał mi do ucha.
-Dzięki -odpowiedziałam.
-Słuchajcie mnie! -Wykrzyknął nauczyciel.
-Słuchamy! -Odkrzyknął jakiś idiota.
-Ten las ma wspaniałą historię -powiedziała pani do biologi. -Niegdyś było tu dużo wilków. Były przyjazne jak psy. Ludzie, którzy mieszkali niedaleko. Lubili psy, jednak pewnego dnia zaczęły się straszne ataki na pobliską ludność. Ludzie obwiniali wilki i je zabili. jednak ataki nie ustały. Po wielu latach rozwiązano zagadkę. Mordercą był pies jednego z mieszkańców wioski. jednak nikt nie mógł zwrócić życia wilkom...
-Proszę pani! Czy teraz są tu wilki? -Zapytałam.
-Nie. Oczywiście, że nie. Wracając to krąży legenda iż w tych lasach nadal jest duch wilka który był tu alfą, przywódcą watahy.
Zaczęłam się trząść.
Wilk, którego widziałam...Duch...
-Rose co ci? -Zapytał Lys. 
-Ja...ja...wilk.
Nagle poczułam jak ktoś odwraca mnie w swoją stronę.
-Rose! Uspokój się -powiedział stanowczo Kas. -Proszę uspokój się bo zwrócisz na siebie uwagę. Wytłumaczę ci to. Uspokój oddech.
zamknęłam oczy i oddychałam miarowo.
-Dzięki Kas -powiedziałam.
-Dzięki stary -dodał Lys.
Kas na nowo przybrał swoją obojętną twarz. Przyłączyliśmy się do grupy idąc dalej. nagle usłyszeliśmy krzyk, potem Kas przeklął widząc to. Pobiegliśmy do miejsca. Oczywiście krzyczała Roza. Ujrzała ciało niedźwiedzia we krwi. Usłyszałam jak kas mówi coś pod nosem, a później świat mi się zamazał. Czułam jak spadam.

...

Obudziłam się na czymś miękkim. Nade mną stał Kas.
-Ile z tobą problemów -wymamrotał.
-Gdzie jestem?
-Nauczyciele uznali, że trzeba ciebie zawieść do szpitala. Pająk rozmawia z doktorkiem.
-Dla ciebie Pan Pająk -powiedział nauczyciel wchodząc.- Panie Kastielu proszę mnie zostawić z Rose.
Kas posłuchał nauczyciela i wyszedł, a ten usiadł na krześle.
-Lekarz uważa iż jest to spowodowane wysiłkiem, zresztą masz problemy z sercem. Możesz już stąd wyjść. Jeśli chcesz mogę zadzwonić po twojego brata, żeby zabrał cię do domu...
-Nie, nie ma takiej potrzeby -odparłam wstając z łóżka.
-W takim razie będziesz miała ograniczone zajęcia, a przyjaciele dopilnują abyś dobrze się odżywiała.
Pokiwałam głową i wyszłam z nauczycielem na korytarz. A tam oparty o ścianę stał Kas.
-Panie Kastielu proszę pilnować aby pańska koleżanka dobrze się odżywiała i nie przemęczała -powiedział nauczyciel z przesadną grzecznością.
-Tak jest wasza wysokość -odpowiedział buntownik i skłonił się teatralnie.
Nauczyciel zalał się czerwienią ze złości, ale nic nie odpowiedział.
-Dobrze to ja muszę wrócić do grupy i powiedzieć co i jak, a wy proszę zostańcie w domku. Kolacja o tej godzinie co zwykle -powiedział nauczyciel gdy byliśmy już na terenie ośrodka.
Poczekałam aż pan Pająk odejdzie i zapytałam kasa:
-Wyjaśnisz mi sprawę z wilkiem?
Chłopak jęknął i pokiwał głową.
-Idziemy do mnie. Wszystko ci opowiem -powiedział ruszając.
Posłusznie dreptałam za nim krok w krok. Kas wpuścił mnie do swojego domku, który dzielił z kilkoma innymi chłopakami.
-Słucham...-odparłam siadając na jego łóżku.
-Ah...Historia jest trochę zawiła -zaczął siadając obok. -Mój prapradziadek żył w miejscowości niedaleko. Bardzo zaprzyjaźnił się z jednym wilkiem. Gdy miał osiemnaście lat nastały ataki. Dziadek był szamanem. Umiał czytać zwierzętom w myślach. Wiedział, że nie zrobiły tego wilki. Gdy postanowiono zabić wilki, on przechował kła -powiedział pokazując na "psa", który wyszedł spod łóżka. -Razem z Kłem rozwiązali zagadkę. Duch wilka alfy podziękował Kłu i dziadkowi za zwrócenie honoru wilkom. Kłowi podarował życie wiecznie, a dziadkowi kazał przekazywać tą historię. Na dodatek każdy jego przodek będzie mógł czytać w myślach zwierząt.
Każdy na moim miejscu uznałby Kasa za wariata i kazał się przebadać. Jednak ja wiedziałam iż chłopak mówił prawdę.Nie wymyśliłby takiej historii. Chłopak patrzył na mnie i wyczekiwał odpowiedzi.
-Wiesze ci -odpowiedziałam.
Kas patrzył na mnie jak na chora psychicznie. Pomimo, że to on ma wilka z którym gada.
-Dlaczego? -Zapytał.
-Bo ci ufam i wiem, że nie okłamałbyś mnie.
-Dzięki mała.
Uśmiechnęłam się do Kasa i popatrzyłam na wilka.
-Co mówi? -Zapytałam.
-Mówi, że jesteś ładna i mądra.
-Dzięki Kieł.
-Dobra oni zaraz wracają. Kieł -pogonił wilka Kas. -To co? Idziemy na lody?
-Ale w pobliżu nie ma żadnej lodziarni.
-A kto powiedział, że chce takiego loda? ( dopisek autorki: Tak musiałam >.<)
Natychmiast zrobiłam się czerwona jak burak. Uderzyłam Kasa, a on powiedział:
-No przecież żartowałem. Niedaleko jest sklep gdzie sprzedają lody.
-To nie był śmieszny żart -odpowiedziałam naburmuszając się.
Poszłam w stronę drzwi, ale poczułam uścisk na talii, a już po chwili byłam przyszpilona do Kasa.
-Kochaniutka, nie rób takiej minki. Jesteś wtedy jeszcze bardziej pociągająca, a wtedy...Mogę zamienić żart w zdanie śmiertelnie poważne -powiedział dając mi buziaka w policzek.
Puścił mnie jakby nigdy nic i pogonił żebym się w końcu ruszyła.

Lysander

Doskonale wiedziałem, że ostatnio Rose coraz więcej czasu spędza z Kasem. Oczywiście nie miałem jej tego za złe. Miała prawo spotykać się z kim chciała, ale miałem przeczucie, że coś jest nie tak. Nie miałem zamiaru jej śledzić, zakładać podsłuchy czy coś takiego. Chciałem tylko porozmawiać. Chciałem aby rozwiała moje wątpliwości. Miałem zamiar zrobić to w szpitalu, ale nauczyciele nie pozwolili iść i mi i Kasowi. dlatego powiedziałem aby on poszedł. Miał coś wytłumaczyć Rose. Coś co było powodem jej strachu. Coś co on wiedział, a ja nie. Gubiłem się we wszystkich moich przypuszczeniach. Miałem dość leżenia na łóżku i myślenia o tym wszystkim. Tylko bardziej siebie dobijałem, dlatego poszedłem się przejść. Gdy wyszedłem ujrzałem Rose wracającą z Kasem ze sklepu. Dziewczyna uśmiechnęła się na mój widok. Co mnie bardzo uradowało. Odpowiedziałem jej tym samym i podszedłem do nich.
-Jak się czujesz? -Zapytałem. -Przepraszam, że nie było mnie w szpitalu. nauczyciele kazali mi zostać na wycieczce.
-Nic się nie stało. I tak jak się obudziłam to przyszedł nauczyciel i wyszliśmy -powiedziała uśmiechając się.
-Naprawdę mi przykro -dodałem łapiąc ją za rękę.- Idziemy na kolację?
Dziewczyna mruknęła twierdząco.
-Lekarz mówił, że musi dużo jeść żeby zregenerować siły. Coś zdrowego, a słodyczy tylko trochę -powiedział Kas wkładając ręce w kieszeń.
Rose jęknęła przeciągle.
-Nie jestem dzieckiem! Wiem co mam robić -powiedziała.
-Dobrze Rose, nie denerwuj się. Martwimy się o ciebie i dlatego tak robimy -powiedziałem.
Ona jakby lekko się rozchmurzyła i weszła na stołówkę. Gdy tylko otworzyła drzwi spadło na nią wiadro z jakąś mazią.
-Ał! -Krzyknęła i upadła.
Wszyscy zaczęli się śmiał. Uklęknąłem przy niej zdejmując wiadro.
-Lys idź po nauczyciela -powiedział Kas. -Ja im dam popalić.

Kastiel

Wziąłem dziewczynę na ręce. Znowu zemdlała najprawdopodobniej od uderzenia wiadrem.
-Kas przecież ona jest brudna! -Wykrzyknęła Amber.
-Spierdalaj Amber! Przesadziłaś! Spierdalaj i nie pokazuj mi się na oczy bo po raz pierwszy w życiu uderzę dziewczynę!
Amber odbiegła z płaczem. A ja moim śmiertelnym wzrokiem przebiegłem po pomieszczeniu uciszając wszystkich. Nawet nie wiem kiedy pojawiła się przy mnie Emily i Rozalia.
-Pomożemy -powiedziały razem.
Rose była cała w jakiejś mazi. Wyglądała na mieszankę wszystkiego co było na stołówce. Jednak nie odrażało to mnie. była to Rose dlatego była dla mnie normalna. Zaniosłem dziewczynę do wanny, a tam zacząłem ją cucić. Oczywiście była nadal w ciuchach.
-Rose proszę obudź się -mówiłem.
Po paru minutach, z pomocą wody dziewczyna otworzyła oczy i od razu skrzywiła się na swój zapach. Zaśmialiśmy się, a do łazienki weszła pani od bilogi.
-Co się stało? -Zapytała.
-Amber postawiła wiadro z jakąś mazią na drzwi i spadło ono na Rose kiedy wchodziła. Wiadro uderzyło ją w głowę i straciła przytomność.
-Em...Dobrze chłopcy wyjdźcie, a dziewczynki pomóżcie koleżance się umyć. Amber będzie zawieszona, a rodzice przyjadą jutro po nią -odpowiedziała nauczycielka.

Emily

To było wspaniałe być tak blisko Rose. Móc jej pomóc...To wtedy postanowiłam, że za wszelka cenę będę z nią. Chciałam jej tylko dla siebie. Była wspaniała. Żaden chłopak na nią nie zasługiwał. A już na pewno nie ten Denis, czy Kas. Wiedziałam, że buntownik od jakiegoś czasu stał się inny. A już kompletnie po akcji na stołówce. To dowodziło co do niej czuje. Widziałam jak na nią patrzył...Ona będzie moja...

Kastiel

Lysander chciał pogadać już nawet wiedziałem o czym. Pomimo tego szedłem dalej obojętny. Lys poszedł do lasu.
-O czym chcesz gadać? -Zapytałem.
-O Rose -odpowiedział.
Wiedziałem!
-Ostatnio dużo czasu z nią spędzasz -kontynuował.
-Jest moją przyjaciółką i gramy razem w zespole to chyba logiczne?
-Tak, ale stałeś się inny. Za dużo jej pomagasz.
-Słuchaj Lys robię to po to żeby moja kariera się powiększyła. Nie podoba mi się Rose. Mogę mieć każdą!
-Lepiej jej nie zrań -zakończył Lys i odszedł.
Fajnie, że się nabrał. Naprawdę zależy mi na Rose.

Rose

Gdy rano weszłam do pokoju, po krótkim spacerze usłyszałam czyjś głos.
-Słuchaj robię to po to żeby moja kariera się powiększyła. Nie podoba mi się Rose. Mogę mieć każdą!
To był zdecydowanie głos Kasa. Szukałam źródła dźwięku i po chwili znalazłam. Był to mały dyktafon, który leżał na łóżku.
Czemu Kas tak powiedział? Mówił, że mnie kocha...To wszystko była gra?
Nie zastanawiając się długo spakowałam walizkę, następnie zadzwoniłam do Daniela i wyjaśniłam sytuację. Poprosiłam aby przyjechał. Obiecał, że zajmie się wszystkim.
Nie wiem kto podłożył ten dyktafon, ale dzięki niemu przejrzałam na oczy. Kas nigdy nie pokocha nikogo. Dla niego liczy się sława, pieniądze i to żeby pobawić się dziewczynami. Myślałam, że jest inny. Pomyliłam się i to bardzo...



Znalezione obrazy dla zapytania Słodki flirt


Księżniczka Luna 12

 Kochani bardzo dziękuję za waszą wytrwałość i cierpliwość. Jesteście naprawdę wspaniali. Szczerze mówiąc gdy weszłam na bloga w czwartek aby oznajmić wam dobra nowinę, niesamowicie się wzruszyłam widząc ilość wyświetleń i komentarze. Naprawdę wasze komentarze motywują mnie do pracy i to dzięki nim wstaję codziennie rano i idę do szkoły. A tam (przyznaję się bez bicia) zamiast uważać na lekcji cały czas piszę w moim zeszycie aby przyjść do domu i to przepisać. Naprawdę pomagacie i cieszę się, że ze mną jesteście. O Boziu ale się rozpisałam >.< A teraz nie przedłużając wasze obiecane dwa rozdziały ;)
                                                                                                                                Wasza Sara :*

Rozdział 12

Rose

O dziwo nie zaspałam, a wręcz wstałam wcześniej. Dlatego na spokojnie uszykowałam się i sprawdziłam czy wszystko mam.
Pożegnałam się z bratem i wyszłam przed dom, a tam czekała na mnie Emily.
-Hej piękna -powiedziała.
-No hej -odpowiedziałam pakując bagaż.
-Ale będzie zabawa -powiedziała wyraźnie podekscytowana. 
Uśmiechnęłam się do niej, a ona ruszyła w stronę szkoły.
Gdy wszyscy już się zebrali nauczyciele przeliczyli nas, a my wsiedliśmy do wielkiego autokaru. Lysander nadal był na mnie obrażony. Nie chciałam z nim rozmawiać. Po prostu siedziałam i słuchałam muzyki.
Jechaliśmy dość długo, a na miejscu od razu dano nam domki kilkuosobowe i zabrano na obiad. Następnie czas wolny, a od następnego dnia zajęcia.

...

Opadłam zmęczona na beżowe łóżko.
-O boże! -Jęknęłam.
-Nie przesadzaj -zaśmiała się Emily.
-Ej! Chłopcy mówili, że robią ognisko na polanie w lesie, idziecie? -Zapytała Roza grzebiąc w torbie.
Mruknęłam na tak.
Szybko się przebrałam w krótkie czarne spodenki, czarną bluzkę bez ramienia, koturny i zarzuciłam na siebie Czarną bluzę. Roza lekko mnie pomalowała, a ja spięłam włosy w wysoki kucyk.
Pogonione przez Rozalię szybko wyszłyśmy. Okazało się, że była to impreza jakiś znajomych kastiela.
-Luna!-Usłyszałam za sobą krzyk.
Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Denis. Podeszłam do niego i szybko zasłoniłam mu usta.
-Zamknij się debilu! -Warknęłam.
-Nie pień się piękna -odpowiedział.
Odciągnęłam chłopaka kawałek dalej.
-Co ty tu robisz? -Zapytałam.
-Przyjechałem ze znajomymi trochę się wyluzować.
Lepszego czasu nie mógł wybrać...
-To chociaż nie mów do mnie Luna, najzwyczajniej Rose.
-Dobrze Luno -powiedział i uśmiechnął się łobuzersko.
-Denis! Zachciało mu się po szwedzku -przekręciłam oczyma.
Zaczęłam przekomarzać się z chłopakiem. Dźgaliśmy się i śmialiśmy. W efekcie końcowym upadliśmy na ziemię.
-Denis -jęknęłam.
-Co ślicznotko? -zapytał zaczepnie.
-Możesz ze mnie zejść?
Czułam jak się rumienie, a chłopak nie miał zamiaru ze mnie zejść. Patrzył na mnie swoimi pięknymi oczami.
-Słodko tak wyglądasz -Szepnął.
-Denis daj spokój.
Próbowałam wyswobodzić się z objęć chłopaka, ale on nie miał zamiaru mnie puścić.
-Daj buziaka to cię puszczę -powiedział.
-Nie ma mowy.
-To sam go sobie wezmę.
-Nawet się nie...
Nie dane było mi dokończyć zdania, ponieważ chłopak mnie pocałował. Szarpałam się, ale nic to nie dawało. W końcu mnie puścił, a ja uderzyłam go w twarz.
-Nigdy więcej tak nie rób -wysyczałam i poszłam w stronę ogniska.
Nagle poczułam uścisk na nadgarstku.
-Przepraszam - wyszeptał i mnie puścił
Wiedziałam, że zraniłam chłopaka. Czułam się przez to głupio. 
-Przepraszam, nie powinnam siebie uderzyć -wyszeptałam.
-To moja wina -odpowiedział. -Przepraszam cie Rose.
Chłopak ruszył ku ognisku.
-Denis -zatrzymałam go -proszę nie obrażaj się.
Nie mogłam wydusić tego głośniej.
-Naprawdę mi na tobie zależy -dodałam.
Chłopak zatrzymał się i popatrzył na mnie. Pod wpływem jego spojrzenia spuściłam głowę w dół. Słyszałam jak podchodził do mnie.
-Jak mógłbym się na ciebie obrazić? -Zapytał przytulając mnie.
-No bo...no bo...-Zaczęłam,a łzy zaczęły mi skapywać na jego koszulkę. Poczułam jak mocniej mnie przytula. Dlatego mocniej ścisnęłam jego koszulkę.
-Nie płacz mała -wyszeptał i otarł mi łzy. -Chodź do reszty.
Jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do znajomych.

...

Obudził mnie Sms. Nie chętnie spojrzałam na wyświetlacz.
Chcesz się przejść? Czekam przed oknem. Denis :)
Wyjrzałam przez okno. Rzeczywiście tam stał. Szybko ubrałam czarne rurki, a na moją bluzkę na ramiączkach założyłam sweter. 
-Jesteś niemożliwy -powiedziałam śmiejąc się gdy wyszłam.
-Wiem -odpowiedział.
-Właściwie to gdzie ty tu jesteś? -Zapytałam idąc za nim.
-Mam chatę przy jeziorze.
-A koledzy? Po co chciałeś żebym wyszła? -Zapytałam.
-Koledzy pojechali, a mi się nudzi -odpowiedział.
-Czyli z nudów wyrywasz mnie ze snu na to zimno? -Zapytałam.
-Tak -odpowiedział za co dostał w ramię. -Chcesz to chodź do mnie na herbatkę.
Uśmiechnęłam się i poszłam z chłopakiem.

...

Jego domek był mały, ale przytulny. Denis zrobił mi herbatę i usiedliśmy przy kominku.
-Kiedy stąd jedziesz? -zapytałam.
-Wtedy kiedy ty -opowiedział.
-Nie żartuj sobie.
-Nie żartuję. Chce mieć pewność, że nic ci się nie stanie.
Uśmiechnęłam się na myśl o jego trosce. Lekko się zamyśliłam patrząc w ogień, który palił się w kominku.
-Rose -usłyszałam głos Denis i otrzeźwiałam.
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-Czemu jesteś taka smutna? -Zapytał przysuwając się bliżej.
-Lys się na mnie obraził i chce przerwy -odpowiedziałam, a łzy zaczęły napływać mi do oczu.
-Dlaczego?
-Zobaczył jak cię przytulam, a ty dajesz mi buziaka. No i, że siedziałeś do dziesiątej. Źle to zinterpretował. Zdenerwował się i tyle -odpowiedziałam.
Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Obraz zamazał mi się przed oczami z powodu wzbierających się łez.
-Nie płacz mała -powiedział Denis i mnie przytulił, a ja się rozpłakałam.
Denis uspokajał mnie głaszcząc po włosach.
-Uśmiechnij się dla mnie -powiedział.
Z trudem wykonałam prośbę.
-O nie! Tak nie będziemy się bawić -powiedział i zaczął mnie łaskotać.
Tarzaliśmy się po podłodze, a ja śmiałam się jak opętana. W końcu Denis zatrzymał się. Ja leżałam na ziemi, a on położył ręce obok mojej głowy. Oboje dyszeliśmy patrząc sobie w oczy.
One zawsze były takie piękne?
Nigdy Denis nie zdawał się tak przystojny jak w tamtej chwili. Chłopak pochylił się i drugi raz tego dnia mnie pocałował. Tym razem nie opierałam się. Chciałam tego. Odwzajemniłam pocałunek, długi i namiętny. Przymknęłam oczy i dałam się ponieść chwili. Jedną rękę położyłam na torsie chłopaka, a drugą wplotłam w jego włosy. Denis był wyraźnie zdziwiony, jednak całował mnie nadal, po chwili sadzając sobie na kolanach i gładząc moje plecy.
-Czemu zawdzięczam tą nagłą zmianę? -Zapytał odsuwając się lekko.
-Nie gadaj tylko całuj.
-Nie Rose -powiedział i lekko mnie odsunął. - Nie rób czegoś, czego będziesz żałować. zastanów się i daj mi odpowiedź jak wrócisz. A ja wyjadę jutro żeby ci to ułatwić.
Poczułam ukłucie w sercu. Kolejny chłopak mnie odrzucił. Bez namysłu wybiegłam z domku i ruszyłam w nieznanym mi kierunku. Biegłam nie zważając na krzyk Denisa oraz drogę. Chciałam uciec. Zaszyć się gdzieś i nie słuchać nikogo. Słońce już wschodziło. Obróciłam się, ale Denis już mnie nie gonił. Dlatego dalej szłam, a nie biegłam. Zmęczona po biegu usiadłam na mchu pozwalając aby emocje uleciały. Łzy obficie spływały z moich oczu dając upust złości, smutkowi i żalowi. Przestałam płakać dopiero gdy słońce całkiem wzeszło. Wtedy dopiero zorientowałam się, że nie wiem gdzie jestem. starałam się myśleć trzeźwo. Przeszłam kawałek i ujrzałam strumyk  w którym zamoczyłam ręce i opłukałam twarz.
Dasz sobie radę.
Pomyślałam, że dobrze by było siedzieć w jednym miejscu, dlatego usiadłam na mchu i czekałam, czekałam i czekałam. Minuty ciągnęły się w godziny, a godziny ( jeśli takowe były) w lata. W końcu gdy słońce górowało pomyślałam o znalezieniu drogi powrotnej. Starałam sobie przypomnieć którędy biegłam. Jednak byłam wtedy tak roztrzęsiona, że nic to nie dawało. Usiadłam pod drzewem zmęczona.
Idiotka!
Nagle usłyszałam trzask łamiących się gałęzi. Podniosłam głowę uradowana iż ktoś mnie znalazł. Jednak nie ujrzałam człowieka, a niedźwiedzia. Zwierz zobaczył mnie i biegiem ruszył w moim kierunku. i znowu musiałam uciekać. Szybko wdrapałam się na wysokie drzewo dziękując siłom wyższym iż założyłam trampki. Niedźwiedź próbował mnie dosięgnąć, jednak ja szybko wdrapałam się na odpowiednia wysokość. Ucieszona iż miś odszedł oparłam się wygodnie. Jednak po chwili poczułam wstrząs. Niedźwiedź chciał powalić drzewo. Zaczęłam krzyczeć.
Zaraz umrę! Ratunku... Pomocy...
Bałam się i trzymałam kurczowo gałęzi. Zamknęłam oczy i czekałam na śmierć, która miała zaraz nadejść. Jednak wstrząsy ustały i było słychać skamlenie niedźwiedzia. Długo się tym faktem nie nacieszyłam iż ujrzałam czarnego wilka, a drzewo zaczęło spadać, a ja razem z nim. Krzyczałam niemiłosiernie spadając.


czwartek, 16 kwietnia 2015

Hej,Hej,hej

Hej,Hej,Hej ludzie! Już niedługo wracam! Przez ten cały czas nie miałam dostępu do komputera. Jednak nie myślcie, że się obijałam :P Cały czas pisałam w zeszycie goniona przez moją przyjaciółkę Alę :* (dzięki kochana <3). Teraz zostaje mi wszystko przepisać ;) Jako, że troszku mi się rozchorowało to (Uwaga!uwaga!) DWA (dobrze widzicie, aż dwa) rozdziały pojawią się około wtorku :* Czekajcie cierpliwie ;)
                   Wasza Sara :*

wtorek, 7 kwietnia 2015

Przeprosiny

Najmocniej was przepraszam, ale z powodów rodzinnych jestem zmuszona zawiesić bloga. Jednak proszę was o nieopuszczanie mnie i czekanie cierpliwie :)

niedziela, 5 kwietnia 2015

Księżniczka Luna 11








































Rozdział 11


Kastiel

Czułem ciepło jej drobnego ciała. Tuliła się tak kurczowo.Cieszyło mnie to. Z jednej strony chciałem przyśpieszyć żeby mocniej mnie przytuliła, a z drugiej nie chciałem aby te chwile szybko minęły.Niestety przyjemności kiedyś się kończą. Dojechaliśmy do celu, mianowicie małego jeziora, spory kawałek za miastem.
Pomogłem zsiąść dziewczynie, a potem poszedłem ją oprowadzić.
-Tu mamy nasz domek wczasowy. Gdy byłem mały często tu jeździłem z rodzicami -opowiedziałem. - A później gdy zaczęli pracować nie często tu jeździłem. Chociaż zawsze gdy miałem dołka to tu można było mnie znaleźć. Pamiętam jak często siedziałem nad jeziorem, a Lys tu przyjeżdżał i mnie "pocieszał". Czekał aż sam zacznę gadać. Za to go zawsze lubiłem, nigdy nie naciskał.
Usiedliśmy na kamiennej ławce, a dziewczyna słuchała mnie uważnie.
-Sam nie wiem, dlaczego cię tu zabrałem. Nigdy nikomu o sobie nie opowiadam. Nie zabieram w takie miejsca. Ale siedziałem w domu i coś nagle mnie natknęło. Przepraszam, pieprzę od rzeczy. lepiej wracajmy, twój brat będzie się martwił.
-Nie pieprzysz od rzeczy. Może potrzebowałeś się komuś wygadać -powiedziała z uśmiechem.
Tym jej wspaniałym uśmiechem. Jej usta, jej malinowe usta uniosły się od góry. Natomiast piękne niebieskie oczy patrzyły na mnie z sympatią, jakiej od dawna nie widziałem u nikogo.
Ta dziewczyna to istny anioł...
Szybko otrząsnąłem myśli i pomogłem Rose wsiąść na motor, po czym odjechałem z piskiem opon. Ciepło jej ciała było strasznie miłe kochałem je czuć.

Rose

Kas oczywiście musiał jechać szybko.
-To do zobaczenia w poniedziałek mała -powiedział i zbliżył się do mnie.
-Pa Kas -odpowiedziałam i przytuliłam chłopaka.
Nagle on zrobił coś czego się nie spodziewałam. Odsunął mnie lekko i pocałował. Namiętnie, z uczuciem. Byłam zszokowana nie wiedziałam co mam zrobić. jednak on szybko się odsunął i puścił mi oczko.
-Pa mała -powiedział i wsiadł na motor, zanim cokolwiek powiedziałam.
Co to miało być?!
Zszokowana wbiegłam do domu trzymając się za usta i wbiegłam na górę zamykając się w pokoju. Oparłam się o zamknięte drzwi i zsunęłam się po nich nadal zaskoczona.
Co to było? Czemu on to zrobił?
Odgarnęłam włosy z twarzy i spróbowałam  pomyśleć racjonalnie.
Nie mogłam powiedzieć o tym Lysandrowi bo by się zdenerwował. Bratu też nie mogłam mówić.
Denis mówił, że zawsze mi pomoże. takk to, to.
 Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do chłopaka.
-Denis potrzebuję pomocy, mam problem -powiedziałam.
-Będę za pół godziny -powiedział.
-Dzięki -odparłam i się rozłączyłam.

Kastiel

 Ale ze mnie idiota! Po co ja to zrobiłem?! Przecież przy najbliższej okazji da mi w pysk! Kastiel ty debilu!
Wszedłem do domu i trzasnąłem z całej siły drzwiami.
Do tej pory ukrywałem to w głębi siebie. Starałem się nie myśleć, że podoba mi się Rose. Jednak zawsze gdy była blisko miałem ochotę ją przytulić i nie puszczać.
Teraz byłem na siebie zły, ponieważ uważałem iż na pewno się ode mnie odwróci. Nie obchodziło mnie, że jest dziewczyną mojego najlepszego przyjaciela. Kochałem ją i chciałem jej.

Rose

Szybko zbiegłam na dół, gdy usłyszałam dzwonek. Przytuliłam się do Denisa, a on dał mi buziaka w policzek.
-Hej mała. Co się stało? -Zapytał.
-Kastiel... On... Chodź lepiej do mnie, a nie tak na ulicy -powiedziałam.
Weszliśmy do domu i od razu pognaliśmy do góry zamykając się w pokoju.
-To co z Kastielem? -Zapytał Denis, przytulając mnie.
Zrobiło mi się milej. Takie uczucie, że mam w kimś oparcie.
-No, Kastiel chciał żebym z nim gdzieś pojechała. Zabrał mnie do ich domku nad jeziorem. No i jak mnie już odwiózł to mnie pocałował -powiedziałam szybko jakby ktoś mnie gonił.
Denis chwilę milczał, a potem przytulił mnie mocniej.
-Widzisz może on naprawdę cię kocha -zaczął.- Może zauważył to dopiero teraz gdy masz chłopaka? I może nie obchodzi go ich długoletnia przyjaźń bo woli ciebie?
-Sama nie wiem co o tym myśleć -powiedziałam.
-Rozchmurz się. Będzie dobrze.
Uśmiechnęłam się lekko, a Denis mnie przytulił. Pomimo, że tak krótko go znałam, on był dla mnie wsparciem.  Wiedziałam, że mogę na nim polegać.

                                                                                    ...

Pobiegłam do drzwi słysząc dzwonek.
-Hej misiu -przywitałam Lysa i gdy chciałam go przytulic odsunął mnie. -Co ci?
-Co mi? Mi? Jak możesz udawać, że nic się nie stało?!
-Lys nie za bardzo wiem o co chodzi...
-Wczoraj spotkałaś się z Denisem...
-Chyba mam prawo spotykać się ze znajomymi, prawda? -Zapytałam lekko zdziwiona z jego zachowania.
-Masz, nie zabraniam ci tego. Ale ci ufałem, a teraz? Jak mam ci ufać skoro się z nim obściskujesz na środku ulicy?!
-Dał mi tylko buziaka w policzek!
Lys robił aferę o nic, doskonale wiedział, że Denis to tylko przyjaciel.
-A potem siedział do dwudziestej drugiej!
-Chciałam z nim się spotkać i miałam do tego prawo!
Nie chciałam mu mówić, że potrzebowałam pocieszenia bo Kas mnie pocałował. Nie chciałam aby zaczęli się kłócić.
-Rose to wygląda jakbyś mnie zdradzała. Zróbmy sobie przerwę -zakończył i wyszedł.
Zatrzasnęłam drzwi i się skuliłam. To bolało. Chciałam dobrze, a wyszło koszmarnie.
-Rose co ci? -Zapytał brat kucając przy mnie.
Odepchnęłam jego rękę i pobiegłam na górę zamykając się.
-Zostaw mnie samą! -Wykrzyknęłam.
Włączyłam wieżę na maksa i padłam na łóżko płacząc. Po chwili zasnęłam.

                                                                              ...

Usiadłam na łóżku i syknęłam, ponieważ wieża grała na maksa, a ja dopiero wstałam. Wyłączyłam ją pilotem i przetarłam oczy. Spojrzałam na komórkę, było po piętnastej. Do tego miałam wiadomość od Daniela, że poszedł na zakupy i wróci koło siedemnastej. Wstałam z łóżka i postanowiłam zrobić sobie zapasy przynajmniej do ranka.
Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie herbatę, a w między czasie wzięłam lody, narobiłam kanapek i zabrałam pudełko ciastek. Wszystko po kolei zaniosłam do pokoju w którym znowu się zamknęłam. Siedziałam na łóżku pijąc herbatę.
Czemu? Dlaczego? Co ja takiego zrobiłam? Chciałam dobrze...
Rozpłakałam się na nowo i nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Na nowo włączyłam muzykę najgłośniej jak się dało, żeby daniel nie słyszał mojego płakania.
Na pewno i tak wiedział, że to robię. Ale nie lubiłam okazywać słabości. Rzadko przy kim płakałam, nawet przy rodzinie,
Wzięłam pudełko lodów i zaczęłam je jeść.
Po trzech godzinach spędzonych w samotności troszkę się uspokoiłam. Zmazałam resztki makijażu i nałożyłam nowy. Wyłączyłam muzykę i zeszłam na dół. Daniel od razu mnie przytulił, a ja na nowo się rozpłakałam.
-Powiedział żebyśmy zrobili sobie przerwę... -wyszeptałam gdy już się uspokoiłam. -Kas mnie pocałował... Potrzebowałam z kimś pogadać, a nie chciałam z tobą. Dlatego zadzwoniłam po Denisa. Gdy się z nim witałam dał mi buziaka w policzek. Lys to widział, a potem chyba został i widział jak Denis wychodzi. Myślał, że go zdradzam... Nie chciałam mu mówić o Kasie... Chciałam dobrze...
-Uspokój się, będzie dobrze -pocieszył mnie Daniel.
Uśmiechnęłam się do niego i miałam nadzieję, że będzie lepiej. Musiało tak być. W końcu następnego dnia jechałam na wycieczkę.






Znalezione obrazy dla zapytania Słodki flirt



środa, 1 kwietnia 2015

Wielkanocne życzonka :*

Z okazji Świąt Wielkanocnych życzę wam:

Radosnych świąt spędzonych w rodzinnym gronie,
Smacznego zajączka,
Pięknej święconki,
Radości, zero smutku,
Udanych wypieków,
Zdrowia, 
(żebyście nie leżeli w łóżku i nudzili się czytając te moje wypociny xD),
Pięknych, kolorowych i baśniowych pisanek,
Oczywiście mokrego śmigusa (przy tych deszczach to będzie łatwe ;) ),
I nie wiem czego tu więcej, 
Czego chcecie :*

                               Wasza Sara/ Kamila :*
(Jak kto woli xD )