czwartek, 23 kwietnia 2015

One-shot

     Czekoladowy książę 

cz.I

      Właśnie tańczyłam z chłopakiem o pięknych zielonych oczach i czekoladowych włosach. Był zniewalająco przystojny.
Już wiem kogo wybrać...
Trzymał mnie tak delikatnie, a prowadził profesjonalnie. 
-Jak się nazywasz? -Zapytałam patrząc w jego oczy.
-Nie jestem nikim godnym waszej wysokości -odparł.
-Jednak nalegam abyś zdradził mi swoje imię -odpowiedziałam.
Chłopak uśmiechnął się i nachylił nad moim uchem.
-Nazywam się...
-Księżniczko, nalegam wstać! -Usłyszałam. 
Odsunęłam się od chłopaka otwierając oczy.
To był tylko sen. A było tak miło...
      Usiadłam na łóżku i oczywiście ujrzałam moją służbę.
-Dzień dobry, księżniczko -powitała mnie pokojówka.
-Dzień dobry Aurelio -odpowiedziałam wstając. -Jakie plany na dzisiaj?
-Przyszykuję się panienka, następnie śniadanie, jazda konna, trochę nauki, obiad, a reszta wedle księżniczki pragnień -odpowiedziała młoda dziewczyna.
-Rozumiem, dziękuję Aurelio. Chciałabym się ubrać.
Dziewczyna potulnie się ukłoniła i wyszła z pokoju.
Dobrze, że ojciec pozwolił mi mieć tylko jedną pokojówkę. Boże, rzygam tą słodkością. Przynajmniej za to mogę nosić spodnie.
     Szybko wybrałam z szafy szare rurki, trampki za kostkę i białą bluzkę bez ramienia. Brązowe włosy zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż i zeszłam do jadalni na śniadanie. 
     Mama i tata zajmowali się jakimiś sprawami państwowymi. Dlatego śniadanie zjadłam ze starszym bratem i siostrą. 
    Oczywiście jak prawie każdy w tym zamku nie popierali mojego stylu ubierania i ogółem mojego zachowania. Mama, brat i siostra uważają, że powinnam się zachowywać jak na księżniczkę przystało. Czyli cały czas ubierać sukienki, buty na szpilce i zachowywać się jak plastikowa dziewczynka. Oczywiście nie mam nic za ubieraniem sukienek i szpilek, czasami je noszę. Jednak nie lubię ich zakładać cały czas. Po zatem wygodniej się jeździ konno w spodniach niż w sukience. Oczywiście nie popierają też mojego stylu jazdy. Jeżdżę szybko i nie siedzę na koniu jak księżniczka, tylko jak chłopak. Nie moja wina, że tak jest wygodniej.
     Przywitałam się z rodzeństwem i zaczęliśmy jeść. Oczywiście Alex musiał ucałować nam dłonie, jednak kryłam moje zażenowanie.
-Nadziejo jak idzie ci nauka? -Zapytał brat.
-Dziękuję za troskę Alexie. Codziennie uczę się bardzo potrzebnych rzeczy -odpowiedziałam.
Zaraz się porzygam.
-A twoja edukacja Karolino? -Zapytał siostrę.
-Dziękuję, uczę się wyśmienicie. Jeżeli mogę zapytać kiedy idziesz do wojska? 
Z poruszenia tego tematu aż zatrzymałam widelec na potrawie.
To jest chore... Czemu muszę patrzeć jak katują mojego brata?
-Kapitan powiedział iż wyruszamy za trzy dni -odpowiedział.
-Boisz się? -Zapytałam bez grzeczności.
-Nadziejo -zganiła mnie Karolina.
-Co? Mam dość tego słodzenia. Prawda jest taka, że wolałabym być normalną dziewczyną. Nawet jeśli nie za bardzo mnie popieracie, to i tak się o was martwię. Nie chcę patrzeć jak katują mojego brata! Myślicie, że nigdy nic nie widzę?! -Wykrzyknęłam ze łzami w oczach.
-Nadziejo...-wyszeptał Alex.
-Zawsze czekałam aż wrócisz. siedziałam cicho w łóżku, a gdy ktoś wchodził to udawałam, że śpię. Potem patrzyłam przez okno albo szparę w drzwiach. Widziałam jak wracasz cały w siniakach. Widziałam... Ale ty byłeś silny. Nigdy nie płakałeś przy tacie bo nie chciałeś żeby się zawiódł. Chowaliście te siniaki pod pudrem, ale ja nie byłam taka głupia wszystko widziałam. Gdy przechodziłam obok twojego pokoju słyszałam jak płaczesz. Chciałam wejść, przytulić cię, pocieszyć...Ale wiedziałam, że wtedy byś na mnie nakrzyczał i wyrzucił z pokoju. Na dodatek dostałbyś karę. A ja nie chciałam żebyś bardziej cierpiał... -powiedziałam cicho i wstałam od stołu. -Dziękuję za posiłek.
     Z łzami w oczach ruszyłam w stronę wyjścia, jednak zatrzymały mnie czyjeś ramiona. Były to silne ramiona mojego brata.
-Nadziejo -wyszeptał. -Przepraszam za to wszystko. Masz rację...
-Alex -wybuchłam płaczem.
Brat obrócił mnie przodem, a ja płakałam w jego tors. Czułam jak on też płacze. Po chwili dołączyła się też Karolina.
Po raz pierwszy przytulam moje rodzeństwo.
-Kocham was -wyszeptałam.
-My ciebie też -odpowiedzieli.
      Dokończyliśmy śniadanie, a następnie ja i Karolina udałyśmy się do pokoi poprawić makijaż. 
Może będzie inaczej...
Zeszłam na dół, a tam powitała mnie Aurelia.
-Księżniczka będzie miała nowego instruktora -powiedziała. 
Kiwnęłam potakująco głową i poszłam w stronę stajni. 
     Tato pozwalał również aby sama czyściła swojego konia. Wabiła się Luna, po łacinie księżyc. Nazwałam ją tak, ponieważ była biała jak księżyc, proste. 
    Dlatego poszłam do stajni i oporządziłam konia.
-Hej mała -powiedziałam głaszcząc Lunę po grzbiecie.
Założyłam odpowiedni strój do jazdy konnej i wzięłam szczotkę żeby uczesać Lunę.
-Ale konia księżniczki nie można czyścić -usłyszałam za sobą.
-Doskonale o tym wiem -odpowiedziałam.
-Niech w takim razie panienka przestanie.
-Czemu? To przecież mój koń. Na pewno jesteś nowym instruktorem -powiedziałam i odwróciłam się.
    Pierwsze co ujrzałam to te zniewalające zielone oczy i czekoladowe włosy.
Chłopak ze snu... O boże... Na żywo jest jeszcze bardziej przystojny.
-Em...Najmocniej księżniczkę przepraszam. Proszę wystosować stosowną karę -powiedział skłaniając się.
Podeszłam do chłopaka i uniosłam jego głowę.
-Najwidoczniej mnie nie znasz -powiedziałam cicho. - Jestem inna niż mój brat czy siostra. 
-Przepraszam, ale niestety nie rozumiem  wasza wysokość -powiedział.
-Proszę nie mówić mi " wasza wysokość", "panienko", "księżniczko"... Jestem Nadzieja i proszę się tak do mnie zwracać.
-Tak jest.
Zaśmiałam się lekko.
-Zwracaj się do mnie jak do koleżanki ....
-Kentin! Nazywam się Kentin.
-W takim razie jedziemy Kentinie?
    Chłopak kiwnął głową. Wyprowadziliśmy konie i postanowiliśmy pojechać na pobliską łąkę.
Usiedliśmy spokojnie na trawie, a ja patrzyłam się w chmury. Nie lubiłam arystokracji i mojej pozycji. Męczyło mnie to. Jednak musiałam wytrzymywać.
     Spojrzałam na chłopaka, był taki spięty.
-Boisz się? -Zapytałam.
-Czego panienko? -Zapytał. - A tak, przepraszam...
Uśmiechnęłam się lekko.
-Boisz się "nas". Wiesz... mnie, mamy, taty, brata... Proszę, przy mnie możesz być nie oficjalny -powiedziałam.
-Przepraszam...Od dzieciństwa byłem tak wychowywany. Gdy zrobiłem coś źle... Dostawałem "karę"...
     Doskonale wiedziałam jakie kary dostawał chłopak. Było to bicie, tak jak bili Alexa. W tym kraju było to "normalne", jednak nie mówiło się o tym głośno. Mój tata niezbyt to popierał, sam wiedział jaki to ból. Ale jednak zwyczajów i tradycji nie da się "zamknąć".
    Popatrzyłam na konie.
-Trzeba chyba wracać -oznajmił Kentin.
-Tak masz rację -odpowiedziałam i ruszyłam do koni.
-Czy mogę o coś zapytać?
Nadal oficialny, jednak już lepiej...
  -Tak -odpowiedziałam.
-Czemu jeździsz "jak chłopak"? Król pozwala na to?
-Tata daje mi dużo swobody. Jak to powiedział "Sam czasami mam tego dość. Chcę abyś była szczęśliwa". Dlatego się tak ubieram -powiedziałam i okręciłam się.-Mama tego nie popiera, ale mi tak lepiej. A wracając do mojego sposobu jeżdżenia tak jest wygodniej, niż z dwoma nogami po bokach. Po zatem lubię szybką jazdę. Zaraz zobaczysz -powiedziałam i nim skończyłam zdanie wskoczyłam na konia i ruszyłam galopem.
     Obróciłam głowę aby zobaczyć na chłopaka. Nie stał zdziwiony, ani nie krzyczał. Równie szybko wsiadł i starał się mnie dogonić.
-Zaraz ci pokażę! -Wykrzyknął.
-Czekam! -Odrzekłam i popędziłam konia.
     Luna doskonale wiedziała co miała robić. Przez tyle lat wystarczająco ją "wytresowałam". Była inna, niż reszta koni. Wszystkie były poważne i "ociekały" tą elegancją i w ogóle. Gdy tata kazał mi wybierać konia, Luna była nowa. Wychudzona, biała i wystraszona, oraz oczywiście pobita. Leżała skulona w boksie. Miałam czternaście lat, kochałam konie. Podbiegłam do niej i nie zważając na sukienkę i odór uklękłam przy niej.
-Kto jej to zrobił? -Zapytałam taty. -Jak można tak skatować konia?!
Tata natychmiast wezwał odpowiedzialnego za to człowieka.
-Jak śmiałeś jej to zrobić?! -Wykrzyknęłam i chwyciłam bat.
Tata nawet mnie nie odpędzał. Wiedział co mam zamiar zrobić. Kochał konie tak samo jak ja i nienawidził takiego traktowania zwierząt. Mężczyzna dostał ode mnie batem piętnaście razy, a później został wyrzucony na ulicę.
      Razem z Kentinem oporządziliśmy nasze konie.
-Do zobaczenia jutro - powiedziałam wychodząc.
-Do zobaczenia.
      Poszłam do mojej sypialni gdzie miałam mieć lekcję. Następnego dnia śniadanie zjadłam z całą rodziną. Tego dnia miała się odbyć przymiarka sukni na mój bal. Niechętnie na nią poszłam. Nienawidziałam takich rzeczy, ale jak mus to mus.
     Weszłam do sali krawcowej i ujrzałam piękną błękitną suknię z trenem. Do tego pięknie ozdobioną jakby kryształkami. Przymierzyłam ją z wielka chęcią. Pasowała idealnie, w końcu była szyta na mnie ( xD).





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz