sobota, 18 kwietnia 2015

Księżniczka Luna 12

 Kochani bardzo dziękuję za waszą wytrwałość i cierpliwość. Jesteście naprawdę wspaniali. Szczerze mówiąc gdy weszłam na bloga w czwartek aby oznajmić wam dobra nowinę, niesamowicie się wzruszyłam widząc ilość wyświetleń i komentarze. Naprawdę wasze komentarze motywują mnie do pracy i to dzięki nim wstaję codziennie rano i idę do szkoły. A tam (przyznaję się bez bicia) zamiast uważać na lekcji cały czas piszę w moim zeszycie aby przyjść do domu i to przepisać. Naprawdę pomagacie i cieszę się, że ze mną jesteście. O Boziu ale się rozpisałam >.< A teraz nie przedłużając wasze obiecane dwa rozdziały ;)
                                                                                                                                Wasza Sara :*

Rozdział 12

Rose

O dziwo nie zaspałam, a wręcz wstałam wcześniej. Dlatego na spokojnie uszykowałam się i sprawdziłam czy wszystko mam.
Pożegnałam się z bratem i wyszłam przed dom, a tam czekała na mnie Emily.
-Hej piękna -powiedziała.
-No hej -odpowiedziałam pakując bagaż.
-Ale będzie zabawa -powiedziała wyraźnie podekscytowana. 
Uśmiechnęłam się do niej, a ona ruszyła w stronę szkoły.
Gdy wszyscy już się zebrali nauczyciele przeliczyli nas, a my wsiedliśmy do wielkiego autokaru. Lysander nadal był na mnie obrażony. Nie chciałam z nim rozmawiać. Po prostu siedziałam i słuchałam muzyki.
Jechaliśmy dość długo, a na miejscu od razu dano nam domki kilkuosobowe i zabrano na obiad. Następnie czas wolny, a od następnego dnia zajęcia.

...

Opadłam zmęczona na beżowe łóżko.
-O boże! -Jęknęłam.
-Nie przesadzaj -zaśmiała się Emily.
-Ej! Chłopcy mówili, że robią ognisko na polanie w lesie, idziecie? -Zapytała Roza grzebiąc w torbie.
Mruknęłam na tak.
Szybko się przebrałam w krótkie czarne spodenki, czarną bluzkę bez ramienia, koturny i zarzuciłam na siebie Czarną bluzę. Roza lekko mnie pomalowała, a ja spięłam włosy w wysoki kucyk.
Pogonione przez Rozalię szybko wyszłyśmy. Okazało się, że była to impreza jakiś znajomych kastiela.
-Luna!-Usłyszałam za sobą krzyk.
Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Denis. Podeszłam do niego i szybko zasłoniłam mu usta.
-Zamknij się debilu! -Warknęłam.
-Nie pień się piękna -odpowiedział.
Odciągnęłam chłopaka kawałek dalej.
-Co ty tu robisz? -Zapytałam.
-Przyjechałem ze znajomymi trochę się wyluzować.
Lepszego czasu nie mógł wybrać...
-To chociaż nie mów do mnie Luna, najzwyczajniej Rose.
-Dobrze Luno -powiedział i uśmiechnął się łobuzersko.
-Denis! Zachciało mu się po szwedzku -przekręciłam oczyma.
Zaczęłam przekomarzać się z chłopakiem. Dźgaliśmy się i śmialiśmy. W efekcie końcowym upadliśmy na ziemię.
-Denis -jęknęłam.
-Co ślicznotko? -zapytał zaczepnie.
-Możesz ze mnie zejść?
Czułam jak się rumienie, a chłopak nie miał zamiaru ze mnie zejść. Patrzył na mnie swoimi pięknymi oczami.
-Słodko tak wyglądasz -Szepnął.
-Denis daj spokój.
Próbowałam wyswobodzić się z objęć chłopaka, ale on nie miał zamiaru mnie puścić.
-Daj buziaka to cię puszczę -powiedział.
-Nie ma mowy.
-To sam go sobie wezmę.
-Nawet się nie...
Nie dane było mi dokończyć zdania, ponieważ chłopak mnie pocałował. Szarpałam się, ale nic to nie dawało. W końcu mnie puścił, a ja uderzyłam go w twarz.
-Nigdy więcej tak nie rób -wysyczałam i poszłam w stronę ogniska.
Nagle poczułam uścisk na nadgarstku.
-Przepraszam - wyszeptał i mnie puścił
Wiedziałam, że zraniłam chłopaka. Czułam się przez to głupio. 
-Przepraszam, nie powinnam siebie uderzyć -wyszeptałam.
-To moja wina -odpowiedział. -Przepraszam cie Rose.
Chłopak ruszył ku ognisku.
-Denis -zatrzymałam go -proszę nie obrażaj się.
Nie mogłam wydusić tego głośniej.
-Naprawdę mi na tobie zależy -dodałam.
Chłopak zatrzymał się i popatrzył na mnie. Pod wpływem jego spojrzenia spuściłam głowę w dół. Słyszałam jak podchodził do mnie.
-Jak mógłbym się na ciebie obrazić? -Zapytał przytulając mnie.
-No bo...no bo...-Zaczęłam,a łzy zaczęły mi skapywać na jego koszulkę. Poczułam jak mocniej mnie przytula. Dlatego mocniej ścisnęłam jego koszulkę.
-Nie płacz mała -wyszeptał i otarł mi łzy. -Chodź do reszty.
Jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do znajomych.

...

Obudził mnie Sms. Nie chętnie spojrzałam na wyświetlacz.
Chcesz się przejść? Czekam przed oknem. Denis :)
Wyjrzałam przez okno. Rzeczywiście tam stał. Szybko ubrałam czarne rurki, a na moją bluzkę na ramiączkach założyłam sweter. 
-Jesteś niemożliwy -powiedziałam śmiejąc się gdy wyszłam.
-Wiem -odpowiedział.
-Właściwie to gdzie ty tu jesteś? -Zapytałam idąc za nim.
-Mam chatę przy jeziorze.
-A koledzy? Po co chciałeś żebym wyszła? -Zapytałam.
-Koledzy pojechali, a mi się nudzi -odpowiedział.
-Czyli z nudów wyrywasz mnie ze snu na to zimno? -Zapytałam.
-Tak -odpowiedział za co dostał w ramię. -Chcesz to chodź do mnie na herbatkę.
Uśmiechnęłam się i poszłam z chłopakiem.

...

Jego domek był mały, ale przytulny. Denis zrobił mi herbatę i usiedliśmy przy kominku.
-Kiedy stąd jedziesz? -zapytałam.
-Wtedy kiedy ty -opowiedział.
-Nie żartuj sobie.
-Nie żartuję. Chce mieć pewność, że nic ci się nie stanie.
Uśmiechnęłam się na myśl o jego trosce. Lekko się zamyśliłam patrząc w ogień, który palił się w kominku.
-Rose -usłyszałam głos Denis i otrzeźwiałam.
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-Czemu jesteś taka smutna? -Zapytał przysuwając się bliżej.
-Lys się na mnie obraził i chce przerwy -odpowiedziałam, a łzy zaczęły napływać mi do oczu.
-Dlaczego?
-Zobaczył jak cię przytulam, a ty dajesz mi buziaka. No i, że siedziałeś do dziesiątej. Źle to zinterpretował. Zdenerwował się i tyle -odpowiedziałam.
Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Obraz zamazał mi się przed oczami z powodu wzbierających się łez.
-Nie płacz mała -powiedział Denis i mnie przytulił, a ja się rozpłakałam.
Denis uspokajał mnie głaszcząc po włosach.
-Uśmiechnij się dla mnie -powiedział.
Z trudem wykonałam prośbę.
-O nie! Tak nie będziemy się bawić -powiedział i zaczął mnie łaskotać.
Tarzaliśmy się po podłodze, a ja śmiałam się jak opętana. W końcu Denis zatrzymał się. Ja leżałam na ziemi, a on położył ręce obok mojej głowy. Oboje dyszeliśmy patrząc sobie w oczy.
One zawsze były takie piękne?
Nigdy Denis nie zdawał się tak przystojny jak w tamtej chwili. Chłopak pochylił się i drugi raz tego dnia mnie pocałował. Tym razem nie opierałam się. Chciałam tego. Odwzajemniłam pocałunek, długi i namiętny. Przymknęłam oczy i dałam się ponieść chwili. Jedną rękę położyłam na torsie chłopaka, a drugą wplotłam w jego włosy. Denis był wyraźnie zdziwiony, jednak całował mnie nadal, po chwili sadzając sobie na kolanach i gładząc moje plecy.
-Czemu zawdzięczam tą nagłą zmianę? -Zapytał odsuwając się lekko.
-Nie gadaj tylko całuj.
-Nie Rose -powiedział i lekko mnie odsunął. - Nie rób czegoś, czego będziesz żałować. zastanów się i daj mi odpowiedź jak wrócisz. A ja wyjadę jutro żeby ci to ułatwić.
Poczułam ukłucie w sercu. Kolejny chłopak mnie odrzucił. Bez namysłu wybiegłam z domku i ruszyłam w nieznanym mi kierunku. Biegłam nie zważając na krzyk Denisa oraz drogę. Chciałam uciec. Zaszyć się gdzieś i nie słuchać nikogo. Słońce już wschodziło. Obróciłam się, ale Denis już mnie nie gonił. Dlatego dalej szłam, a nie biegłam. Zmęczona po biegu usiadłam na mchu pozwalając aby emocje uleciały. Łzy obficie spływały z moich oczu dając upust złości, smutkowi i żalowi. Przestałam płakać dopiero gdy słońce całkiem wzeszło. Wtedy dopiero zorientowałam się, że nie wiem gdzie jestem. starałam się myśleć trzeźwo. Przeszłam kawałek i ujrzałam strumyk  w którym zamoczyłam ręce i opłukałam twarz.
Dasz sobie radę.
Pomyślałam, że dobrze by było siedzieć w jednym miejscu, dlatego usiadłam na mchu i czekałam, czekałam i czekałam. Minuty ciągnęły się w godziny, a godziny ( jeśli takowe były) w lata. W końcu gdy słońce górowało pomyślałam o znalezieniu drogi powrotnej. Starałam sobie przypomnieć którędy biegłam. Jednak byłam wtedy tak roztrzęsiona, że nic to nie dawało. Usiadłam pod drzewem zmęczona.
Idiotka!
Nagle usłyszałam trzask łamiących się gałęzi. Podniosłam głowę uradowana iż ktoś mnie znalazł. Jednak nie ujrzałam człowieka, a niedźwiedzia. Zwierz zobaczył mnie i biegiem ruszył w moim kierunku. i znowu musiałam uciekać. Szybko wdrapałam się na wysokie drzewo dziękując siłom wyższym iż założyłam trampki. Niedźwiedź próbował mnie dosięgnąć, jednak ja szybko wdrapałam się na odpowiednia wysokość. Ucieszona iż miś odszedł oparłam się wygodnie. Jednak po chwili poczułam wstrząs. Niedźwiedź chciał powalić drzewo. Zaczęłam krzyczeć.
Zaraz umrę! Ratunku... Pomocy...
Bałam się i trzymałam kurczowo gałęzi. Zamknęłam oczy i czekałam na śmierć, która miała zaraz nadejść. Jednak wstrząsy ustały i było słychać skamlenie niedźwiedzia. Długo się tym faktem nie nacieszyłam iż ujrzałam czarnego wilka, a drzewo zaczęło spadać, a ja razem z nim. Krzyczałam niemiłosiernie spadając.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz