Kastiel i Alice za pięć lat
Alice
Walentynki,
święto zakochanych. Ale kogo to obchodzi? Masz zapitalać do pracy i gówno! Był
po prostu dzień jak co dzień. Wstałam rano i ubrałam się w jeansy, czarną
bokserkę i długi sweterek. Włosy, które przefarbowałam na rodowity blond,
związałam w kucyk. Lekko się pomalowałam i zeszłam do kuchni. Postanowiłam
zrobić sobie śniadanie.
Od ślubu
mieszkałam z Kastielem u niego w domu. Razem z Sarą i Lysandrem. Niestety
chłopcy musieli wyjechać w pilnych sprawach związanych z zespołem, a ja z
czarnowłosą (tak, też się przefarbowała) zostałyśmy same. Moja przyjaciółka
spała, ponieważ wzięła sobie wolne, a ja i tak szłam do pracy.
Po
zjedzeniu szybkiego śniadania założyłam kozaki na lekkim obcasie, zimowy
płaszcz, czapkę, szalik i wyszłam z domu. Od razu poczułam chłód i aż drgnęłam.
Szybko jednak zamknęłam drzwi domu i poszłam do garażu. Po niecałych pięciu
minutach jechałam zaśnieżonymi ulicami.
-Do dupy taka zima. Wszędzie błoto, zimno i ślisko
–powiedziałam pod nosem.
Ah…Czemu nie mogę
leżeć w domku i spać w ramionach Kasa? No japierdolę!
W tym samym czasie
Sara
Obudziłam
się około jedenastej i przewróciłam się na plecy.
-Super…Chłopcy wyjechali… Lepiej być nie może –mruknęłam do
siebie.
W samej piżamie zeszłam do kuchni. Na blacie leżała
karteczka od Alice.
Zostawiłam ci śniadanie w lodówce J
Uśmiechnęłam się pod nosem i zajrzałam do wskazanego
miejsca. Rzeczywiście znajdowało się tam jedzenie. Wyciągnęłam je i zaczęłam
jeść.
Hm…Dziwne…Lys jeszcze
nie napisał. Zawsze rano pisze dzień dobry albo coś w tym stylu… Dziś walentynki…
Westchnęłam ciężko i połknęłam kawałek kanapki.
Alice wróci o
piętnastej… Roza będzie z Leo…Kurczę…Popracuję w domu, a później jak Alice
przyjdzie to obejrzymy jakiś film…
Po
śniadaniu wstawiłam naczynia do zmywarki i pobiegłam do swojego pokoju. Szybko
wzięłam prysznic, a następnie usiadłam przed laptopem.
W tym samym czasie
Zeke
Siedziałem
w pokoju na szerokim parapecie. Prawa noga była lekko zgięta, a lewa zwisała. W
dłoniach trzymałem ciepły kubek, parującej kawy. Patrzyłem jak płatki śniegu,
leniwie spadały na ziemię. Za dwie godziny miałem mieć próbę zespołu. Mieliśmy
grać koncert niedaleko Katowic.
Jest tak samo jak
kilka lat temu…
Gdy Alice i Zeke mieli 16 lat
Zeke
Siedziałem
na parapecie, przyciskając kolana do brody i obejmując nogi ramionami. Zimowy
dzień, a ja siedziałem przy otwartym oknie. Czysto białe płatki śniegu spadały
na ziemię. Były ich miliony. Małe, każdy w innym kształcie. Nie było dwóch
takich samych. Wyciągnąłem rękę przed siebie i złapałem na ręki kilka płatków.
Niemal od razu się roztopiły.
Czemu byłem takim debilem? Czemu musiałem na nią nakrzyczeć? Przecież nie
chciałem… Jakim idiotą trzeba być? Kurwa jakim jebanym idiotą trzeba być?!
Ranię ją tak samo jak on… Ale…Jestem dla niej zawsze miły, ja ją kocham, a on?
Zostawił ją… Czemu woli jego? No kurwa czemu?! Dlaczego raz jest szczęśliwa,
tryska energią, a następnego dnia…Wygląda jak żywy trup. Uśmiecha się, ale… jej
oczy się nie śmieją, nie są błyszczące. Są szare i mgliste. Smutne i pełne
żalu. Czemu gdy do niej idę to jego zdjęcie stoi na komodzie? Często zapomina
je schować. To przez nie płacze. Przez tego matoła! Chcę żeby była szczęśliwa…
A ostatnio? Naprawdę ranię ją tak samo jak on. Za bardzo mnie poniosło… Nie
musiałem na nią krzyczeć, ale… Ostatnio myśli o nim więcej… Czemu…Dlaczego? No,
dlaczego?! Czemu gdy ją pocałowałem wyszeptała to imię? Ja się pytam dlaczego?!
Jedno durne imię! Czemu nie wyszeptała mojego? Czy zawsze myślała o nim, gdy
się całowaliśmy?
Zdenerwowany uderzyłem ręką w
parapet, z którego zleciała lekka warstwa śniegu.
-Ja tak kurwa nie mogę –wyszeptałem.- Nie chcę się z nią
kłócić. Nie chcę jej stracić…
Nim się zorientowałem zeskoczyłem z okna. Wylądowałem na
śnieg i szybko wstałem. Moje kroki zmierzyłem w stronę domu czerwonowłosej
dziewczyny. Byłem w samych rurkach i szarej bluzie. Jednak nie odczuwałem
zimna. Chciałem jak najszybciej znaleźć się przy Alice.
Gdy już
stanąłem przed drzwiami wielkiego domu zadzwoniłem dzwonkiem. Wpuściła mnie
służba, a ja ignorując ich puste słowa, pobiegłem do pokoju Alice. Otworzyłem
drzwi rozejrzałem się. Dziewczyna siedziała na parapecie i patrzyła na ulicę. W
dłoni trzymała kubek, z którego ulatywała para.
-Widzę, że nie tylko ja lubię siedzieć na parapecie
–powiedziałem zamykając drzwi.
Przyjaciółka odwróciła głowę, a jej ogniste kosmyki zleciały
jej na twarz.
-Co tu robisz? –zapytała zdziwiona.
-Chciałem cię przeprosić –powiedziałem zbliżając się do
niej. –Jestem kompletnym idiotą. Znowu nawaliłem. Nie powinienem się na ciebie
drzeć…
-Zeke stój. Niemów mi, że tak tu szedłeś.
-Chrzanić to! Alice…
-Zeke! Do łazienki! Ale już! Zaraz dam ci jakieś ubrania
Alex`a. Ty się przecież rozchorujesz…
Patrzyłem
na dziewczynę zdziwiony. Nie była ani trochę zła. Jedynie zatroskana. Jej twarz
wyrażała zmartwienie.
-Alice…
-Daj spokój. Później o tym porozmawiamy. Teraz do łazienki!
Czerwonowłosa zniknęła z pokoju, a ja posłusznie poszedłem
do jej łazienki. Wróciła po kilku minutach i wręczyła mi ubrania oraz ręcznik.
Gdy już
wyszedłem spod prysznica w ubraniach brata Alice i wycierając włosy, dziewczyna
siedziała na łóżku.
-Wskakuj pod kołdrę. Jesteś głupi, że w taką pogodę szedłeś
bez kurtki i porządnych butów –powiedziała.
Moje spojrzenie trafiło na parę trampek, które leżały na
kaloryferze.
-Tu masz ciepłą herbatę- wskazała na szafkę nocną.
Podszedłem do łóżka, a ręcznik położyłem na krześle.
Stanąłem naprzeciw Alice. Głowę miała spuszczoną.
-Dlaczego mi pomagasz? Jesteś zimnym sukinsynem, a ty mi
pomagasz? –powiedziałem.
-Nie jesteś sukinsynem.
-Wydarłem się na ciebie bez powodu. Nie powinienem się
drzeć, tylko normalnie porozmawiać.
-Miałeś prawo się zdenerwować.
Westchnąłem
ciężko i przykucnąłem naprzeciw dziewczyny. Złapałem ją za chude dłonie.
-Alice. Nie powinienem był na ciebie krzyczeć, ale…Kocham
cię. Naprawdę cię kocham…
-Wiem to…
-Czekaj, daj mi dokończyć. Kocham cię całą. Twoje ciało,
twoje usta, twoje włosy, twój zapach, twój dotyk. Po prostu… Ostatnio często
jesteś smutna i nie chcesz powiedzieć dlaczego. Dobija mnie to. Chciałem ci
pomóc. Ale…Teraz wiem o co chodzi… To przez niego. Nadal go kochasz. Nie umiesz
o nim zapomnieć…
Czerwonowłosa podniosła głowę. W jej oczach dostrzegłem
strach i zdziwienie.
-Skąd ty…
-Nie jestem głupi…Zresztą… Ostatnio, gdy się pocałowaliśmy i
wtedy się odsunęłaś i wtuliłaś we mnie… Wyszeptałaś „kocham cię Kastiel”. Nie
trudno się zorientować.
Z oczu
dziewczyn zaczęły kapać łzy.
-Alice. Nie płacz. Nie mam ci tego za złe –usiadłem na łóżku
i przytuliłem dziewczynę.- Nie zastąpię ci Kastiela. Nie jestem nim nigdy nie
będę. Powiedz jedno słowo, a nie będę cię trzymał przy sobie na siłę. Chcę
żebyś była szczęśliwa. Kocham cię i twoje szczęście jest dla mnie
najważniejsze.
-Zeke ja…Przepraszam.
-Alice, za uczucia się nie przeprasza. Nikt nie wybiera w
kim się zakocha. Dlatego nie miej mi też za złe moich uczuć.
-Zeke kocham cię, ale jak brata.
-Wiem maleńka, wiem.
Przytuliłem mocniej dziewczynę i poczekałem aż przestanie
płakać.
Teraz
(w sensie te 15 lat od normalnej akcji)
Zeke
Uśmiechnąłem
się kwaśno pod nosem i zszedłem z parapetu. Spojrzałem na zegarek. Miałem pół
godziny do przyjazdu chłopaków. Dopiłem kawę i poszedłem do kuchni.
Koniec. Nie mogę
ingerować w jej życie i ciągle o niej myśleć. To jej życie. Kastiel jest dla
niej idealny. Zawsze ją obroni. Kochają się, a to jest najważniejsze. Nie mogę
stać na drodze miłości. Mi najwidoczniej nigdy nie będzie ona dana…
Godzina piętnasta
Alice
Weszłam do domu
i zamknęłam drzwi na zamek. Od razu wyszła mi na spotkanie Sara.
-Hejka –powiedziałam, zdejmując okrycie wierzchnie.
-Cześć –odparła. –Masz ochotę na pierw, coś słodkiego i
film?
-Tak, z wielką chęcią. Skoro nie ma chłopaków, to trzeba
sobie radzić. Uszykuj wszystko, a ja się tylko przebiorę.
Czarnowłosa zniknęła w salonie, a ja wbiegłam po schodach.
Szybko ubrałam krótkie, czerwone spodenki i czarny, dłuższy i miękki sweterek.
Zeszłam na dół do salonu. Siedziała już w nim moja przyjaciółka. Była ubrana
podobnie do mnie. No cóż…Po co się stroić skoro siedzimy tylko we dwie?
Usiadłam na
kanapie i otworzyłam dwa piwa.
-Moje ulubione –powiedziałam patrząc na złoty płyn w
butelce.
Urocze drzewko na nalepce dodawało uroku butelce. Bzowe,
słodkie i dobre. Dziewczyna z kruczymi włosami zaśmiała się cicho i włączyła
film. Była to jakaś komedia.
-Ej, Alice. Kas coś do ciebie pisał? –zapytała po chwili
dziewczyna.
-Nie. Właśnie dziwne, nawet słowa. Napisałam mu życzenia na
walentynki, no i dodałam, że go kocham i tęsknię. Ale nic nie odpisał. A Lys?
-Właśnie tak samo…
-Ah…Może mają coś ważnego…?
-Wątpię. No, ale cóż. Czegoż więcej trzeba? Piwo jest, film
też, więc damy radę.
Zaśmiałyśmy się i stuknęłyśmy szyjkami butelek, po czym
pociągnęłyśmy z nich spore łyki.
W tym samym czasie
Zeke
Z
chłopakami dojechaliśmy na miejsce naszego koncertu. Był nim rynek małego
miasteczka, niedaleko Katowic. Zanim rozstawiliśmy sprzęty była siedemnasta. O
dziewiętnastej miał się rozpocząć koncert. Pomyśleliśmy, że warto by zrobić
zapasy wody i czegoś do jedzenia. Dlatego ja zostałem na scenie, a Rafael i Ash
poszli po prowiant.
Usiadłem na
jednym z głośników i wziąłem gitarę do ręki. Zacząłem na niej grać i śpiewać.
Oczywiście nie była to jedna z naszych piosenek. Śpiewałem (yo soy Asi)
piosenkę z bajki, jaką grałem na urodzinach kuzynki. Słowa gładko wychodziły z
moich ust, a ja zatraciłem się w muzyce. Gdy zakończyłem usłyszałem brawa i
podniosłem wzrok. Przed sceną stała jakaś brunetka i z uśmiechem na ustach
klaskała.
-Świetnie śpiewasz –powiedziała, podchodząc bliżej.
-Dziękuję –odparłem, odstawiając gitarę.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
-Jestem Bianka –przedstawiła się.
Zeskoczyłem ze sceny i podałem jej rękę.
-Zeke, wokalista. Przyszłaś na nasz koncert? –zapytałem.
-W sumie to nie. Przyszłam odebrać kuzynkę z zajęć
plastycznych. Zobaczyłam, że siedzisz na scenie i grasz, więc posłuchałam.
Gracie taką muzykę?
-Em…Nie. Rozgrzewałem tylko głos.
-Ale i tak podobało mi się.
-Strasznie miło to usłyszeć.
Bianka
uśmiechnęła się delikatnie i potarła ręce w rękawiczkach.
-Wiesz co…Ja w sumie muszę iść już po kuzynkę.
-Czekaj. Dasz mi swój numer? –zapytałem.
-Em…Okej.
Wyciągnąłem komórkę i wymieniłem się z nią numerami, a
później ona odeszła.
Co mnie wzięło? Jest
całkiem ładna i w ogóle…
W tym samym czasie
Alice
Po dwóch
wypitych piwach i skończonym jednym filmie usłyszałyśmy szczęk zamka.
-Alex miał przyjść w odwiedziny? –zapytała zdziwiona Sara.
-Em…Nie, nic nie mówił.
Wyszłyśmy z salonu i stanęłyśmy na przedpokoju. Drzwi
otworzyły się ze skrzypnięciem, a w nich stanęła dwójka chłopaków. Z
przyjaciółką otworzyłyśmy szerzej, zdziwione oczy.
-Kastiel! –pisnęłam.
-Lys! –dodała dziewczyna obok.
Natychmiast rzuciłyśmy się na chłopaków i przytuliłyśmy
mocno.
-Tak tęskniłem –wyszeptał mi Kastiel do ucha.
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo –odparłam.
Chłopak odsunął mnie od siebie i
złączył nasze usta w długim i namiętnym pocałunku. W jego trakcie zdjęłam
chłopakowi kurtkę.
-Szczęśliwych walentynek –wyszeptał.
Buntownik wziął mnie na ręce i zaniósł na górę. Oderwał
usta, gdy wchodziliśmy po schodach. Widziałam, że Lys robi to samo z Sarą. Gdy
Kastiel rzucił mnie na łóżko i zamknął drzwi, szybko pozbyliśmy się zbędnych
ubrań. Chłopak zaczął całować całe moje ciało, a mnie przechodziły dreszcze
podniecenia….A dalej…Sami wiecie…
Dwie godziny później
Alice
Leżałam na
klatce piersiowej chłopaka, przykryci byliśmy kołdrą, a Kas tulił mnie do
siebie.
-Podoba ci się niespodzianka? –zapytał.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Po dłuższej rozłące jesteś bardziej namiętna –wyszeptał mi
do ucha.
Poczułam lekkie ciepło na policzkach, które zignorowałam.
Pocałowałam chłopaka, a nasza zabawa zaczęła się na nowo.
Po koncercie
Zeke
Ash i
Rafael spakowali sprzęt i pojechali do domu. Proponowali odwiezienie mnie, ale
ja chciałem się przejść. Tak, więc zszedłem ze sceny i ruszyłem przed siebie. Nie
przeszedłem dziesięciu metrów, gdy usłyszałem melodyjny głos.
-Lubisz wracać sam do domu, nocą?
-A ty lubisz śledzić ludzi? –odparłem z uśmiechem odwracając
się.
Za mną stałą Bianka. Jednak nie była ubrana tak, jak w
południe. W tamtej chwili miała na sobie czarne, rurki, ciepłe buty na koturnie
i zimową kurtkę. Na uszach widniały czarne nauszniki, a rumieńce na policzkach
częściowo osłaniał szalik.
-Nie śledzę. Chciałam z tobą pójść na spacer po koncercie.
Świetnie graliście –wytłumaczyła.
-Byłaś na naszym koncercie?
-Nie kurwa. Mówię, że świetnie graliście i nie byłam.
-Ach tak…Sorki, zadaje głupie pytania… Jeśli masz ochotę to
z chęcią z tobą pójdę.
Spacerowaliśmy
dość długo. Później odprowadziłem dziewczynę pod dom i pocałowałem. Zdobyłem
się na to. Ku mojemu zdziwieniu brunetka nie odepchnęła mnie. Wręcz przeciwnie.
Przyciągnęła mnie bliżej.
Nie wiem co w niej
jest…Ale przy niej… To nie to co z Alice… przy niej czuję taki ogień wewnątrz.
Czyżbym znalazł miłość do końca?
Następnego dnia rano
Alice
Obudził
mnie ból brzucha. Usiadłam na łóżku. Długo jednak nie było mi to dane. Gdyż
zaraz poczułam mdłości i pobiegłam do łazienki. Pochyliłam się nad muszlą
klozetową i zwymiotowałam. Na całe szczęście moje włosy były spięte, więc nie
musiałam ich odgarniać.
Po
wyrzyganiu całej zawartości żołądka usiadłam na podłodze i podkuliłam nogi,
oddychając głęboko.
-Alice…?
Spojrzałam w górę i ujrzałam Kastiela.
Pewnie stał tu cały
czas…
-Nic mi nie jest –powiedziałam.
Wstałam i podeszłam do umywalki. Zaczęłam dokładnie szorować
zęby.
Czemu wymiotowałam?
Przecież wypiłam tylko dwa piwa…
-Alice…Alice! –dobiegł mnie głos Kastiela.
-Tak? Sorki zamyśliłam się.
-Na pewno nic ci nie jest?
-Tak, na pewno.
Odłożyłam
pastę do szafki i wtedy ujrzałam mój kalendarzyk miesiączkowy.
Nie…To bzdura…
Mimo swoich myśli chwyciłam go i drżącymi rękami otworzyłam.
Dwa
tygodnie…Dwa…tygodnie…
Usiadłam na podłodze i oparłam się plecami o ścianę. Przyłożyłam
rękę do rozwartych ze zdziwienia ust. Ciągle patrzyłam na kartkę.
-Alice…Alice co ci jest?!
Przerażony Kastiel przykucnął obok i spojrzał na mnie.
-Miesiączka…Spóźnia mi się…
-Ile?
-Dwa…tygodnie…
-Ubieraj się! Jedziemy do lekarza! –zarządził chłopak.
-Kastiel…
-Alice. Trzeba to zbadać.
-Nikt nie przyjmie cię od ręki! –powiedziałam wstając.
-Mam znajomości. Uczesz się i w ogóle. Zaraz wrócę.
Chłopak
wybiegł z pokoju, a ja szybko umyłam twarz i się pomalowałam.
Czy to możliwe…?
Jestem w ciąży…Z kastielem? O matko…
Nadal zszokowana wyszłam z łazienki. Włosy spięłam w kitkę.
Usiadłam na łóżku i oparłam łokcie o kolana. Po chwili do pokoju wszedł Kastiel
z Sarą.
-Przyszykuj jej jakieś ubrania proszę –powiedział.
Czarnowłosa pokiwała głową.
-Alice, kochanie.
Buntownik przykucnął naprzeciw mnie i pocałował w czoło.
-Zadzwonię tylko do znajomego, a ty się ubierz. Będę w
kuchni.
Pokiwałam twierdząco głową.
Czarnowłosy
wyszedł z pokoju, a moja przyjaciółka wybrała mi ubrania i usiadła obok.
-Alice. Nie cieszysz się? –zapytała.
-Cieszę…Ale…Co ja zrobię sama? Chłopaki jeżdżą w trasy…Ja
będę musiała iść na urlop macierzyński…A Alex mi nie pomoże. Ty chodzisz do
pracy. Sama nie dam sobie rady…Sama z dzieckiem… -wyszeptałam.
Po moich policzkach zaczęły skapywać łzy.
-Nie martw się. Będę ci pomagać po pracy. Roza na pewno też.
A Kastiel na pewno znajdzie z Lysem pracę na miejscu.
-Ale zniszczę mu karierę!
-Nie pierdol głupot. On cię kocha i zrobi dla ciebie
wszystko. A teraz ubieraj się i zejdź do niego na dół.
Czarnowłosa
wyszła, a ja szybko się ubrałam. Zgodnie z poleceniami zeszłam do kuchni. Kas zrobił
mi śniadanie. Usiadł obok mnie przy stole uśmiechając się szeroko.
-Mój przyjaciel zgodził się ciebie przyjąć. Zjesz i
jedziemy. Nie cieszysz się?
-Cieszę, ale…Sama nie dam sobie z tym wszystkim rady…
-Czemu sama? Jestem ja, Sara, Rozalia, Lys, Alex i reszta.
-Ale ty nie będziesz na miejscu. Tylko w trasach, a Sara…
-Alice. Nie będę jeździł w trasy. Zostanę z tobą na miejscu.
Nie pozwolę żeby moje dziecko widziało ojca raz na jakiś czas. Nie chcę żeby
miało takiego życia jak my. Chcę żeby miało wszystko co będzie chciało, ale i
rodziców.
-Kas…Ale twoja kariera!
-Rodzina jest ważniejsza. Tu na miejscu też będą dobre
prace.
-Ale twoim marzeniem…
-Było od zawsze założyć z tobą rodzinę. Kariera była na
drugim miejscu.
Ponownie
się rozpłakałam. Chłopak przytulił mnie mocno.
-Kocham cię maleńka –wyszeptał.
-Ja ciebie też.
Po śniadaniu, tak jak mówił Kastiel pojechaliśmy do jego
znajomego. Mój mąż był obecny przy badaniu, które… No cóż…Za dziewięć miesięcy
będzie nas o jedno więcej. Wszyscy byli zadowoleni z tego faktu. Najbardziej
chyba Kastiel. Od razu po badaniu przytulił mnie mocno i podniósł na ręce.
Postanowił zakończyć karierę, co ogłosił niedługo po walentynkach.
Sara u
Rozalia były zadowolone z tego faktu. Już planowały pokój dziecka oraz ubranka,
imię i inne rzeczy. Alex narzekał, że jego młodsza siostrzyczka dorasta
szybciej niż on. No, ale cóż poradzę? A no właśnie! Zeke znalazł sobie
dziewczynę. Podobno pokochał ją od pierwszego wejrzenia. Jestem szczęśliwa, że
przestał się zadręczać mną. Chciałam jego szczęścia i nareszcie je znalazł.
Najbardziej zwariowane walentynki, ale i pełne szczęścia.