Rozdział VII
" Ptaszek w klatce..."
Cassandra
Gdy tylko usłyszałam ten wkurwiający
budzik, miałam ochotę wyjebać mój telefon przez okno. Jednak z racji tego, że
szkoda mi było pieniędzy na nowy nie zrobiłam tego. Wyłączyłam go i
przekręciłam się na drugi bok, wtapiając w pościel.
Odpuszczę sobie dzisiaj. Jeden dzień nic
mi nie zrobi…
Leżałam
sobie spokojnie, prawie zasypiając, aż nagle jeb! Wielki huk w całym domu, tak
głośny, że aż poskoczyłam na łóżku. Rozbudzona do granic możliwości odkryłam
się z kołdry. Jednak chwilę potem miałam ochotę się pod nią z powrotem schować.
Do moich uszu dobiegł dźwięk ciężkich i szybkich kroków na schodach.
Wystraszona spojrzałam na drzwi.
Jestem za młoda, żeby umierać! Błagam!
Na kolanach błagam! Co z tego, że siedzę?
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się
z dużym jebnięciem. Odbiły się od ściany, a ja wkurwiona patrzyłam na zjeba
stojącego w nich. Tak, to był Kastiel. Bardzo dobrze myślicie. Ta pierdolona
ruda małpa panoszyła się jak u siebie. I rozjebała mi ścianę!
-Jak
cię kurwa zajebie sukinsynie jebany! –Wykrzyknęłam i rzuciłam się na chłopaka z
łapami.
Czerwonowłosy
w pierwszej chwili był zdziwiony, jednak w kolejnej skutecznie zatrzymał moje
ręce.
-Ktoś
tu ma okresik chyba –powiedział, śmiejąc się.
-No
chyba ty downie –warknęłam.
-Po
śladach krwi wnioskuję, że jednak to ty piękna –wyszeptał.
Co kurwa?!
Wystraszona
spojrzałam na moje nogi i łóżko. Krwi tak jak myślałam, nie było.
-Ty…
-zaczęłam.
-Tak,
wiem kochasz mnie. Ale teraz księżniczko zbieramy się do szkoły. Mówiłem, że
będę cię pilnował –powiedział.
-Niedoczekanie
twoje.
-Nie
przyjmuję odwrotu. Idziesz się ogarnąć, a ja zrobić śniadanie. Wrócę za
dziesięć minut, jeśli nie będziesz się szykować to wrzucę cię do wanny i
wykapię, a potem zrobię makijaż i ubiorę.
Na
jego twarzy gościła grobowa powaga.
-Nie
zrobisz tego –powiedziałam.
-Oj
kochanie, jeszcze mnie nie znasz.
Jego
łobuzerski uśmiech zwiastował kłopoty. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć,
chłopak przerzucił mnie przez swoje prawe ramię i niósł do łazienki.
-Kastiel!
Puść! Błagam puść! –Krzyczałam.
-Uszykujesz
się sama?
Ruda
małpa podeszła do wanny. Wystraszona spojrzałam pod siebie.
-TAK!!!
Buntownik
zaśmiał się i posadził mnie na pralce.
-To
bardzo dobrze. W takim razie szykuj się, a ja idę ci zrobić śniadanie.
Kas
chwilę jeszcze stał przede mną patrząc mi w oczy, a później wyszedł. Ja
natomiast dłuższy czas siedziałam na urządzeniu.
Co to było? To, gdy patrzył mi w oczy?
Czy ja…? Nie… Zdawało mi się… Po prostu brakuje mi miłości, jakiej można
uzyskać od chłopaka. Ja nie mogę go kochać.
Zeskoczyłam
z pralki i podeszłam do umywalki. Od śmiechu miałam czerwone policzki. Szybko
wykonałam poranną toaletę, a następnie weszłam do pokoju. Na moim łóżku
siedział Kastiel. O dziwo pościelił on je, a na szafce nocnej stała tacka ze
śniadaniem.
-Ty
umiesz gotować? Nie otrujesz mnie? –Zapytałam, otwierając szafę.
-Potrafię
więcej niż możesz myśleć.
-Jest
zimno? –Zapytałam, ignorując jego poprzednie zdanie.
-Niezbyt
–odparł. – Chłodno.
Pokiwałam
głową i wyciągnęłam z szafy czarne rurki, jasną koszule i pasującą seksi
bieliznę. Szybko poszłam do łazienki się przebrać. Włosy zostawiłam
rozpuszczone. Gdy wróciłam do pokoju spakowałam plecak, a następnie usiadłam
obok chłopaka.
-Nareszcie
–zaśmiał się.
-Na
obecność królowej trzeba sobie zasłużyć –powiedziałam, biorąc tosta.
-No
tak, królowa dramatu ma wiele gości.
Uderzyłam
czerwonowłosego w ramię, a potem zaczęłam się śmiać razem z nim.
-Jedz,
bo mamy dwadzieścia minut –pogonił mnie.
-Nie
zdążymy! –Odparłam wystraszona.
Gdy
chciałam wstać, buntownik chwycił mnie za rękę i zatrzymał. Spojrzałam na jego
dłoń, jednak upomniałam się i odwróciłam wzrok na jego twarz.
-Nie
dojdziemy na czas –panikowałam.
-My
dojdziemy zawsze –odparł.
Oczywiście
nie obeszło się bez kolejnego ciosu.
Te jego zboczone teksty…
-Jestem
motorem, więc damy sobie radę, a teraz spokojnie zjedz.
On mnie niańczy… Pozwolę mu jeszcze
dziś, bo ostatnio rzeczywiście mało jem…
Gdy skończyłam jeść zeszliśmy na
dół. Z szafy wyciągnęłam bordowy komin i brązowe botki na grubym obcasie. Zarzuciłam
na siebie jeszcze czarną ramonsekę i wyszłam z Kasem, zamykając ówcześnie dom.
-Nie
rozbijesz nas? –Zapytałam, idąc w stronę czarnego cuda.
-Postaram
się –odparł.
Uderzyłam
go w ramię, a on tylko się zaśmiał. Wsiadłam na motor, a buntownik podał mi
kask, który bez problemu założyłam. Nie no nie będę was okłamywać. Miałam z nim
trudności i ruda małpa musiała mi pomóc. Czerwonowłosy zgrabnie odgarnął moje
włosy i lekko założyłam kask, na moją małą główkę. Czułam jak lekko się rumienię.
Żeby ten cholerny kask, to zakrył…
-Trzymaj
się mnie mocno, bo inaczej możesz spadną –powiedział, Kastiel, gdy już wsiadł.
Przytaknęłam
i objęłam go w pasie, a chłopak od razu ruszył.
Co to za uczucie? Matko nie!
Było mi dobrze tuląc się do niego.
Czułam ciepło jego ciała, mięsnie pod moimi palcami. Kas musiał trenować albo
po prostu dużo ćwiczyć, bo zdawał się mieć niezły kaloryferem. Czułam się przy
nim bezpiecznie. Zwłaszcza, że przez ostatnie dni dużo z nim gadałam i poznałam
go. Wydawał się być naprawdę fajny i z czystym sumieniem mogłam go nazwać moim
przyjacielem. Gdy tylko przychodził zabierał mnie na dół i razem z nim i
kuzynami spędzałam czas. Gdy uczyłam się, leżał bez słowa na łóżku i przyglądał
mi się. Czasami też po prostu siedzieliśmy razem i oglądaliśmy filmy, lub
wychodziliśmy na spacer i dużo rozmawialiśmy. W ciągu dwóch tygodni, naprawdę
polubiłam go. Jednak nie chciałam się zakochać. Głównie ze względu na to, co
wszyscy o nim mówili. Nie bawiło mnie bycie lalką do seksu, dlatego uważałam na
niego.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie
właśnie wyżej wymieniony osobnik. Dojechaliśmy do szkołę, a Kas próbował mi to uświadomić.
-Wiem,
że chcesz się do mnie jeszcze tulić, ale to później. Jak na razie chodź na
lekcje –powiedział, śmiejąc się.
-Pierdol
się –warknęłam, schodząc z maszyny.
-Komuś
naprawdę zbliża się okres –mruknął.
Prychnęłam
i ruszyłam w stronę szkoły. Chłopak dołączył do mnie śmiejąc się.
-Luz
księżniczko –powiedział.
-Jestem
wyluzowana –odparłam, wchodząc do tego różowego gówna.
-Właśnie
widać –mruknął.
Moją
zbliżającą się wypowiedz przerwał krzyk. Oczywiście była to Rozalia, która
musiała wskoczyć mi na szyję, tak jakby w ogóle nie widziała mnie dzień
wcześniej. Białowłosa, była kolejną osobą, z którą bardzo się zaprzyjaźniłam.
Stała się dla mnie prawie jak siostra, której nigdy nie miałam.
-Roza,
widziałyśmy się wczoraj. Nie duś mnie –mruknęłam.
-Sorki
–zachichotała.
-Witaj
Cassie –powiedział Lys, całując moją rękę.
-Cześć
Lysiu.
-A
do mnie nie mówisz Kasiu –obraził się Kas.
-Oj
przepraszam Kasieńko –powiedziałam.
Ruda małpa poczerwieniała, a ja
zaśmiałam się.
-Zginiesz
marnie Price. Daje ci piec sekund. Raz….Dwa…
O kurwa!
Rzuciłam
plecak na ziemię i zaczęłam biec ile sił w nogach.
-Roza
weź mi torbę! –Krzyknęłam na odchodne.
-PIĘĆ!
Wielkie kurwa!
Pomimo
swoich obcasów biegłam dość szybko. Potrącałam po drodze ludzi, którzy coś tam
za mną krzyczeli, jednak ja skupiała się na ucieczce.
Szybko
wbiegłam po schodach i otworzyłam jakieś duże drzwi. Zamknęłam je za sobą i
oparłam się o nie łapiąc oddech.
Gdzie ja właściwie jestem?
Wstałam
i podeszłam kawałek. Byłam na dachu szkoły. Podeszłam do krawędzi i rozejrzałam
się. Z tej perspektywy było widać dużą część miasta. Wyglądało to pięknie. W
moim rodzinnym mieście chodziłam na dachy wieżowców. Z nich było widać calutkie
miasto. Zawsze, gdy się wahałam było to moją odskocznią. Mogłam się zrelaksować
i w spokoju pomyśleć. Usiadłam na zimnym betonie i podkuliłam nogi do klatki
piersiowej. Po raz kolejni przypomnieli mi się rodzice. Po długim wstrzymywaniu
emocji rozpłakałam się. Od ich śmierci udawałam, że wszystko jest okej, że nic
się nie dzieje. Nie płakałam, żeby ciocia, Ethan i Ian się nie martwili o mnie.
Nagle poczułam ciepły dotyk na
ramionach.
-Cassie,
co ci? –Usłyszałam ten kojący głos.
Bez
namysłu odwróciłam się i wtuliłam w tors chłopaka.
-Cassie
uspokój się. Proszę nie płacz. Co ci się stało?
Spojrzałam
w szare oczy mojego pocieszyciela. Ruda małpa miała je szeroko otwarte. Był
zdziwiony. No tak, niecodziennie widzi się mnie płaczącą i z rozmazanym
makijażem. Kastiel szybko wytarł mi łzy i przytulił do siebie. Cały czas
gładził moje włosy i szeptał, próbując mnie uspokoić. Gdy w końcu jakoś mi się
to udało, usiadłam na jego kolanach i przytuliłam się jak małe dziecko, które
strasznie się czegoś boi. I w sumie tak było w tamtej chwili. Bałam się,
zwyczajnie się bałam.
-Ja…To…
-zaczęłam.
-Spokojnie.
Od początku. Dlaczego płaczesz? –Zapytał spokojnie.
-Moi
rodzice… Zmarli zanim się tu przeprowadziłam. To przez to tu jestem. Ciocia
wzięła mnie do siebie. Zmarli jadąc tu po mnie. Byłam u chłopaków, a oni
zginęli w wypadku. Od tego czasu… Starałam się być silna… Nie chciałam ich
martwić. Ale ostatnio… Oni ciągle mi się śnią. Cały czas o nich myślę i… Ja już
tak nie potrafię. Ja… tak strasznie chcę do nich wrócić! Chcę żeby oni wrócili!
Żeby znowu byli ze mną! Żeby mnie pilnowali, nie pozwalali wychodzić późno z
domu… Żeby poganiali mnie do nauki. Chcę znowu chodzić z mamą na zakupy. Chce
znowu móc z nimi porozmawiać, przytulić. Ja chcę żeby tu byli! Tak strasznie mi
ich brakuje…
Rozryczałam
się kompletnie. Nie mogłam już wytrzymać, miałam dosyć. Kastiel przytulił mnie
mocniej. Po chwili odsunął od siebie i uniósł mój podbródek.
-Czasami
trzeba się wypłakać. Nie można dusić w sobie emocji Cas. Jesteś naprawdę silną
dziewczyną. Na pewno są z ciebie dumni i pilnują cię, gdziekolwiek teraz są.
Spojrzałam
zaskoczona na chłopaka. Jednak po chwili uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego.
-Dziękuję
Kastiel, za to, że jesteś –wyszeptałam.
-Dobra
dość tych uczuć, na dziś koniec szkoły. Jedziemy do domu, ale najpierw idź do łazienki.
-No
tak, na pewno wyglądam jak potwór z bagien –zaśmiałam się, przecierając oczy.
-Nawet
gorzej.
Po
raz kolejny tego dnia uderzyłam chłopaka w ramię.
Dobrze, że cię poznałam. Nie żałuję…
Kastiel
Pojechałem z Cass do mojego domu.
Nie chciałem, żeby dziewczyna w takim stanie siedziała w szkole. Ethan i Ian
powiedzieli, żebyśmy uważali na czarnowłosą, mówili, że przez dużo przeszła.
Jednak nie zdradzali szczegółów. Myślałem, że to coś innego. Widać było, że po
stracie rodziców chciała udawać silną, że nic jej nie jest. Ale każdy nie da
tak rady na dłuższą metę, no i w końcu emocje w niej wezbrały.
Otworzyłem drzwi, a Demon jak zwykle
przybiegł. Jednak nie na mnie skoczył, jako pierwszego, tylko na moją
towarzyszkę. Pokręciłem głową i zacząłem się rozbierać.
-Nie
wiem, co ty w niej widzisz –mruknąłem do owczarka.
Oj doskonale wiem…
Czarnowłosa
prychnęła i zaczęła głaskać psisko.
-On
ma dobry gust –odpyskowała.
-Tsa…
Podobają mu się te z rozmazanym makijażem –zaśmiałem się.
Dziewczyna
wystawiła mi język i po tym jak się rozebrała poszła do łazienki.
-Chcesz
pizzę?! –Krzyknąłem.
-TAK!
-Wiecznie
głodna…
Zamówiłem
pizzę i zrobiłem nam herbaty. Z parującymi kubkami poszedłem do salonu, gdzie
siedziała Cassie, razem z Demonem. Czarnulka siedziała na dywanie, opierając się
plecami o kanapę, natomiast owczarek leżał obok niej, mając głowę na jej
kolanach. Podałem przyjaciółce kubek i usiadłem na kanapie, włączając telewizor.
Cass cały czas zdawała się być
nieobecna. Nie odzywała się, a jej ręka machinalnie głaskała sierść Demona.
Doskonale wiedziałem, że nie oglądała telewizji, tylko patrzyła się tępym
wzrokiem w ekran. W końcu odstawiłem swój kubek i zacząłem głaskać jej włosy.
Cassie po chwili zaczęła mruczeć i odchyliła głowę. Uśmiechnąłem się pod nosem
i nie zaprzestałem pieszczot. Dziewczyna odstawiła naczynie na ławę i zaraz
wcisnęła się pomiędzy moje nogi.
-Podoba
się? –Zapytałem.
-Yhym
–mruknęła w odpowiedzi.
Powoli
i delikatnie ze swoimi palcami przeszedłem na jej szyję, delikatnie ją muskając.
W międzyczasie lekko dmuchałem w jej ucho i podgryzałem je. Cassandra odchyliła
szyję, a ja złożyłem na niej delikatny pocałunek, później kolejny i kolejny.
-Jeśli
dalej będziesz mi tak pozwalać na różne rzeczy, to nie skończy się to dobrze –szepnąłem
do jej ucha.
-Niech
się kończy jak chce –odpowiedziała odwracając się do mnie przodem.
Spojrzałem
na nią szeroko otwierając oczy.
Czy ona wie, co mówi?
W
jej wyrazie twarzy starałem się dostrzec jakieś wahanie, jednak nie znalazłem
nic takiego.
-Nie
wiesz, co mówisz, nie chcesz żeby to się tak kończyło –odparłem.
Jestem świnią, ale nie będę
wykorzystywać dziewczyny, która tyle przechodzi.
-Chcę
–odpowiedziała, pełna powagi.
Ująłem
podbródek dziewczyny w dłoń, jej oczy nie wyrażały strachu, nic ani kropli.
-Słuchaj
mnie teraz Cass. Nie jestem chłopakiem dla ciebie. Nie bawię się w związki, nie
chcę ich rozumiesz? Byłabyś dla mnie tylko zabawką, a ja nie chcę żeby nasza przyjaźń
się zniszczyła –powiedziałem twardo.
-Kto
powiedział, że chcę związku? Zróbmy układ. Będziemy wyłącznie przyjaciółmi do
seksu, zero zobowiązań.
Teraz to dojebałaś maleńka…
Patrzyłem zszokowany na dziewczynę.
Nie mogłem uwierzyć w jej słowa, tak jakby nie ona je wypowiadała.
Nareszcie masz to, co chciałeś… Będziesz
miał ja tylko dla siebie… Nie zmarnuj tego!
Gryząc
się z własnymi myślami nie wiedziałem, co powiedzieć.
-Pieprzyć
to –mruknąłem.
Przyciągnąłem
czarnowłosą do siebie i pocałowałem. Nasze usta od razu znalazły wspólny rytm. Pocałunek
był namiętny i zażarty. Jedną rękę wplątałem we włosy dziewczyny, a drugą położyłem
na jej talii i przyciągnąłem ją mocno do siebie. Gdy w końcu oderwaliśmy się od
siebie, nasze oddechy były przyspieszone, a oczy Cassie patrzyły na mnie z
pożądaniem.
-Wchodzę
w układ –powiedziałem. –Jednak jest jeden warunek. Żadne z nas nie pieprzy się
z nikim innym. Jesteś tylko moja.
-To
się tyczy też ciebie ruda małpo.
-Doskonale
wiem, spokojnie. Nikt nie może o nas wiedzieć.
-A,
co im do tego? Przestań gadać, tylko pieprz.
Cass
pocałowała mnie, a ja kompletnie odpłynąłem. Wiedziałem, że robię źle, jednak
ta dziewczyna przyciągała mnie jak nikt inny. Mają jej ciało na wyłączność,
mogłem odstawić inne panienki na bok.
~~~~~~
No to się rozpisałam xD Mam nadzieję, że rozdział się podoba :*