czwartek, 2 lipca 2015

Księżniczka Luna 21

Rozdział 21

Kastiel

Karetka była na miejscu po piętnastu minutach. W szpitalu zabrali ją na badania, a następnie położyli na sali. Jednak lekarze nie chcieli udzielić mi żadnych informacji, ponieważ nie jestem nikim z rodziny.
Gdzie jest Daniel?!
Szybko wybrałem numer brata ukochanej.
-Kas co z nią?! -Usłyszałem zmartwiony głos chłopaka.
-Nie chcą mi nic powiedzieć bo nie jestem nikim z rodziny. Przyjeżdżaj jak najszybciej -odparłem.
-Dobra czekaj na mnie będę za dziesięć minut.
Usiadłem na krześle przed salą. Łokcie położyłem na kolanach, a ręce wplątałem we włosy.
Kurwa!
W tamtej chwili nic nie mogło wyrazić moich uczuć jak stare, dobre "kurwa". Zamknąłem oczy i próbowałem się uspokoić.
Co ta chora wariatka od niej chciała?! Zawsze wiedziałem, że Rose przyciąga kłopoty.
-Pan Kastiel Smith? -Zapytał jakiś poważny głos.
Poniosłem głowę i ujrzałem policjanta.
-Ta -odpowiedziałem sucho.
-Musi pan z nami pojechać na komendę i złożyć zeznania w sprawie napaści na Rose Angel -wyrecytował glina.
-Nigdzie nie jadę. Czekam na jej brata -odparłem hardo.
Akurat w tej chwili na oddział wszedł Daniel.
-Musi pan z nami jechać, ponieważ potrzebujemy wyjaśnień -naciskał dalej mundurowy.
-Nigdzie nie jadę i koniec!
-Dzień dobry. Kastiel co się dzieje? -Zapytał Daniel.
-Chce mnie zabrać na komisariat żebym złożył zeznania -wyjaśniłem.
-No to jedź!
-Nie zostawię jej!
-Kastiel jestem tu ja. Będę przy niej. Złożysz zeznania i przyjedziesz. Wiesz, że pomożesz jej jeśli to zrobisz -uspokoił mnie Daniel.
-No dobra. Bądź przy niej stary -odparłem wstając z krzesła.
Daniel uśmiechnął się i poszedł w stronę lekarza, a ja z policjantem.

Lysander

Po lekcjach szybko poszedłem do domu. Nie chciałem natknąć się na Rozalię, która zaczęła by mnie męczyć zakupami. Zmęczony opadłem na sofę i odchyliłem głowę do tyłu. Leo nie wrócił jeszcze do domu, dlatego było cicho. Zresztą nawet jak jest to mam ciszę. No chyba, że przyjdzie Rozalia. Cały dom się trzęsie. Zazwyczaj wtedy wychodzę. Ale wracając do mojej ciszy...Nie trwała ona długo, ponieważ rozbrzmiał głos dzwonka do drzwi. Jęknąłem przeciągle i podszedłem do wrót. Ledwo je otworzyłem, a do środka wparowała białowłosa.
-Witaj Rozalio -powiedziałem.
-Rose leży w szpitalu! Musimy do niej jechać! -Wybuchła.
-Słucham? Jak Rose leży w szpitalu? -Zapytałem spokojnie.
-Normalnie! Emily wstrzyknęła jej jakieś świństwo i straciła przytomność! Nie wiem co dokładnie jest. Kasa zabrali na przesłuchania, ale on też nie wie co jej jest bo nie chcieli mu powiedzieć. w szpitalu jest Daniel on nam wszystko powie.
Dziewczyna mówiła tak szybko, że ledwo ją rozumiałem. Jednak mimo tego zabrałem klucze i szybko razem z nią wsiadłem do auta.
Żyj proszę...

Rose

Czułam pustkę. Uczucie, że wszystko jest skończone. Że nie ma nic...
Więc tak wygląda śmierć?! Żadnych tuneli bez końca? Żadnego białego światełka? Aniołki po mnie nie przylecą? Bóg nie przyjdzie mnie wyspowiadać? Nic? Cholerna ciemność przez chuj wie ile czasu. Nie zdążyłam się pożegnać. Co ja gadam! Nie zdążyłam nawet zasmakować życia! Zostawiam wszystkich...tak nagle...A chciałam być z Kasem...Do końca...Na zawsze...A teraz? Teraz to mogę sobie pomarzyć. Przepraszam Kastiel...Nie chciałam. Naprawdę wszystkich przepraszam...

Kastiel

Rose leżała nieruchomo. W jej ciele było pełno rurek z płynami. na monitorze obok wyświetlały się liczby, których nie rozumiałem.
-Teraz wiem jak się czułaś mała -wyszeptałem.
Cały czas trzymałem jej rękę. Nie czułem już jej ciepła. Była chłodna. Nie umarła, żyła, ale zapadła w śpiączkę.
Czemu to wszystko się pieprzy?! Czemu nie możemy być szczęśliwi?!
Patrzyłem na jej spokojną twarz. Nagle po jej policzku spłynęła łza.
-Nie płacz kochanie -wyszeptałem łamiącym się głosem. -Będzie dobrze. Musi być dobrze!
Drzwi do sali otworzyły się. Odwróciłem się w ich stronę i ujrzałem Lysandra razem z Rozalią.
-Co jej jest? -Zapytała Roza.
-Chodź na korytarz. Nie chcę żeby słyszała -powiedziałem.
Dziewczyna popatrzyła się na mnie jak na idiotę, ale jednak przystała na moją propozycję.
-Zapadła w śpiączkę. Ta idiotka wstrzyknęła jej za dużą ilość płynu. Lekarze nie wiedzą co to dokładnie było, ale najwidoczniej po tym miała zasnąć. Ta idiotka dała tego za dużo! A teraz ona tam leży i umiera.
Rozalia zatkała usta dłońmi, a Lysander wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
-Jak to...umiera? -Zapytał poeta po chwili.
-Normalnie. Daniel mówi, że Rose bierze na coś leki, a to co wstrzyknęła jej Emily razem z tymi lekami może doprowadzić nawet do śmierci -wyszeptałem.
Z oczu Rozy pociekły łzy, ja sam byłem bliski płaczu tak samo jak Lysander.
-Nie ma na to sposobu? -Zapytał białowłosy.
-Najmniejszego. Lekarze mówią, że musimy czekać.
Dziewczyna wtuliła się w Lysa, a ja usiadłem na krześle.
-Gdybym był szybszy...Gdybym jej pilnował. Nie było by tego! To wszystko moja wina! Jestem takim idiotą, że nie umiem nawet jej zapewnić bezpieczeństwa!
Dałem ujść złości. Byłem beznadziejny, słaby...
-To nie twoja wina Kastiel! Nikt nie mógł wiedzieć co tej idiotce przyjdzie do głowy -powiedział Lysander klękając naprzeciw mnie.
-To moja wina! Mogłem jej pilnować! To wszystko moja wina! Jedyna osoba na której mi zależy, leży tam i umiera! Jestem największym idiotą na całym świecie!
Łzy zaczęły mi płynąć po policzkach, a ja kompletnie je ignorowałem.
-Kastiel uspokój się! Ona ciebie kocha, a ty ją! Rose będzie żyła! Nie umrze! Jest silna, twarda i nigdy się nie podda -powiedział twardo Lysander.
-Mogłem dać jej spokój! Mogłem pozwolić być jej z tobą! Przy tobie nie miałaby takich problemów.
-Kastiel kurwa ogarnij się! -Krzyknął Lysander.
Podniosłem głowę zdziwiony. Łzy przestały płynąc, nawet chlipanie Rozy ucichło.
-Lys...Ty nigdy nie klniesz -wyszeptałem.
-Bo mnie wkurwiłeś! Ze mną byłoby tak samo. Przecież Emily nie chodziło o to, że ona chodzi z tobą. Gadałem z Alexym. Emily jest homoseksualistką...zakochała się w Rose, a ona kocha ciebie i nie będzie z nią. Na pewno o to jej chodziło. Dlatego teraz ogarnij się. Ona ciebie teraz potrzebuje. Ludzie w śpiączce wszystko słyszą. Więc proponuję aby każdy teraz do niej poszedł -wyszeptał chłopak.
-Dzięki stary i przepraszam za wszystko -powiedziałem.
-Nic się nie stało. Nie zapanujesz nad sercem -powiedział poeta.
Uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Idź pierwszy -powiedziałem do chłopaka.
-Dzięki Kas.
-Siadaj Rozalio nic jej nie będzie -powiedziałem do białowłosej.

Lysander

Dziewczyna leżała z mnóstwem rurek w ciele.
-I w coś ty się wpakowała? -Zapytałem siadając obok łóżka.- Chciałem ci coś powiedzieć. Wiem, że mnie słyszysz. Jesteś silna, dasz sobie radę. Jak stąd wyjdziesz to pojedziemy całą paczką nad morze co? Będzie zabawnie. Wiesz...Kastiel będzie się cały czas ślinił na twój widok. A gdy podejdzie do ciebie jakikolwiek chłopak to zaraz zacznie się drzeć.
Zaśmiałem się lekko na ta myśl. Usta dziewczyny jakby ułożyły się w uśmiechu. Ale równie dobrze mogła to być moja wyobraźnia.
-Ale nie to chciałem ci powiedzieć. Pogodziłem się z Kasem, w sumie to nawet nie byliśmy skłóceni tak nad tym myśląc. Jednak to nie znaczy, że przestałem cię kochać. Moje uczucia do ciebie się nie zmieniły Kurczę...Czuję się jakbym pisał list. A tak wracając to wiem, że jestem tchórzem bo nie umiem ci tego powiedzieć w twarz. Wiem, że Kastiel cię kocha. to widać. Nigdy tak nie patrzył na żadną dziewczynę. Co ja mówię nigdy nie płakał z powodu żadnej dziewczyny! A teraz? Przed chwilą płakał jak dziecko. On się o ciebie martwi. Ja sam byłem bliski płaczu. Ale wiem, że jesteś silna i dasz radę. Pójdę już. Na pewno chcę z tobą pogadać.
Wstałem i nim zdążyłem się odwrócić na myśl przyszła mi jedna rzecz.
-Wybacz za to co zrobię, ale nie mogę się powstrzymać -wyszeptałem.
Schyliłem się nad dziewczyną i pocałowałem jej różane usta.
-Do zobaczenia. A zapomniałbym. Dzięki za zajęcie się mną gdy byłem pijany. Pa mała -powiedziałem wychodząc.

Rose

Słowa Lysandra zrobiły na mnie duże wrażenie.
Lysander...tak bardzo chciałabym ci podziękować i przeprosić za wszystko...
Poczułam ukłucie w sercu. Nie było to przyjemne uczucie. Było to znowu ukłucie żalu i pustki. Nie chciałam tak siedzieć. Słyszałam wszystko co działo się dookoła. Dokładnie słyszałam jak Kastiel płakał. Gdybym była ostrożniejsza byłoby inaczej. Wszystko przez moja głupotę.

Kastiel

Nareszcie nadeszła moja kolej. Lysander odwiózł Białowłosą do domu, a ja usiadłem obok ukochanej.
-I jak mała? Nie powiesz mi co gadali prawda? -Zapytałem uśmiechając się.- Kocham cię. Dlatego proszę zostań przy mnie. Bez ciebie to nie będzie to samo. Kocie...
Zbliżyłem się do dziewczyny i pocałowałem ją. Jej usta nie były ciepłe jak zawsze, tylko zimne niczym woda. Tym razem dziewczyna nie odwzajemniła pocałunku. Lekko odsunąłem się od dziewczyny, a po moim policzku ściekła łza.
-Brakuje mi ciebie -wyszeptałem.
Nagle maszyna zaczęła szybciej pikać i ucichła. Wystraszony szybko wybiegłem i zawołałem lekarza, który przybiegł z personelem. Pielęgniarki i staruszek zabrali gdzieś dziewczynę, a ja szybko zadzwoniłem do Daniela, a później Lysandra.
Żyj...Błagam żyj!

Rose

Doskonale czułam usta Kastiela na swoich. Chciałam być przy nim. Jednak coś się nie udało. Urządzenie przestało pikać, a Kastiel zaczął coś krzyczeć, a później zrobił się harmider.
Umieram...?

Kastiel

Siedziałem przed salą operacyjną i czekałem na resztę.
-Wszystko spierdoliłem! -Powiedziałem i uderzyłem z całej siły w ścianę.
-Kastiel co się stało?! -Zapytali Lysander i Daniel równocześnie.
-Te chujowe urządzenia...Te pierdolone urządzenia przestały pikać -powiedziałem upadając na kolana.-Ona...ona tam umiera!
Lysander i daniel popatrzyli na mnie wystraszeni. Po chwili Daniel usiadł na krześle i spuścił głowę. Lysander pomógł mi wstać.
-Na pewno ją uratują -powiedział poeta.
Siedzieliśmy strasznie długo. W końcu jednak wyszedł lekarz. Jednak jego mina nie wróżyła niczego dobrego.
-To pan jest jej bratem prawda? -Zapytał lekarz Daniela.
-Tak...-Wyszeptał chłopak stając.
-Niestety...Ale nie udało się jej uratować. Pańska siostra zmarła.
Ze strachu otworzyłem oczy szerzej.
-Jak to zmarła?! -Wybuchłem.
-Niestety.
-Nie, nie...-usłyszałem szept Lysandra.
Wybiegłem ze szpitala nie zwracając uwagi na nic. Łzy płynęły po moich policzkach. Na dworze padał deszcz, a ja biegłem przed siebie. Gdy dotarłem do domu wsiadłem na motor i pojechałem do domku w lesie. tam, gdzie pierwszy raz zrozumiałem, że kocham Rose. Usiadłem na trawie i wydarłem się na całe gardło:
-Rose!
Później zacząłem płakać jak małe dziecko.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieje, że rozdział się spodoba, ponieważ bardzo się starałam i nawet sama się popłakałam :(

2 komentarze:

  1. :( Płacze , płacze i płacze :(
    Czy to oznacza koniec opowiadania Księżniczka Luna ? :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj nie płacz :) To jeszcze nie koniec ;)

    OdpowiedzUsuń