czwartek, 16 lipca 2015

Zła wieści

I znowu was zawodzę i mam złe wieści. Na laptopie miałam kilka rozdziałów drugiego tomu... Dobrze powiedziane : "MIAŁAM". Mój kochany brat zdenerwował się na mnie i usunął wszystkie rozdziały -,- Dzięki niemu muszę napisać je od nowa... :( Dlatego na razie będę dodawać rozdziały "Kas x Alice" I one-shoty (Robie jeden z Arminem, a drugi z Natem :* ) Bardzo was przepraszam i obiecuję, że brat pożałuję. Więc śledźcie bloga bo podejrzewam, że drugi "tom" Będzie koniec sierpnia, początek września :(

poniedziałek, 6 lipca 2015

Księżniczka Luna

Epilog


Nadszedł dzień mojego wyjazdu. Chwyciłam ostatnią walizkę i wystawiłam ją za drzwi domu. Spojrzałam na przyjaciół. Byli ci którzy się dla mnie liczyli. Na moim podwórku stał Daniel, Lysander, Leo, Rozalia, Denis i oczywiście Kastiel. Gdy pożegnałam się ze wszystkimi podeszłam do buntownika. Nie wyglądał na zadowolonego, ale próbował to ukryć pod sztucznym uśmiechem. 
-To co? Do zobaczenia za rok? -Zapytał chłopak.
-Najwidoczniej tak -odparłam ze łzami w oczach.
-Nie płacz bo się rozmażesz -powiedział chłopak.
-Nie chcę cię zostawiać -wyszeptałam.
-Uwierz mi ja też tego nie chcę, ale tak będzie najlepiej. Będę czekać na ciebie. Będziemy dużo rozmawiać.
-Kocham cię Kas -wyszeptałam i wtuliłam się w chłopaka.
-Ja też ciebie kocham kocie -odparł chłopak ściskając mnie mocniej.
Odchyliłam się trochę i pocałowałam chłopaka. Był to nasz ostatni pocałunek. Przez cały rok miałem nie czuć ciepła jego ust. Dopiero co go odzyskałam, a znowu tracę.
-Do zobaczenia za rok -wyszeptał chłopak i podgryzł moje ucho.
-Do zobaczenia za rok -odparłam.
Chwyciłam walizkę i włożyłam ją do wozu. Kou, wysoki blondyn o niebieskich oczach, uśmiechnął się.
-Witaj Neko-chan -przywitał mnie w swoim ojczystym języku.
-Witaj, miło mi z tobą pracować -odparłam skłaniając się nisko.
-Mów mi Kou i tyle.
-Dobrze, jestem Rose.
Wsiadłam do wozu i ostatni raz pomachałam najbliższym.
-Żegnajcie -wyszeptałam.
Po chwili otrzymałam Sms-a
Tęsknię Kastiel :*
Uśmiechnęłam się blado.
-Zobaczysz trasa będzie świetna! Na miejscu poznasz moich braci -powiedział chłopak z uśmiechem.
Odwzajemniłam uśmiech.
Kou ma dużo pozytywnej energii. Ale nie zapełni uczucia pustki... Zostawiam wszystko na cały rok...Ale nie poddam cię i osiągnę swój cel! Czekajcie na mnie!

~~~~~~~~~~~~~
Tak oto dobiega koniec pierwszego tomu ;)
Chcę wam wszystkim serdecznie podziękować :* Gdyby nie wy to nie miałabym motywacji i rzuciłabym to po kilku rozdziałach jak resztę blogów xD Naprawdę jestem wam wdzięczna za komentarze, czytanie tego i ogółem za to, że jesteście :* 
Em...A teraz o drugim tomie... Nie wiem czy chcecie abym zrobiła tak, że w drugim tomie będzie dalsza część, czyli jak Rose wraca do miasta i co tam zastaje.... Czy może chcecie opowieści z trasy Rose...Ale jeśli mam być szczera mi osobiście podoba się pierwsza wersja, a druga może być jako oddzielna opowieść... Proszę pomóżcie mi w wyborze ;) 
Tak więc ustanawiam urlop :) Dokładne informacje co do drugiego tomu podam niedługo :) Do zobaczenia wkrótce <3
                              Wasza Sara/Kamila :*

niedziela, 5 lipca 2015

Księżniczka Luna 23

Rozdział 23

Kastiel

Zabrałem psy tak jak chciała Rose i wyszedłem z nimi.
Rose nadal nie chce mówić o tym co się wydarzyło, ani o tym jak się "odrodziła".
Zawołałem psy z powrotem i wróciłem z nimi. Daniel chodził po domu i czegoś szukał.
-Co zgubiłeś? -Zapytałem.
-Nie mogę znaleźć kluczy od samochodu -powiedział.
-Są w twoich drugich spodniach -odparłem. -Gdzie idziesz?
Mężczyzna był w garniturze, a to oznaczało, że miał ważne spotkanie.
-Jakiś gościu chcę żebyście zagrali.
-Ale Rose da radę?
-Jeszcze się pytasz. Na pewno da. Dobra lecę pa!
Chłopak szybko wyszedł z domu, a ja poszedłem do Rose. Dziewczyna leżała na łóżku. Uśmiechnąłem się pod nosem i położyłem się obok niej przytulając ja do siebie.
-Już wróciłeś? -Zapytała odwracając się do mnie przodem.
-Przed chwilą. Słyszałem, że jakiś gościu chce żebyśmy dla niego grali.
-A to jakiś właściciel klubu. Wiesz...Daniel chce żebym znowu wróciła na rynek...
-Ale jakoś nie widać żebyś była zadowolona -odparłem.
-Kiedyś śpiewałam, ponieważ to kochałam. Teraz ciągle te występy. Lubię to, ale nie daje już mi to takiej radości. Czuję się ptak w klatce, który śpiewa gdy mu każą.
-Przecież możesz śpiewać kiedy chcesz.
-Wiem, ale nie o to chodzi...
Przytuliłem dziewczynę mocniej i pocałowałem w czoło.
-Dasz radę -wyszeptałem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i powiedziała:
-Jak się cieszę, że cię mam.
Po chwili na łóżko wskoczyły psy, a my zasnęliśmy.

Daniel

Wróciłem do domu w bardzo złym humorze. Trzasnąłem drzwiami i opadłem na kanapę.
Kurwa! I co ja mam zrobić?! Między młotem, a kowadłem! Może zadzwonię do Sebastiana...
Szybko wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do przyjaciela.
-Hej Seba.
-Siema stary, stało się coś? -Zapytał zmartwiony chłopak.
-Słuchaj jest szansa żeby Luna powróciła do śpiewania, ale nie wiem co mam robić.
-No to mów.
-Otóż...

Rose

Obudziłam się pod wieczór. Kastiel już nie spał, a psy nadal leżały na łóżku. Wstałam z miękkiej pościeli i zeszłam do kuchni. Tam siedział Lysander z Kastielem i Danielem.
-Hej Lys -przywitałam chłopaka.
-Hej Rose. Jak się czujesz? -Zapytał chłopak.
-Bardzo dobrze. Dziękuję -odparłam i dodałam do brata: -Mógłbyś z nich nie robić alkoholików?
-Sami chcieli -odparł nalewając wódki.
Pokręciłam głową i nasypałam psom jeść.
-Właściwie o czym rozmawiacie? -Zapytałam patrząc na tęgą minę Kastiela.
Chłopcy spoważnieli, a brat kazał mi usiąść.
-Rose....Jest pewna propozycja -zaczął Daniel.- Pamiętasz jak wyjechaliśmy do Japonii gdy się rozwijałaś?
-No pamiętam. Miałam chyba mniej niż dziesięć lat -odpowiedziałam.
-Poznałaś tam chłopaka o imieniu Kou. Wtedy zaczynał swoją karierę. Teraz jest tam gwiazdą.
-To świetnie wiedziałam, że ma talent!
-Tak...Dzwonił jego manager. Kou chciałby abyś wyruszyła z nim w roczną trasę -powiedział Daniel spuszczając głowę.
Przez chwilę nie mogły do mnie dotrzeć jego słowa, jednak po chwili powiedziałam:
-To doskonale! Zrobimy wielką karierę! Wszyscy będą rozpoznawać chłopców i..
-Nie rozumiesz mnie Rose. On chce wyruszyć w trasę tylko z tobą. Ma swoją własną kapelę. Grają w niej jego bracia. Albo ty albo nikt -odparł brat,
Smutek zalał moją twarz. Spuściłam głowę na dół i powiedziałam hardo:
-Skoro tak to nie jadę.
-Rose to niepowtarzalna szansa, żeby Luna znowu stanęła na samym szczycie! -Powiedział Lysander.
-Nigdzie nie jadę bez was! Nie ma mowy!
-Nie pierdol! -Krzyknął zły Kastiel uderzając o stół.- To jest kariera jaką każdy chciałby mieć! W każdym państwie do jakiego pojedziecie będziecie gwiazdami!  Musisz tam pojechać!
-Ale Kastiel... Nie zostawię was...
-Nami się nie przejmuj. Zostaniemy tu i będzie jak dawniej. Pojedź z nim.
Do oczu napłynęły mi łzy. Nie wyobrażałam sobie zostawienia Kastiela i całej kapeli.
-Kiedy on chce jechać? -Zapytałam próbując opanować głos.
-Za tydzień -odparł Daniel.
-Kurwa!
Nie wiedziałam co mam zrobić. Szybko wybiegłam z domu nie przejmując się niczym. Biegłam przed siebie myśląc o trasie.
Dopiero co prawie straciłam życie...Nie chcę ich zostawiać. Nie teraz! Ale będę mogła znowu wrócić na scenę...Wtedy wrócę i razem będziemy grać dalej. Kastiel... Zostawić wszystko...Po raz kolejny...
Stanęłam na chwilę. Rozejrzałam się dookoła. dobiegłam do budynku liceum. Zaśmiałam się pod nosem i usiadłam na ławce stojącej na dziedzińcu.
Tutaj zazwyczaj siedzi Kas...

Kastiel

Gdy dziewczyna wybiegła z domu uderzyłem po raz kolejny w stół.
-To jej decyzja nie denerwuj się Kas -uspokajał mnie Lysander.
-Kurwa ona wyjedzie! Co mam zrobić?! -Krzyknąłem.
-Czekać...
-Nie umiem...Nie chcę żeby mnie zostawiała -powiedziałem.
-Kastiel będzie dobrze. Ona wróci -powiedział Daniel.
-A co jeśli tam kogoś znajdzie?
-Kurwa jego mać! Kastiel ogarnij się w końcu! Wóda źle działa ci na mózg! -Krzyknął Lysander.- Czy ty nie widzisz idioto jak ona na ciebie patrzy?! Jak o tobie mówi?! Przecież ona ciebie kocha! Nie pamiętasz jak kilka dniu temu walczą o życie wypowiedziała twoje imię?! Kurwa! Mogła powiedzieć choćby imię daniela albo kogokolwiek innego! Ale wypowiedziała twoje! Czy ty wreszcie otworzysz oczy i przestaniesz pierdolić takie idiotyzmy?!
Nigdy nie słyszałem aby Lysander tak bardzo się zdenerwował. Z Danielem patrzyliśmy na niego z szeroko otwartymi oczyma.
-Masz rację. Idę po nią -powiedziałem wstając.
Nim zdążyłem zrobić krok drzwi do domu trzasnęły i po chwili w kuchni pojawiła się Rose.
-Zrobię to. Pojadę z Kou w trasę. A kiedy wrócę wzbiję nas na wyżyny! -Oświadczyła.
Uśmiechnąłem się szeroko i przytuliłem dziewczynę.
-Tak się cieszę -wyszeptałem.
Dziewczyna odsunęła się i popatrzyła na mnie groźnie.
-Ale pamiętaj. Kiedy wrócę i będziesz miał inną to popamiętasz to mocno -powiedziała z wyrzutem. -Tą kurwę wyciągnę za włosy i zajebie, a tobie wpierdolę kulę w głowę!
Spojrzałem na nią wystraszony.
-Kocica pokazuje pazurki -powiedziałem po chwili.
Dziewczyna uśmiechnęła się swoim najładniejszym uśmiechem i przytuliła się do mnie.
-Ah...Rzygam tęczą -powiedział Daniel udając wymioty.
-Chyba wódą -odparłem.
-To też -dodał mężczyzna.
-To będziesz to sprzątał. Idiota alkoholik -powiedziała Rose.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. A później jakiś czas jeszcze siedzieliśmy rozmawiając o wszystkim i niczym. Wyjazd Rose smucił mnie, ale wiedziałem, że jest to dla niej wielka szansa...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Moi drodzy zbliżamy się do końca :( Jutro dodam epilog.
Otóż już wszystko tłumaczę. Postanowiłam zakończyć ten "tom", ale nie martwcie się będzie drugi "tom. Tak dobrze czytacie dalsza część przygód naszym bohaterów :) No, ale nic za darmo xD Otóż w tym miejscu robię sobie urlop. Do końca lipca nie pojawi się nowy rozdział, ponieważ muszę trochę odetchnąć i się wyszaleć :D Jednak w sierpniu ruszamy z pełną parą z drugim tomem "Księżniczki Luny" będzie on nosił nazwę "Wariactw autorki ciąg dalszy :D". Nie no żartuję :p Jeszcze nie wiem jak go nazwę, ale jakoś muszę ;) W takim razie zapraszam jutro na Epilog i pożegnanie :*

piątek, 3 lipca 2015

Księżniczka Luna 22

Rozdział 22

Rose

Nagle coś się zmieniło. Widziałam lekarzy, którzy stoją nad stołem.
Gdzie ja jestem?
Spojrzałam przez ramię pielęgniarki. Na stole operacyjnym leżałam...ja. Wiem, że wydaję się to irracjonalne, ale na tym stole byłam ja. Lekarze reanimowali mnie. Jednak serce nadal nie było.
U-umarłam...? Kastiel...ja chcę do Kastiela!
Lekarz ściągnął rękawiczki i wyszedł z sali, a ja za nim. Ujrzałam Lysandra, Daniela i Kastiela. ten ostatni słysząc o mojej śmierci zaczął biec, a ja za nim. Chłopak dobiegł do swojego domu, a tam wsiadł na motor i gdzieś pojechał. Jednak nie było mi dane zobaczyć gdzie zmierzył, ponieważ przeniosłam się w tą samą pustkę i czerń.
Kastiel! Kastiel! Ja chcę do Kastiela! Ja muszę wstać! Muszę! Muszę!!!
Z całej siły chciałam poruszyć ciałem.
Nie rób nic głupiego idioto! Ja zaraz wstanę!

Kastiel

Moją rozpacz przerwał dźwięk telefonu. Leniwie spojrzałem na wyświetlacz : Lysander.
-Stary...Ona...ona...Przyjeżdżaj! Ona żyje! -Powiedział załamanym głosem.
-Jak to? -Zapytałem zdziwiony.
-Normalnie. Serce nagle zaczęło bić. Jest nieprzytomna. Ale gdy serce zaczęło bić to wyszeptała " Kastiel nie zostawiaj mnie". Chodź tu!
Szybko rozłączyłem się, a następnie z nadzieją podszedłem do motoru i wsiadłem na niego.
Już jadę...Nie zostawię cię kochana.

Lysander

To wszystko stało się za szybko. Lekarz odszedł, a my z Danielem zaczęliśmy płakać. Po około pół godzinie z sali wybiegła pielęgniarka krzycząc, że serce zaczęło bić. Z Danielem wbiegliśmy na salę. Rzeczywiście automaty piszczały, a dziewczyna pociła się i oddychała szybko.
-Kastiel...nie...zostawiaj...mnie -wydyszała.
Po chwili na salę wbiegł lekarz i kazał nam natychmiast wyjść.

Rose

Każdy najmniejszy mięsień bolał mnie. Otworzenie ust były wielkim wysiłkiem, a co dopiero poruszenie się. Czułam, że moja walka trwa wieki. Jednak moja determinacja przerastała ból i strach. Adrenalina zapanowała nad ciałem i w końcu usiadłam na łóżku szpitalnym ciężko oddychając. Byłam spocona, oddychała niemiarowo i szybko. Ktoś coś mówił, ktoś inny coś wołał. Ale nie za bardzo docierał do mnie sens słów. Otrzeźwiałam dopiero gdy lekarz stanął obok mnie i zaczął mnie wołać.
-Jak się panienka czuję? -Zapytał.
-Trochę słabo. Bolą mnie mięśnie -powiedziałam.
-To zrozumiałe.
-Czy mogę dostać wyjaśnienia? -Zapytałam kładąc się na miękką białą poduszkę.
-Już mówię. Otóż koleżanka wstrzyknęła pani lek, który nie za dobrze współgra z pani normalnymi lekami. W wyniku zmieszania tych dwóch substancji zapadła panienka w śpiączkę. A później... Pani umarła. Serce przestało bić. Po długiej reanimacji nic nie dało się zrobić. Ale czterdzieści minut po stwierdzeniu zgonu panienki, serce zaczęło bić. Stało się to wczoraj. Spała pani około dwudziestu godzin.
Złapałam się za głowę.
Udało mi się...
-Czy...czy pan wie gdzie jest Kastiel? -Zapytałam.
-Ten pan siedzi przed salą kazałem mu wyjść. Siedział przy tobie cały czas. Nie mogliśmy go stad wygonić. Nawet brat panienki próbował, ale ten tylko protestował.
Uśmiechnęłam się na myśl o chłopaku.
-Czy mógłby pan tu poprosić? -Zapytałam.
-Naturalnie. Jednak chyba nie będzie to potrzebne. I tak by wszedł.
Zaśmiałam się lekko. Lekarz wyszedł, a zaraz po nim wszedł Kastiel.
-Rose...-wyszeptał.
Chłopka podszedł do mnie i przytulił mnie.
-Nie płacz -powiedziałam słysząc jego szloch.
-Ale...To przestało pikać. Rose... -wyszeptał załamanym głosem.
-No nie wierze. Wielki Kastiel pan buntownik płacze -powiedziałam.
Chłopak zaśmiał się i na chwilę mnie puścił, by po chwili pocałować.
-Nareszcie czuję twoje ciepło -wyszeptał.
-Nie gadaj -odparłam.
Pocałowaliśmy się jeszcze raz i nagle ktoś wszedł do sali.
-Daniel... -wyszeptałam widząc brata.
-Siora! -Powiedział uradowany.
Ten również się popłakał. Zaśmiałam się. Chłopcy siedzieli długo. W końcu obu wygoniłam do domu. Kastiel nareszcie musiał zjeść coś porządnego, a nie bułki słodkie.
-Kastiel pojedź z Danielem do domy. Zamówcie pizzę czy coś. A najlepiej to coś zdrowego. Jak wyjdę to nie popuszczę wam tak łatwo. Kto to widział cały czas jeść bułki ze sklepiku i kawę żłopać -powiedziałam na pożegnanie.
Następnego dnia przyszła policja abym złożyła wyjaśnienia. Po pięciu dniach mogłam wyjść do domu, ale miałam zwolnienie ze szkoły na dwa tygodnie.

...

Po cichu żeby nie obudzić Kastiela wstałam z łóżka i zeszłam do kuchni. Szybko zrobiłam śniadanie i wróciłam na górę z tacką, na której było jedzenie.Tackę odłożyłam na biurko i usiadłam na łóżku. Pomyślałam, że nie będę budziła Kastiela. Ostatnio dużo spał. Nadrabiał czas gdy leżałam w szpitalu, a on siedział cały czas przymnie.   
Jest taki spokojny gdy śpi...
Chłopak po chwili zaczął się poruszać i otworzył oczy. Zaczerwieniłam się.
-O kto to na mnie patrzy? -Zapytał czerwonowłosy uśmiechając się.
-No bo...-Zaczęłam się jąkać.
-Oj przestań -jęknął Kastiel i przyciągnął mnie do siebie.
Chłopak tak mnie pociągnął, że leżałam na nim, a on po chwili wpił mi się w usta. Oddałam pocałunek. Czerwonowłosy wpiął rękę w moje włosy. Kochałam gdy tak robił. zawsze gdy się z nim całowałam czułam przyjemne ciepło w podbrzuszu. Chłopak zjechał jedną ręką na pośladek, a ja lekko zadrżałam. Nie przeszkadzało mi to. W końcu był moim chłopakiem, więc nie miałam nic przeciwko. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie i stuknęliśmy się czołami.
-Świetnie całujesz -wyszeptał Kastiel.
-Śmieszny jesteś. To ty dobrze całujesz -powiedziałam.
-To może się przekonamy? -Zapytał ze swoim uśmieszkiem.
Ten uśmiech był zarezerwowany tylko dla mnie. Zresztą chłopak i tak rzadko kiedy się uśmiechał.
-Z wielką chęcią -odparłam.
Chłopak ponownie mnie pocałował i zamruczał. Kochałam czuć jego wargi na swoich. To było uczucie nie do opisania. Czułam się jak w niebie albo nawet lepiej. Gdybym w tamtym momencie stała Kastiel musiałby mnie złapać, ponieważ od jego pocałunków kręciło mi się w głowie. Czerwonowłosy obrócił mnie i teraz to on był nade mną.
-Przy tobie trudno mi się powstrzymywać kocie -wyszeptał mi do ucha po czym je przygryzł.
Dreszcze przeszedł mi ciało, a na usta momentalnie zawitał lekki uśmieszek.
-Nikt ci nie każe -odparłam.
-Lepiej nie bo może się to źle skończyć -odparł chłopak.
Znowu się uśmiechnęłam. Chłopak ponownie mnie pocałował, a po chwili zszedł z pocałunkami na szyję. Wtedy kompletnie czułam się jak w niebie i umiałam tylko gładzić jego włosy.
-Na dziś wystarczy. Bo zaraz naprawdę się nie powstrzymam -powiedział chłopak schodząc z łóżka.
Popatrzyłam na niego zdziwiona. On tylko wziął tackę z jedzeniem i postawił ją na łóżku. Nic nie mówiłam bo nie chciałam by się złościł.
-W niedalekiej przyszłości zostaniesz moją żoną -powiedział chłopak jedząc śniadanie. -Nie widziałem żeby ktoś tak świetnie gotował.
-Co chcesz, że jesteś taki miły? -Zapytałam.
-Muszę coś chcieć skoro jestem miły?
-Raczej tak -odparłam.
-Osz ty...
Chłopak rzucił się na mnie, ale zdążyłam mu uciec. Przez co ten wylądował na podłodze, a ja zaczęłam się śmiać.
-To się doigrałaś -odparł buntownik wstając.
Zaśmiałam się i wybiegłam z pokoju.
-Daniel ratunku! -Krzyknęłam.
Czerwonowłosy z psychopatycznym uśmiechem biegał za mną.
-Kastiel nie!
-Idźcie się gwałcić gdzie indziej! -Dobiegł mnie głos Daniela.
Wbiegłam do pokoju.
-Teraz cię mam!
Krzyknęłam głośno, ponieważ Kastiel rzucił się na mnie i ostatecznie upadliśmy na podłogę.
-No masz mnie -powiedziałam szeptem.
-Jesteś bardzo niegrzeczna.
-Bywa...
Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i pocałował mnie. Jedną rękę wplątałam w jego ogniste włosy, a drugą położyłam na torsie. Chłopak mruknął przeciągle. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
-Idź wyprowadź psy -powiedziałam uśmiechając się .
-Czemu ja? -Zapytał oburzony chłopak.
-Bo ja robiłam śniadanie -odparłam wystawiając język.
Chłopak po chwili poszedł się ubrać, a ja pościeliłam łóżko.
-I jak gwałty? -Zapytał starszy brat stając w progu drzwi.
-Jesteś niemiły -odpowiedziałam udając urażoną.
-Zrób mi śniadanie.
-Nie.
-Czemu?
-Bo sugerujesz iż łączą mnie stosunki seksualne z Kastielem -odparłam.
Chłopak zaśmiał się i zszedł na dół. Gdy Kastiel wyszedł z psem poszłam się umyć i ubrać. Gdy tylko wyszłam z pod prysznica zadzwonił mój telefon. Szybko go odebrałam.
-Tak słucham? -Zapytałam.
-Hej Rose tu Lysander. Jak się czujesz? -Zapytał białowłosy.
-Em...Dziękuję jest o wiele lepiej -odparłam z uśmiechem.
-Niezmiernie się cieszę. Wszyscy martwiliśmy się o ciebie -powiedział chłopak.
-Naprawdę dziękuję.
-To ja nie będę ci już przeszkadzał. Trzymaj się -zakończył chłopak.
-Dzięki i nawzajem, pa.
Rozłączyłam się i zaczęłam ubierać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Niedługo dam wam kolejny rozdział ;) Przepraszam, ze tak krótko :(

czwartek, 2 lipca 2015

Pytanko

Może tak chcecie jakiś letni one~shot? W komentarzach piszcie proszę odpowiedź ;)

Księżniczka Luna 21

Rozdział 21

Kastiel

Karetka była na miejscu po piętnastu minutach. W szpitalu zabrali ją na badania, a następnie położyli na sali. Jednak lekarze nie chcieli udzielić mi żadnych informacji, ponieważ nie jestem nikim z rodziny.
Gdzie jest Daniel?!
Szybko wybrałem numer brata ukochanej.
-Kas co z nią?! -Usłyszałem zmartwiony głos chłopaka.
-Nie chcą mi nic powiedzieć bo nie jestem nikim z rodziny. Przyjeżdżaj jak najszybciej -odparłem.
-Dobra czekaj na mnie będę za dziesięć minut.
Usiadłem na krześle przed salą. Łokcie położyłem na kolanach, a ręce wplątałem we włosy.
Kurwa!
W tamtej chwili nic nie mogło wyrazić moich uczuć jak stare, dobre "kurwa". Zamknąłem oczy i próbowałem się uspokoić.
Co ta chora wariatka od niej chciała?! Zawsze wiedziałem, że Rose przyciąga kłopoty.
-Pan Kastiel Smith? -Zapytał jakiś poważny głos.
Poniosłem głowę i ujrzałem policjanta.
-Ta -odpowiedziałem sucho.
-Musi pan z nami pojechać na komendę i złożyć zeznania w sprawie napaści na Rose Angel -wyrecytował glina.
-Nigdzie nie jadę. Czekam na jej brata -odparłem hardo.
Akurat w tej chwili na oddział wszedł Daniel.
-Musi pan z nami jechać, ponieważ potrzebujemy wyjaśnień -naciskał dalej mundurowy.
-Nigdzie nie jadę i koniec!
-Dzień dobry. Kastiel co się dzieje? -Zapytał Daniel.
-Chce mnie zabrać na komisariat żebym złożył zeznania -wyjaśniłem.
-No to jedź!
-Nie zostawię jej!
-Kastiel jestem tu ja. Będę przy niej. Złożysz zeznania i przyjedziesz. Wiesz, że pomożesz jej jeśli to zrobisz -uspokoił mnie Daniel.
-No dobra. Bądź przy niej stary -odparłem wstając z krzesła.
Daniel uśmiechnął się i poszedł w stronę lekarza, a ja z policjantem.

Lysander

Po lekcjach szybko poszedłem do domu. Nie chciałem natknąć się na Rozalię, która zaczęła by mnie męczyć zakupami. Zmęczony opadłem na sofę i odchyliłem głowę do tyłu. Leo nie wrócił jeszcze do domu, dlatego było cicho. Zresztą nawet jak jest to mam ciszę. No chyba, że przyjdzie Rozalia. Cały dom się trzęsie. Zazwyczaj wtedy wychodzę. Ale wracając do mojej ciszy...Nie trwała ona długo, ponieważ rozbrzmiał głos dzwonka do drzwi. Jęknąłem przeciągle i podszedłem do wrót. Ledwo je otworzyłem, a do środka wparowała białowłosa.
-Witaj Rozalio -powiedziałem.
-Rose leży w szpitalu! Musimy do niej jechać! -Wybuchła.
-Słucham? Jak Rose leży w szpitalu? -Zapytałem spokojnie.
-Normalnie! Emily wstrzyknęła jej jakieś świństwo i straciła przytomność! Nie wiem co dokładnie jest. Kasa zabrali na przesłuchania, ale on też nie wie co jej jest bo nie chcieli mu powiedzieć. w szpitalu jest Daniel on nam wszystko powie.
Dziewczyna mówiła tak szybko, że ledwo ją rozumiałem. Jednak mimo tego zabrałem klucze i szybko razem z nią wsiadłem do auta.
Żyj proszę...

Rose

Czułam pustkę. Uczucie, że wszystko jest skończone. Że nie ma nic...
Więc tak wygląda śmierć?! Żadnych tuneli bez końca? Żadnego białego światełka? Aniołki po mnie nie przylecą? Bóg nie przyjdzie mnie wyspowiadać? Nic? Cholerna ciemność przez chuj wie ile czasu. Nie zdążyłam się pożegnać. Co ja gadam! Nie zdążyłam nawet zasmakować życia! Zostawiam wszystkich...tak nagle...A chciałam być z Kasem...Do końca...Na zawsze...A teraz? Teraz to mogę sobie pomarzyć. Przepraszam Kastiel...Nie chciałam. Naprawdę wszystkich przepraszam...

Kastiel

Rose leżała nieruchomo. W jej ciele było pełno rurek z płynami. na monitorze obok wyświetlały się liczby, których nie rozumiałem.
-Teraz wiem jak się czułaś mała -wyszeptałem.
Cały czas trzymałem jej rękę. Nie czułem już jej ciepła. Była chłodna. Nie umarła, żyła, ale zapadła w śpiączkę.
Czemu to wszystko się pieprzy?! Czemu nie możemy być szczęśliwi?!
Patrzyłem na jej spokojną twarz. Nagle po jej policzku spłynęła łza.
-Nie płacz kochanie -wyszeptałem łamiącym się głosem. -Będzie dobrze. Musi być dobrze!
Drzwi do sali otworzyły się. Odwróciłem się w ich stronę i ujrzałem Lysandra razem z Rozalią.
-Co jej jest? -Zapytała Roza.
-Chodź na korytarz. Nie chcę żeby słyszała -powiedziałem.
Dziewczyna popatrzyła się na mnie jak na idiotę, ale jednak przystała na moją propozycję.
-Zapadła w śpiączkę. Ta idiotka wstrzyknęła jej za dużą ilość płynu. Lekarze nie wiedzą co to dokładnie było, ale najwidoczniej po tym miała zasnąć. Ta idiotka dała tego za dużo! A teraz ona tam leży i umiera.
Rozalia zatkała usta dłońmi, a Lysander wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
-Jak to...umiera? -Zapytał poeta po chwili.
-Normalnie. Daniel mówi, że Rose bierze na coś leki, a to co wstrzyknęła jej Emily razem z tymi lekami może doprowadzić nawet do śmierci -wyszeptałem.
Z oczu Rozy pociekły łzy, ja sam byłem bliski płaczu tak samo jak Lysander.
-Nie ma na to sposobu? -Zapytał białowłosy.
-Najmniejszego. Lekarze mówią, że musimy czekać.
Dziewczyna wtuliła się w Lysa, a ja usiadłem na krześle.
-Gdybym był szybszy...Gdybym jej pilnował. Nie było by tego! To wszystko moja wina! Jestem takim idiotą, że nie umiem nawet jej zapewnić bezpieczeństwa!
Dałem ujść złości. Byłem beznadziejny, słaby...
-To nie twoja wina Kastiel! Nikt nie mógł wiedzieć co tej idiotce przyjdzie do głowy -powiedział Lysander klękając naprzeciw mnie.
-To moja wina! Mogłem jej pilnować! To wszystko moja wina! Jedyna osoba na której mi zależy, leży tam i umiera! Jestem największym idiotą na całym świecie!
Łzy zaczęły mi płynąć po policzkach, a ja kompletnie je ignorowałem.
-Kastiel uspokój się! Ona ciebie kocha, a ty ją! Rose będzie żyła! Nie umrze! Jest silna, twarda i nigdy się nie podda -powiedział twardo Lysander.
-Mogłem dać jej spokój! Mogłem pozwolić być jej z tobą! Przy tobie nie miałaby takich problemów.
-Kastiel kurwa ogarnij się! -Krzyknął Lysander.
Podniosłem głowę zdziwiony. Łzy przestały płynąc, nawet chlipanie Rozy ucichło.
-Lys...Ty nigdy nie klniesz -wyszeptałem.
-Bo mnie wkurwiłeś! Ze mną byłoby tak samo. Przecież Emily nie chodziło o to, że ona chodzi z tobą. Gadałem z Alexym. Emily jest homoseksualistką...zakochała się w Rose, a ona kocha ciebie i nie będzie z nią. Na pewno o to jej chodziło. Dlatego teraz ogarnij się. Ona ciebie teraz potrzebuje. Ludzie w śpiączce wszystko słyszą. Więc proponuję aby każdy teraz do niej poszedł -wyszeptał chłopak.
-Dzięki stary i przepraszam za wszystko -powiedziałem.
-Nic się nie stało. Nie zapanujesz nad sercem -powiedział poeta.
Uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Idź pierwszy -powiedziałem do chłopaka.
-Dzięki Kas.
-Siadaj Rozalio nic jej nie będzie -powiedziałem do białowłosej.

Lysander

Dziewczyna leżała z mnóstwem rurek w ciele.
-I w coś ty się wpakowała? -Zapytałem siadając obok łóżka.- Chciałem ci coś powiedzieć. Wiem, że mnie słyszysz. Jesteś silna, dasz sobie radę. Jak stąd wyjdziesz to pojedziemy całą paczką nad morze co? Będzie zabawnie. Wiesz...Kastiel będzie się cały czas ślinił na twój widok. A gdy podejdzie do ciebie jakikolwiek chłopak to zaraz zacznie się drzeć.
Zaśmiałem się lekko na ta myśl. Usta dziewczyny jakby ułożyły się w uśmiechu. Ale równie dobrze mogła to być moja wyobraźnia.
-Ale nie to chciałem ci powiedzieć. Pogodziłem się z Kasem, w sumie to nawet nie byliśmy skłóceni tak nad tym myśląc. Jednak to nie znaczy, że przestałem cię kochać. Moje uczucia do ciebie się nie zmieniły Kurczę...Czuję się jakbym pisał list. A tak wracając to wiem, że jestem tchórzem bo nie umiem ci tego powiedzieć w twarz. Wiem, że Kastiel cię kocha. to widać. Nigdy tak nie patrzył na żadną dziewczynę. Co ja mówię nigdy nie płakał z powodu żadnej dziewczyny! A teraz? Przed chwilą płakał jak dziecko. On się o ciebie martwi. Ja sam byłem bliski płaczu. Ale wiem, że jesteś silna i dasz radę. Pójdę już. Na pewno chcę z tobą pogadać.
Wstałem i nim zdążyłem się odwrócić na myśl przyszła mi jedna rzecz.
-Wybacz za to co zrobię, ale nie mogę się powstrzymać -wyszeptałem.
Schyliłem się nad dziewczyną i pocałowałem jej różane usta.
-Do zobaczenia. A zapomniałbym. Dzięki za zajęcie się mną gdy byłem pijany. Pa mała -powiedziałem wychodząc.

Rose

Słowa Lysandra zrobiły na mnie duże wrażenie.
Lysander...tak bardzo chciałabym ci podziękować i przeprosić za wszystko...
Poczułam ukłucie w sercu. Nie było to przyjemne uczucie. Było to znowu ukłucie żalu i pustki. Nie chciałam tak siedzieć. Słyszałam wszystko co działo się dookoła. Dokładnie słyszałam jak Kastiel płakał. Gdybym była ostrożniejsza byłoby inaczej. Wszystko przez moja głupotę.

Kastiel

Nareszcie nadeszła moja kolej. Lysander odwiózł Białowłosą do domu, a ja usiadłem obok ukochanej.
-I jak mała? Nie powiesz mi co gadali prawda? -Zapytałem uśmiechając się.- Kocham cię. Dlatego proszę zostań przy mnie. Bez ciebie to nie będzie to samo. Kocie...
Zbliżyłem się do dziewczyny i pocałowałem ją. Jej usta nie były ciepłe jak zawsze, tylko zimne niczym woda. Tym razem dziewczyna nie odwzajemniła pocałunku. Lekko odsunąłem się od dziewczyny, a po moim policzku ściekła łza.
-Brakuje mi ciebie -wyszeptałem.
Nagle maszyna zaczęła szybciej pikać i ucichła. Wystraszony szybko wybiegłem i zawołałem lekarza, który przybiegł z personelem. Pielęgniarki i staruszek zabrali gdzieś dziewczynę, a ja szybko zadzwoniłem do Daniela, a później Lysandra.
Żyj...Błagam żyj!

Rose

Doskonale czułam usta Kastiela na swoich. Chciałam być przy nim. Jednak coś się nie udało. Urządzenie przestało pikać, a Kastiel zaczął coś krzyczeć, a później zrobił się harmider.
Umieram...?

Kastiel

Siedziałem przed salą operacyjną i czekałem na resztę.
-Wszystko spierdoliłem! -Powiedziałem i uderzyłem z całej siły w ścianę.
-Kastiel co się stało?! -Zapytali Lysander i Daniel równocześnie.
-Te chujowe urządzenia...Te pierdolone urządzenia przestały pikać -powiedziałem upadając na kolana.-Ona...ona tam umiera!
Lysander i daniel popatrzyli na mnie wystraszeni. Po chwili Daniel usiadł na krześle i spuścił głowę. Lysander pomógł mi wstać.
-Na pewno ją uratują -powiedział poeta.
Siedzieliśmy strasznie długo. W końcu jednak wyszedł lekarz. Jednak jego mina nie wróżyła niczego dobrego.
-To pan jest jej bratem prawda? -Zapytał lekarz Daniela.
-Tak...-Wyszeptał chłopak stając.
-Niestety...Ale nie udało się jej uratować. Pańska siostra zmarła.
Ze strachu otworzyłem oczy szerzej.
-Jak to zmarła?! -Wybuchłem.
-Niestety.
-Nie, nie...-usłyszałem szept Lysandra.
Wybiegłem ze szpitala nie zwracając uwagi na nic. Łzy płynęły po moich policzkach. Na dworze padał deszcz, a ja biegłem przed siebie. Gdy dotarłem do domu wsiadłem na motor i pojechałem do domku w lesie. tam, gdzie pierwszy raz zrozumiałem, że kocham Rose. Usiadłem na trawie i wydarłem się na całe gardło:
-Rose!
Później zacząłem płakać jak małe dziecko.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieje, że rozdział się spodoba, ponieważ bardzo się starałam i nawet sama się popłakałam :(

środa, 1 lipca 2015

Dziękuję :*

Nie wiem jak wy to robicie w tak krótkim czasie, ale mamy już 5000 wyświetleń. Serdecznie wam za to dziękuję :) I mam nadzieję, że będzie tego jeszcze więcej :)