czwartek, 16 lutego 2017

Kastiel x Alice

Rozdział XVI

"Kac i niespodziewany zwrot akcji..."

Alice

Obudził mnie odgłos rzygania. 
Jak miło...
Usiadłam i przetarłam oczy. Zlustrowałam wzrokiem salon Kasa. Wszyscy walali się po nim. Kas leżał obok mnie na kanapie, przykryty kocem jak małe dziecko. Alex spał na dywanie. Sara była w połowie na sofie, w połowie na ziemi, natomiast Zeke leżał na parapecie, skulony jak mały kociak. Lysander walał się po schodach, a Roza pod nimi. Brakowało tylko dwójki moich przyjaciół.
 
Szybko poszłam do łazienki, w której odgłosy nie ustawały. Zapukałam, a następnie weszłam. Nad muszlą zwisał Ash, a Rafa cały czas głaskał jego plecy.
 
-Cześć Alice- powiedział brunet.
 
Białowłosy, zmęczony uniósł głowę i lekko się uśmiechnął, jednak zaraz znowu powrócił do wymiotowania.
 
-Długo tak...? -Zapytałam.
 
-Z kwadrans.
 
-Trzymaj go, a ja zrobię mu zimny okład.
Szybko wyciągnęłam z szafki Kastiela byle, jaką szmatkę i włożyłam pod strumień lodowatej wody.
 
-Trzymaj mu to na czole, a ja zrobię miętę -rozkazałam.
 
Jakiekolwiek oznaki zmęczenia i niewyspania zniknęły. Przeszłam przez salon, który był pobojowiskiem. Dosłownie. Puste butelki i puszki walały się po ziemi, stole i nie tylko. Rozsypane przekąski zasypały podłogę, tak samo jak resztki ubrań.
 
Nieźle wczoraj pobalowaliśmy...
Zaparzyłam miętę, z którą wróciłam do łazienki. Ash nareszcie przestał wymiotować. Biedny, leżał bez sił przy muszli klozetowej. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i wręczyłam kubek z napojem.
 
-Wypij, to mięta. Dobrze ci zrobi na żołądek- powiedziałam.
 
-Anioł, a nie kobieta- wymamrotał białowłosy resztkami sił.
 
Zaśmiałam się i pogłaskałam go po głowie.
 
-Po prostu wierna przyjaciółka- mruknęłam.- Może jednak nie tak bardzo wierna. Nie powinnam was zostawiać bez znaku życia.
 
Spuściłam głowę na dół, lekko zażenowana. Rafael uniósł mój podbródek i spojrzał mi w oczy. Jego wyraz twarzy był poważny.
-Zawsze byłaś, jesteś i będziesz wierną przyjaciółką. Żadne z nas nie ma ci tego za złe. Martwiliśmy się o ciebie, ale nawet na chwilę nie byliśmy źli. Na ciebie nie można się złościć, księżniczko.
 
Obaj uśmiechnęli się, a ja przytuliłam każdego po kolei.
 
-Kocham was chłopaki- powiedziałam radosna.
 
-Cóż to za czułości w kiblu, z rana i to jeszcze na kacu? -Usłyszeliśmy za sobą.
 
W drzwiach stał Alex ze swoim przyćpanym wzrokiem.
 
-Ash zrób miejsce dla starego kolegi- powiedział mój brat.
 
Białowłosy ledwo, co się odsunął, a brunet zwrócił zawartość żołądka. Zaraz po nim zrobił to Ash'i.
 
-Ja sama zaraz też puszczę pawia- powiedziałam zniesmaczona.
 
-Ja też Alice- dodał Rafael.
 
Widok wymiotujących chłopców do jednego sedesu nie był przyjemny.
 
-Idę robić więcej herbaty i śniadanie, a ty zostań z nimi.
Szybko uciekłam z łazienki. Poczułam gulę w gardle i skrzywiłam się.
Nie zrzygam się, nie, nie ma mowy...
Weszłam do kuchni i ujrzałam swojego chłopaka stojącego przed lodówką.
 
-Dla ciebie trzeba będzie kupić taką z szybą- mruknęłam, podchodząc do niego.
-Wredota. To już dzień dobry, to łaska, tak?
Chłopak objął mnie i przyciągnął bliżej siebie. Ja natomiast stanęłam na palcach i go pocałowałam.
 
-Dzień dobry ruda małpo- szepnęłam. Uwolniłam się z jego rąk i zaczęłam robić śniadanie. Kastiel pomagał mi, razem uznaliśmy, że zrobimy naleśniki. Miałam w planach jajecznicę, żeby było szybko. No, ale musiałoby być święto, żeby mój chłopak miał pełną lodówkę.
 
Właśnie, mój chłopak. Lubiłam to stwierdzenie. Zawsze, gdy mówiłam to, niezależnie czy tyko w głowie, czy przy kimś, to w brzuchu rodziło się takie miłe uczucie.
 
Gdy posiłek był gotowy Kastiel rozstawiał, go na stole, a mi przyszło obudzić całą ferajnę. Bez większego namysłu podeszłam do wierzy rudej małpy. Głośniki ustawiłam na maksa i podłączyłam do nich gitarę elektryczną. Z wielkim bananem na twarzy zaczęłam grać. Podłoga aż drżała, a moc była niespotykana. Wszyscy wystraszeni wstawali i zatykali uszy.
 
-Pojebało cie?! -Krzyknęła Sara.
 
Gdy wszyscy byli na nogach przestałam i wybuchłam śmiechem. Kac połączony z głośną muzyką jest istną katorgą.
-Śniadanie! -Wydarłam się najgłośniej jak umiałam.

~~*~~

Naleśniki, ciepła kawa i leki przeciwbólowe zaleczyły złość moich przyjaciół, spowodowaną głośną pobudką. Ash i Alex z racji tego, że rzygali, dostali kanapki z masłem. Bo nie chcieliśmy widzieć kolejnego koncertu wymiocin. Rafael cały czas trzymał swojego chłopaka za rękę, żeby dodać mu trochę otuchy. Biedny Ash'i był cały blady na twarzy. Jego śnieżne włosy zlatywały mu na spocone czoło. Alex wcale nie wyglądał lepiej, po zwróceniu całej zawartości żołądka. Naprawdę byli wykończeni. Reszta jakoś trzymała się na nogach. 
Po śniadaniu postanowiliśmy się ogarnąć. Dziewczyny, Alex, Ash i ja poszliśmy umyć się i tak dalej u mnie, a reszta u Kasa. Do tego chłopcy mieli posprzątać salon. Dałam dziewczyną ręczniki i poszły się myć. Jedna w łazience na dole, druga na górze, a Alex w swojej.
 
-Wiesz nie mam u siebie męskich żeli ani nic, więc musisz czekać aż Alex się wykąpie -powiedziałam do przyjaciela.
 
-Spokojnie- odparł.
 
Biedny siedział na skraju mojego łóżka, ze spuszczoną głową.
 
-Cieszę się Al, że w końcu znowu jesteś z nami. Może i nie było to nie wiadomo jak długo, ale naprawdę stęskniliśmy się za tobą- wyznał.
 
-Przepraszam, że zostawiłam was tak bez słowa...
Zrobiło mi się strasznie głupio. Wiedziałam, że sprawiłam im przykrość. Nie chciałam tego robić, po części nie było to moim wyborem, ale wiedziałam, że mogłam postawić się mamie. Jednak wtedy najwidoczniej nie chciałam.
 
-To przez Zeke'a? -Zapytał.
 
Białowłosy popatrzył się na mnie, a ja spuściłam mój wzrok na palce, którymi się bawiłam.
 
-Po części tak -przyznałam.
 
-Wiem, że to dla ciebie trudne maleńka, ale wiesz...
-Ash, ale to nie tylko przez niego. Mama kazała mi się wyprowadzić do Alex'a. Zgodziłam się, bo myślałam, że zapomni o mnie. Przestanie mnie kochać...
-Oj Alice, gdyby tak się dało. Wiesz mi, on próbuje. Ale ty najlepiej powinnaś wiedzieć, że się nie da od tak przestać. Nawet, jeśli ta osoba wyjedzie.
Zarumieniłam się lekko, a Ash'i objął mnie ramieniem i przytulił.
 
-Dziękuję, że ze mną jesteście. Naprawdę kocham was jak braci i nigdy już nie zostawię- powiedziałam.
 
-No ja mam nadzieję.
 
Uśmiechnęłam się ostatni raz, a chłopak wyszedł z mojego pokoju. Opadłam na łóżko patrząc w sufit.
 
Tyle bólu im sprawiłam... Na razie muszę zająć się Wiktorem...

~~*~~

Zmęczona padłam na moje łóżko. Chłopcy pomimo kaca mieli humor na zabawy i śmiechy i właśnie tym sposobem poszliśmy na kręgle, a potem paintball. Pod wieczór znowu chcieli pić, jednak z dziewczynami i Lysem wybiłam im to z głowy. Ostatnio za dużo opuszczaliśmy szkołę, dlatego nie mogłam im tego darować. 
Niechętnie wstałam z łóżka i przebrałam się w piżamę. Ustawiłam budzik w telefonie i poszłam spać. Myślałam o Wiktorze. O tym, co zrobić, żeby nie skrzywdził Sary. Jednak zanim doszłam do jakiś konkretnych wniosków odpłynęłam do krainy Morfeusza.

~~*~~

Wyszłam z domu zamykając go na klucz. Przed bramą stało auto Kastiela. Szybko podbiegłam i wsiadłam na siedzenie pasażera. 
-Hej Sara, cześć Kas- powiedziałam i dałam buziaka czerwonowłosemu.
 
-Siemka- odpowiedziała niebieskowłosa.
 
-Hej kotku- przywitał się buntownik.
 
-Co z chłopakami? -Zapytałam.
 
-Śpią. Po szkole może skoczymy na pizzę? -Odparła Sara.
 
-W sumie, czemu nie- powiedziałam.
 
Spojrzałam przez okno, spoglądając na park, który właśnie mijaliśmy. Mój telefon zadzwonił, a ja odebrałam, Sms'a.

Nieznany: 
Hej kicia i jak? Zastanowiłaś się? Sara uprzedzona? Będzie przednia zabawa ;D Twój W. ;*

Zacisnęłam mocniej szczękę, co nie wyszło uwadze rodzeństwa. 
-Coś się stało? -Zapytała zaniepokojona Sara.
 
-Nie, po prostu wkurzają mnie te wiadomości z jakimiś konkursami. To już druga dziś, a nie ma nawet ósmej- skłamałam.
 
-Rzeczywiście są bardzo męczące.
Na powrót spojrzałam przez okno próbując się uspokoić. Musiałam szybko wymyśleć coś, aby ten popapraniec dał spokój Sarze. Dziewczyna za dużo przez niego przeszła i nie chciałam, aby ponownie miała to piekło.

~~*~~

Po całym dniu czas dla siebie miałam dopiero o dwudziestej. Dlatego napuściłam wody do wanny i postanowiłam się zrelaksować. 
Co zrobić z Wiktorem? Może mnie samą by wziął... Weszłabym z nim w układ i nie brałby Sary...
Moja komórka rozbrzmiała, a ja od razu ją odebrałam.
 
-Jak tam słońce?
Na dźwięk jego głosu miałam ochotę zwymiotować, jednak powstrzymałam się.
-Zróbmy jakiś układ- powiedziałam, zaciskając zęby.
 
-To mi się podoba. Więc co chcesz?
-Zostawisz Sarę w spokoju i weźmiesz tylko mnie- odparłam.
 
-Kuszące... Wiesz, że długo zajmie ci spłacenie długu.
 
-Chuj z tym!
-Spokojnie kicia, nie warcz tak. Okej na to się zgodzę, coś jeszcze?
 
-Nikt ma o tym nie wiedzieć.
 
-Okej, to też może być. Jak wiesz grafik będzie do dogadania. W piątek pierwsza praca skarbie. O dwudziestej trzeciej po ciebie podjadę.
 
-Co będę musiała zrobić?
 
-Jest wyścig, potrzebna mi partnerka. Przebierzesz się w aucie, musisz być ubrana po mojemu. Tak, więc, pa kicia.
 
Rozłączyłam się i walczyłam z chęcią rzucenia telefonem i ziemię. Zwyczajnie odłożyłam go i zanurzyłam się w wannie.
 
Dasz radę... Dla Sary...
~~~~ 

I jest rozdział, nareszcie się wzięłam;) Poprawiałam go na komórce, dlatego może nie wyglądać ładnie. Poprawię go, kiedy będę miała dostęp do komputera ;)

EDIT: POPRAWIONY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz